AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
KMFDM - Kunst


Czytano: 4780 razy

75%


Wykonawca:

Galerie:

Katalog płyt:
Najnowszy krążek KMFDM zaczyna się niezwykle wręcz znajomo. Kawałek ‘Kunst’ to zlepek motywów znanych z poprzednich wypocin kapeli, szczytem czego jest jego tekst, który w 95% składa się z tytułów utworów z wcześniejszych płyt. Co oznacza ten dziwny recykling i dlaczego właściwie zaczynam recenzję w ten sposób? A dlatego, że właśnie rozpoczął się kolejny odcinek serialu pt. ‘KMFDM Forever Sucks!’, a jak inaczej zacząć serial, niż kwestią ‘W poprzednim odcinku..’?

Ok, żarty na bok, czas na muzykę. Wspomniany już utwór na wejście, ‘Kunst’, to wbrew temu co można oczekiwać, solidny kawałek skutecznie chwytający słuchacza na wedkę. Przy okazji za jego pomocą kapela stawia sobie pomnik (w sumie już drugi, patrz: album ‘XTORT’) i po raz kolejny wykazuje się poczuciem humoru oraz zdrowym dystansem do własnej twórczości
(i fanów, patrz: początkowy sampel).
Co następuje później? Najkrócej można by to określić jako klasyczny KMFDM. Agresywne gitarowe riffy przeplatające się z masą elektronicznych smaczków, ciężkimi beatami (bo jakżeby inaczej) i duetem wokalnym Cifarelli/Konietzko. KMFDM jaki znamy i lubimy. W ww. schemat wpisują się również różnego rodzaju kolaboracje, których na ‘Kunst’ nie zabrakło. W utworze ‘Next Big Thing’ wokalnie udziela się William Wilson z Legion Within, natomiast ‘The Mess You Made’ to kawałek nagrany do spółki ze szwedzką kapelą Morlocks. Pierwszy z ww. przypomina mi czasy, gdy w kapeli grali jeszcze En Esch i Raymond Watts, głównie ze względu na wokale i charakterystyczny, marszowy beat. Nawet tekst mi pasuje, więc jest dobrze. Niestety z ‘The Mess You Made ’ już nie jest tak różowo. Brzmi on za bardzo jak to, co na co dzień oferuje Morlocks, a co z kolei nie za bardzo mi się podoba. Proporcje elektroniki i gitar przeważają na korzyść tego pierwszego, i o ile zazwyczaj jestem w stanie taki koktail przełknąć, to w tym przypadku staje mi ta mieszanka w gardle.

O ile sie nie mylę, ‘Quake’ zaistniał w sieci jako utwór poprzedzajacy wydanie albumu. Dobry wybór, nie ma co. Kawałek jest szybki, energiczny, idealny wręcz na występy na żywo. Ciekawostką koncertową może być natomiast ‘Ave Maria’, w którym na głos żeńskiej części nałożono szereg róznych efektów.

Najbardziej na krążku cieszy mnie świetna kondycja Lucii, która jak zwykle serwuje słuchaczom swój bogaty warsztat wokalny, najlepiej widoczny w moim prywatnym faworycie ‘Hello’. Senny śpiew świetnie kontrastuje tu z wybuchowym refrenem. Podobnie dynamiczy wokalnie jest ‘Pussy Riot’, którego tematyki przybliżać raczej nie trzeba, wszak sample otwierające i kończące wprowadzą nawet nieuświadomionych. Nieco bardziej tanecznie robi się w ‘Animal Out’, który jak dla mnie wypada podobnie jak ‘Take It Like a Man’ z ‘WTF?’, czyli nieco zbyt radiowo jak na utwór kapeli industrialno rockowej.

Jakby nie było, osiemnasty epizod ‘KMFDM Forever Sucks!’ za mną, i rad jestem stwierdzić, że była to prawdziwa przyjemność. Chyba będę to musiał kiedyś powtórzyć, może nawet zaproszę swoich znajomych? Może im też się spodoba i sami zechcą przeżyć to jeszcze raz z innymi znajomymi? A później i oni zaproszą swoich... Zresztą, sami wiecie jak to leci.

Tracklista:

01. Kunst
02. Ave Maria
03. Quake
04. Hello
05. Next Big Thing
06. Pussy Riot
07. Pseudocide
08. Animal Out
09. The Mess You Made
10. I <3 Not
Autor:
Tłumacz: fiuri
Data dodania: 2013-04-22 / Recenzje muzyki


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: