AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Laibach - Volk


Czytano: 21981 razy

90%


Wykonawca:

Galerie:

Katalog płyt:
Ostatnie tematy na forum:

 Kolejne dzieło Laibach’a, zespołu którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, nazywa się Volk – dla nieznających języka wyjasniam iż słowo to oznacza tyle co „lud”. Nietrudno się więc domyślić co zostało motywem przewodnim płyty.

Na początku o samej muzyce, gdyż później będę omawiał utwór po utworze koncentrując sie na innych ich walorach. Muzyka jest spokojna, bardzo spokojna, jesli ktoś liczy na „Tanz mit Laibach” v. 2.0. to niech lepiej daruje sobie ten krążek. Głównym instrumentem jest tu pianino, bity są mniej ważne, a jesli już to schodzą do tyłu tworząc szkielet utworów. Wszystko bazuje na hymnach narodowych i utworach osadzonych w tradycjach poszczególnych państw, nie byłoby więc dopuszczalne, by wyszydzić je – w związku z tym wyczuwa się wielki respekt i szacunek do nich. Nie są one zmienione lub przeprawione, jedyne co się zmienia to ich aranżacja – zawsze jednak dumna i „potężna”. Zacznijmy więc.

Pierwszy utwór nosi nazwę Germania i należy do grona moich trzech ulubionych kawałków na całym CD. Z miejsca uderza nas coś nowego – człowiek zaczyna sie zastanawiać, czy aby na pewno jest to Laibach. Przez dwie minuty słuchamy melodyjnego i spokojnego wykonania hymnu niemieckiego, później włącza się wokal bardziej już znany i zapewne bardziej oczekiwany. W związku z dosyć minimalistyczną warstwą muzyczną [zastrzegam jednocześnie, że minimalistycznie nie znaczy ubogo!] łatwiej jest się wsłuchac w tekst. Okazuje się, że jest on najważniejszą częścią całego utworu – a jak się w konsekwencji okaże – również całej płyty. Ogólnie rzecz ujmując – Niemcy zostali przedstawieni jako ci, którzy muszą przyjąć na siebie ciężar swojej historii, nie wolno im jednak zapominać o dziedzictwie i tradycji, które posiadają. Wielki nacisk położony jest na podkreślenie tego, jak głęboki był upadek tego narodu i jaka ogromna na nich spoczywa odpowiedzialność za to, by nie dopuścili do tego więcej. Następnie do naszych uszu dociera America. Milan Fras [wokalista] nie zostawia wątpliwości – słyszymy więc zdanie „land of the free” a w tle policyjne syreny oraz pytania retoryczne skierowane doAmerykanów – dla zainteresowanego współczesnym światem odpowiedzi są jasne. Zostawiam werdykt czytelnikowi, niechąc ingerować w osobiste poglądy – czy Ameryka zbudowała doskonałe społeczeństwo, wolne od niebezpieczeństw, wojny, głodu, równe i wolne dla wszystkich? Ciekawym dopełnieniem jest użycie w utworze kazania amerykańskiego kaznodziei, bardzo krzykliwego i nawołującego do nawrócenia [alternatywą jest oczywiście smażenie sie w piekle]. Podobnie wątpliwości nie zostawia nam utwór Anglia. Już od pierwszych linijek tekstu [„wciąż wierzycie, że trzymacie świat?”] widać jaki stosunek do byłego Imperium ma Laibach. Ciekawiej jednak prezentuje się aspekt „instrumentalny” – muzyka jakby żywsza, człowiek zaczyna się lekko bujać na boki – do tego akompaniament pianina i dźwięk skrzypiec. Następnie przemieszczamy się w zdecydowanie inne rejony – choć nadal imperialne. Rossiya! Utrzymuje się tu muzyka żywsza, dopasowana do dziewczęcego chórku, śpiewającego oczywiście po rosyjsku. Ogólny wydźwiek utworu jest duzo pozytywniejszy – jednoczmy się!. Dla uważnego ucha słychać pewne przebłyski niechęci, a raczej pewne zarzuty [np. głód] względem wielkiego brata, kawałek ten jest jednak dużo przychylniejsza niz w przypadku Anglii czy Ameryki. Calość tekstu do utworu Francia odnosi się dosyć wyraźnie do ostatnich zajść w biedniejszych częściach miast francuskich. Muzycznie narasta tu pewien niepokój, zagrożenie – także jest dosyć dobrym ostrzeżeniem, a jednoczesnie dosyć prawdopodobnym proroctwem tego, co czeka Francję. O kawałku Italia ciężko powiedzieć coś konkretnego w warstwie teksu, ze względu na to, że jest go po prostu mało. Fras zastanawia się, czy Italia wyrwie sie kiedyś z „niewolnictwa” względem Rzymu. Muzyka bardziej klasyczna, bardziej tradycyjna i charakterystyczna dla tego regionu. Espana – cóż – ten utwór jest (prawie) wesoły. Wracamy do czasów, kiedy Hiszpanie byli jeszcze wielkimi, potężnymi wojownikami, a ich zwycięstwa na szlaku wojennym i nie tylko były więcej niż pewne. Ciekawym jest tu zastosowanie gitary i specyficznego stylu gry na niej, a nastepnie przejście do bardzo electro – ebm’owego bitu [w tle, co zabawne, słychać wzmianki o piratach i konkwistadorach]. Przechodzimy do mojego ulubionego utworu – Yisra’el. Poruszony został tu problem odwiecznego poszukiwania własnego państwa przez Żydów. Najbardziej porusza mnie tu warstwa muzyczna, a zwłaszcza refren, w którym w połączeniu z bardzo mocnym bitem i potężnym głosem wokalisty idzie tradycyjna żydowska muzyka i tradycyjny żydowski śpiew. Wszyscy wiedzą, że starsi bracia mają smykałkę do muzyki. Turkiye to moim zdaniem najsłabszy utwór z całej płyty, muzycznie owszem, trzyma poziom podobny do pozostałych kawałków – nawet w pewnym momencie jest imponujący, kiedy do gry wkracza damski operowy wokal. To jednak moim zdaniem nie starczy. Nie zmienia to jednak faktu, że Turcja również trzyma poziomu i przyjemnie się jej słucha. Zhonghua [Chiny] jest jednak jeszcze ciekawszy, ze względu na zastosowanie hymnu narodowego, śpiewanego w oryginale i w oryginalnej aranżacji dalekowschodniej. Tekstowo mamy tu do czynienia z nawoływaniem do nowej rewolucji, do powstania tych, których „są miliony, a serce mają jedno”. Kolejnym utworem jest Nippon, czyli Japonia. Najdłuższy utwór na płycie, za to tekstu [w wykonaniu wokalisty] bardzo mało. Jedyne o czym wspomina, to apostrofa do siły wyższej i prośba o trwanie tego pięknego [subiektywna ocena własna] narodu. Wykonanie hymnu Japonii jest porywające, wręcz spektakularne. Filmowe, pełne ekspresji, po prostu wyśmienite. Nie ma w sobie ten utwór nic z nowoczesnej elektroniki, a i tak jest genialny. Przechodzimy w regiony znajome nam bardziej, do Słowenii. Slovania to jedna wielka dedykacja dla różnych ludzi. Między innymi Polaków [„these words are for you Poland”]. Chóralnie wyśpiewane zostaje życzenie, by kamienie się skruszyly, ziemia się zatrzęsła, a wolność powstała. Zostawiam interpretacje czytelnikowi, wydaje mi się jednak, że jest jasna :) To kolejny utwór w którym rytmiczny bit, głęboki i stateczny wprawia w ruch bujający ciało. Przedostatni kawałek to Vaticanae – ku mojemu zdziwieniu zaczyna się prawie noise’owo, tak samo się kończy – wypełnieniem jego jest jednak operowy śpiew pewnej damy, ewidentna pieśń religijna. Niebardzo jest co komentować. Pasuje do całośći – ale ani to grzeje, ani ziębi. Warto pomyśleć chwilkę nad ostatnim utworem. NSK to nie jest hołd ku jednemu z polskich DJ’ów, to skrót od Neue Slowenische Kunst [nowa słoweńska sztuka], a utwór ten można chyba swobodnie traktować jako hymn tego utopijnego i wyimaginowanego [?] państwa. Brzmi podniośle, brzmi dumnie. Brzmi tak jak powinien brzmieć.

Jak można więc podsumować nowego Laibach’a? Jest przede wszystkim dobry. Naprawdę dobry. Co więcej – w czasach, w których tak ciężko jest o oryginalność w muzyce, im się udało. „Volk” to nowość, zarówno dla zespołu jak i dla sceny muzycznej. I z wielką klasą pokazuje nam, że nowy, nie znaczy zły. Nie polecam zatwardziałym fanatykom „WAT’a”, bo po co macie się, moi drodzy, rozczarować? Polecam każdemu, kto lubi dobrą muzykę.

Jak dla mnie „Volk” zasługuje na uwagę.

Tracklista:
01 Germania
02 America
03 Anglia
04 Rossiya
05 Francia
06 Italia
07 Espana
08 Yisra'el
09 Turkiye
10 Zhonghua
11 Nippon
12 Slovania
13 Vaticanae
14 NSK

Autor:
Tłumacz: Nihil
Data dodania: 2006-09-13 / Recenzje muzyki


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: