AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Combichrist


Czytano: 6352 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Przed występem gwiazdy czwartkowego wieczoru 11.03.2010 roku, jaką w warszawskim klubie Progresja miał być zespół Combichrist, zagrał białostocki projekt Red Emprez który niestety był marną rozgrzewką przed występem Norwegów. Osobiście mam mieszane uczucia do muzycznej twórczości tej formacji. Na scenę wyszli z półgodzinnym opóźnieniem co nikogo specjalnie nie zmartwiło, zagrali bowiem dla skąpej nie przekraczającej 30 osób gromadki która zebrała się pod sceną. Duet składający się z wokalisty i klawiszowca zaprezentował mało dynamiczny, wręcz monotonny materiał po którym wszyscy poczuliśmy się znudzeni, niemal senni. Chwilami w muzyce Red Emprez pojawiał się power lecz było to niewystarczające minimum. Połączenie elektroniki z wczesnym disco lat 80-tych. Wokalne skojarzenie z Brianem Warnerem, Johanem Van Royem i trochę nawet z Davidem Gahanem, co mnie akurat gwałtownie nie rzuca na kolana. Dziwaczne teksty piosenek nie przemówiły do mnie, tak samo zresztą jak nie zrobiły na mnie wrażenia garnitury w które byli ubrani. Nie tylko mi nie podobało się całe to zestawienie, po usłyszeniu kilku kawałków ludzie wychodzili do baru nie mogąc doczekać się szaleństwa które miało nastąpić za parę chwil pod przywództwem Andy’ego LaPleguea.

Mam wrażenie że klub Progresja nie jest najlepszym miejscem na koncerty elektro tak wielkich gwiazd jak Combichrist. Organizatorzy chyba nie do końca przemyśleli sprawę. Miałam pewne obawy, które później niestety nabrały realnych kształtów ale o tym za chwilę. Tradycyjne już wygaszenie świateł przed wejściem muzyków na scenę, było silnym magnesem na wszystkich spóźnialskich i pijących piwko ludzi oczekujących na tyłach sali. Ja sama stojąc z podekscytowanym tłumem tuż przed ochronnymi barierkami, przygotowywałam się do tego by z chwilą gdy tylko Combichrist wejdzie na scenę zrobić jak najlepsze ujęcia.



Zabawne było to że techniczni musieli podprowadzić muzyków do instrumentów, ponieważ w ciemnościach które zapanowały trudno było zlokalizować coś więcej niż własne nogi. Bez większej niespodzianki, pierwszą piosenką którą poczęstował nas Combichrist była "Intro/The Rain Of Blood". Kolejne utwory: "Scarred" i "Get Out Of My Head" uruchomiły reflektory które swoimi mocnymi błyskami ze środka sceny oślepiły nas wszystkich. Nie było to udane posunięcie bo scena do dużych nie należała a i odległość do barierek również nie była największa. Prawie nic nie widziałam i z każdej możliwej strony czułam się jak pod ostrzałem stroboskopu, szkoda bo gra na perkusji, bębnach i klawiszach panów: Joe Letz’a, Z_Marry i Trevora Friedrich’a była bardzo widowiskowa. Jak zwykle energiczny Andy LaPlegua przez cały czas trzymał świetny kontakt z publicznością, żywo przeskakując z jednego krańca sceny na drugi. Fani przez cały koncert aktywnie reagowali na sugestie lidera, głośno śpiewając wraz z nim wszystkie teksty piosenek.

Spory podziw wywarła na mnie praca bębnów, choć nagłośnienie nie było proporcjonalne, co w efekcie dało zupełnie inne brzmienie niż to do którego przyzwyczajeni jesteśmy na krążkach zespołu. Koncert złożony był z bardzo fajnie dobranej set listy, chłopaki nie skupili się tylko na promocji materiału z najnowszej płyty. Oprócz trzech wyżej wymienionych numerów, usłyszeliśmy także: "Fuck That Shit", "Get Your Body Beat", "This Is My Rifle", "Today We Are All Demons", "Electrohead", "Are You Connected?", "Blut Royale", "Shut Up And Swallow", "Feed Your Anger", "This Shit Will Fuck You Up" kończąc na bisowym "WTF Is Wrong With You". Czekałam na "Prince Of E-Ville" i "At The End Of It All" lecz tych numerów niestety zabrakło.

Pomijając fakt kiepskiego nagłośnienia, do czerwoności rozpalił wszystkich mój ulubiony, rewelacyjnie zagrany "This Shit Will Fuck You Up", nie było osoby której nie porwałoby to wykonanie. Bardzo oryginalnie, wręcz genialnie wyszedł zaaranżowany na samą perkusję i wokal "Electrohead" którego odsłuch naprawdę wgniótł mnie w podłogę.

Finałem występu Combichrist było dosłowne rozwalenie części perkusyjnych i statywu mikrofonu przez wszystkich członków zespołu co dało jeszcze bardziej wyraźny obraz mocy i silnej ekspresji artystów. Na późniejszym after party NACHT IM BRUNKER zostało już bardzo niewiele osób ale ci którzy zostali na pewno nie żałują, zabawa była przednia. Najwytrwalsi i najbardziej spostrzegawczy wrócili do domu bogatsi o autografy Andy’ego, który wychodząc do nas, nagrodził i ucieszył wszystkich swoją otwartością.

Mimo paru technicznych niedociągnięć, uważam ten koncert za niesamowite show które z pewnością zapamiętam na długo. Każdego namawiam by nie przegapił następnej okazji spotkania na żywo z grupą Combichrist. Nie skłamię mówiąc że zespół daje z siebie wszystko, świetna współpraca muzyków z publicznością, sprawiła że każdy z nas poczuł się wyjątkowo. Z pewnością nie był to stracony czas. Właśnie takich koncertów oczekuję… Więcej!
Autor:
Tłumacz: Ankara
Data dodania: 2010-04-15 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: