AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
M'era Luna 2006


Czytano: 148571 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Obrazy jednego z największych Festiwali promujących muzykę alternatywną tkwią jeszcze pod moim powiekami. W pamięci zostało tysiące twarzy, które pojawiały się raz z lewej, raz z prawej strony. Ich ilość sprawiała, iż ocean ludzi pochłaniał mnie całą. Droga pod scenę i wszędzie tam, gdzie kierowałam wzrok, była usłana kolorowymi maskami, które mieniły się w rytm muzyki. Wszystko pulsowało, stając się jednością z dźwiękami wydobywającymi się z potężnych głośników. Tętniąca krew rozpierała ciało, można było czuć siebie po same końce palców. Czuć, że się żyje. Właśnie wtedy...
Wyjątkowość tego wydarzenia to klimat historii opowiadanej ze sceny. Historii, która trwa przez dwa dni, nigdy się nie kończy, materializuje się co roku od siedmiu lat.
To także klimat specyficznej rewii mody...Nie sposób nie myśleć o tym, kiedy wspomina się M'ERA LUNĘ. Ta baśń nie tylko jest komponowana na scenie, ale także wśród ogromnej ilości fanów, którym także należy się ogromne uznanie.
Każdy Festiwal jest wyjątkowy, ale ten okazał się naprawdę czymś nie do opisania. To jest takie przeżycie, że sama sobie tego wszystkiego zazdroszczę. Podróż - przygoda warta najcenniejszych chwil zaczęła się w PIĄTEK. Dla nas nie zaczął się on jednak wejściem na teren Festiwalu. Organizacja nie okazała się wyrozumiała dla osób, które oczekiwały akredytacji... Nie zmieniło to jednak naszego nastawienia, że szykuje się niezapomniana impreza. Mam, pomimo tego incydentu, bardzo dobre zdanie odnośnie organizacji. Wszystko dopięte na ostatni guzik, żadnych poślizgów czasowych, ani potknięć technicznych, a także miła ochrona i liczna pomoc medyczna -co osobiście mnie mile zaskoczyło. Nie trzeba nikogo przekonywać, iż oprócz koncertów są to bardzo ważne kwestie.

SOBOTA

GOTHMINISTER na dzień dobry rozniósł swych fanów, aż się kurzyło!
Świetne, pełne humoru, a także momentami podejrzanie poważne show. Całkowicie nie do przewidzenia było dla mnie to, że o 12:35 będę już szaleć. Zespół rozgrzał wszystkich do czerwoności, ani przez chwilę nie szli na kompromis. Wizualnie, choć słyszałam różnorakie opinie, byli bardzo interesujący. Tymczasem MIDNATTSOL rozpoczęło swój występ. Swoją drogą, niesamowite, iż zespoły grają tylko tyle czasu, ile mają na to przeznaczone. Czy u nas byłoby to możliwe?
Ostre brzmienie, wokal Carmen - mocny, kojarzący się poniekąd z operą skrzyżowaną z folkiem na metalową nutę. Momentami trochę zbyt jednostajny, płytki. Ale tłumy szalały! Połączenie miłe dla ucha. Bardzo dobry występ. Choć opinie co do stroju wokalistki nie były zbyt pochlebne...
GIRLS UNDER GLASS zagrali to, na co czekałam!!! Gdy grali "When I think about you" oraz rewelacyjny "Feuerengel" zrobiło mi się słabo z wrażenia. Nie wiem już nawet, czy wtedy w ogóle dotykałam ziemi! Ich utwory są dla mnie jak bomba, z tą różnicą, iż wiecznie wybuchającą i siejącą coraz większe spustoszenie. Koncert, na który czekałam z niecierpliwością, nie zawiódł mnie ani przez chwilę. Niezaprzeczalnie byli gwiazdą błyszczącą na festiwalowym firmamencie.
DOPE STARS INC. dają radę. Muzycznie jednak nie zachwycają. Choć muszę powiedzieć, iż wypadają lepiej na scenie niż podczas nagrań studyjnych. Nie są tak monotonni, a poza tym ciekawy wizerunek spełnia swoją funkcje przyciągającą. Wokalista skakał żywiołowo po scenie. Miły incydent z flagą szczerze mnie rozbawił. Skromnej postawy obiekt westchnień nastolatek zaplątał się w przerastającą jego możliwości materię z mrocznym znakiem. Było to takie "nie - mroczne", zwłaszcza w relacji do ich wizerunków. Bardzo sympatyczny akcent sprawił, iż cały występ nabrał charakteru. Utwór "Theta Titanium" zaśpiewany prawie jak hymn i to znacznie lepiej niż jest na albumie "Neuromance" podtrzymało moją opinię. Z kolei MESH mnie rozczarował. Jedynie ostatnim kawałkiem nadrobili i właściwie byłoby na tyle. Wizualnie i muzycznie klapa. Jednak wiem, iż to wcale nie musi okazać się znaczące, a jednak okazało się! Festiwal na szczęście jest po to, aby wybrać coś dla siebie. LIV KRISTINE może się okazać takim lepszym wyborem, ponieważ jak zwykle dała z siebie bardzo wiele dla publiczności. Choć tłum szalał, występy UNHEILING oraz SAMSAS TRAUM przeszły dla mnie bez echa. Podobne wrażenie miało bardzo dużo osób po NIEDZIELNYM występie DE/VISION.
FUNKER VOGT. Czarno - pomarańczowa energia. Na Castle Party byli słabsi. Chociażby furorę zrobił zielony "glonotwór" rodem z Lordi. Wymiatający beat na głównej scenie dla kontrastu po nie - elektronicznym GIRLS UNDER GLASS nie pozwolił mi wyjść z podziwu.
Podobnie jak FUNKER VOGT, także BLUTENGEL okazał się miły dla oka. Jednak tylko dla oka. Nie mogę przyzwyczaić ucha do wokalu Chrisa...Choć przyznam, że podziwiam go za to, iż zdobył takie uznanie bez podstawowych umiejętności, które powinien posiadać jako osoba będąca lub udająca "wokalistę". Występ więc umilały wijące się na scenie liczne kobiety, które może po części odciągały uwagę od samej muzyki...I to było trafione! Nie przepadam za tym gatunkiem, a jednak właściwie przez cały ich występ stałam pod sceną. Brawa się należą dla owych pięknych pań. TERMINAL CHOICE dnia następnego nie zrobiło już na mnie żadnego wrażenia. Brak kobiet na scenie zmienia postać rzeczy...
Z kolei TRISTANIA to dla mnie przede wszystkim piękna wokalistka z pięknym głosem. Dzięki temu nie można było nie pamiętać koncertu. Ich występ momentami można było porównać do gwiazdy NIEDZIELNEGO koncertu WITHIN TEMPTATION. Oczywiście nie było to takie show, ale biorę pod uwagę charyzmę wokalistki.
Tak na marginesie, czy to nie jest jakieś upośledzenie, że istotne są dla mnie kwestie nie tylko muzyczne? Niektórzy pod sceną zamykają oczy i słuchają, ja muszę widzieć. To musi być przeżycie! Coś czego nie dostaję się wraz z zakupem albumu! Bardzo trudno zorganizować występ, by był dobry i niezapomniany, zwłaszcza, gdy przez te dwa dni ogląda się czterdzieści zespołów! Niektóre zespoły znały ten klucz...Zarówno TRISTANIA jak i WITHIN TEMPTATION trzymały go w garści. Oczywiście drugi z wyżej wymienionych zespołów miał większy klucz...
FRONT LINE ASSEMBLY niezaprzeczalnie są wielką gwiazdą. Wymiatają równo! Wciąż niepokonani! Pod względem jakości występu niezaprzeczalnie dali popis swojego profesjonalizmu. Grając utwór "Unleashed" z najnowszego albumu zabili mnie z miejsca! Padłam więc tam z wielką radością! REWELACJA TOTALNA!
Po mocnym uderzeniu FRONTU na małej scenie zaczął się koncert DEATHSTARS. Niepozornymi chłopcami ich nie nazwę! Ciekawe, czy ktoś kiedyś oszacował, czy jest więcej kobiet czy mężczyzn na Festiwalu. Powiedzmy, że nie będę brała pod uwagę "Trzeciej Płci". Intrygujące "gwiazdy" przyciągają jednak wszystkich. "Ładni" jak DOPE STARS INC., ale grają po stokroć lepiej! Widziałam po minach niemieckich dziewcząt, iż są oni bohaterami licznych godnych ocenzurowania historyjek. Muzycznie naprawdę dobrze, przyznam jednak, iż wygląd też bardzo im pomaga, aby nikt od sceny nie odszedł. Chyba, ktoś tak kiedyś powiedział, że najpierw powinna być muzyka...
Z kolei NITZER EBB z pewnością nie potrzebowało dodatkowego wizualnego wsparcia. Po nich na pewno nie można było oczekiwać, iż zawiodą. Takiego szału ciał się jednak nie spodziewałam! Choć znalazłam się daleko od sceny, nie mogłam nie kiwać biodrem chociaż w jedną stronę! Przyznam, iż na wspaniałym AFTER PARTY w SOBOTĘ także królowali pod względem częstotliwości utworów. Skoro mowa o AFTER PARTY...Niech żałują ci, którzy tam nie trafili! Ten ogromny "industrial hangar" był dla mnie miejscem spotkania wielu specyficznych jednostek, które stworzyły wyjątkowy klimat.
Do zespołu THE GATHERING nigdy się nie przekonałam. Koncert nie zmienił mojego zdania, pewnie bezpodstawnego. Wbrew moim oporom, by pójść na ich koncert, pod sceną wrzało. Tłum w rytm muzyki pulsował ciężką mokrą masą. Zespól wymiatał, ale nie mnie. Stałam trzeźwo.
Za to BAUHAUS...Potęga gotyckich korzeni głęboko wrośniętych w podświadomość myślenia o muzyce, dzięki której istnieje taka alternatywna kultura...Piękny, bardzo nastrojowy występ. Nie obeszło się bez takich utworów jak "She's In Parties" czy też "Bela Lugosi's Dead ". Wszechobecny dym wzmacniał wyjątkowość wydarzenia. Z oparów mgły wydobywali się i znikali jak mary. Peter Murphy w długim płaszczu wyglądał jak ten, który wstaje z grobu, gdy nadchodzi chwila cielesnych drżeń...

NIEDZIELA

Uwielbiam koncerty CLAN OF XYMOX. Muszę to powiedzieć, iż moim zdaniem (bo słyszałam już inne opinie) kobiety z Klanu są przepiękne! Wbrew przyjętym konwenansom to nie wokalista jest tu gwiazdą.. .Sam występ jednak nikogo nie zaskoczył. Za bardzo opierają się na swojej opinii jako gwiazdy. Mam takie poczucie zwłaszcza po Castle Party. Miło zaskoczył mnie SOMAN. Rewelacja! Kto by pomyślał, iż o tak "wczesnej" godzinie (13:00) można szaleć jak w środku najgorętszej nocnej imprezy? Beat w bardzo mocnym, szybkim wydaniu. Szał ciał, gdy ledwo wyszło się ze śpiwora...EPICA podtrzymała to rozgrzanie. Już podczas pierwszego utworu powalili. Po prostu zdmuchnęli mnie spod sceny. Bardzo szybko złapali kontakt z publicznością. LETZTE INSTANTZ to nie moja bajka. Jednak, jakby nie patrzeć, uznani. Przyznam się właściwie, iż przez cały występ nie mogłam oderwać oczu od pana z czerwonymi dredami. Grając na instrumencie przypominającym "industrialną" wersję kontrabasu, zarzucał nimi niemiłosiernie. Ten wyjątkowo nieokiełznany obiekt mojej obserwacji siedział pod stalowym skrzyżowaniem tarczy strzelniczej z krzyżem. ROTERSAND to kolejny mocny beat. Na małej scenie w NIEDZIELĘ po prostu wszystko wibrowało od elektronicznych, szybkich wstrząsów. IN STRICT CONFIDENCE trochę ochłodzili wrzącą masę ludzi, ale to oczywiście dla nich na plus.
Na głównej scenie THE BIRTHDAY MASSACRE dali popis swoich możliwości jak zwykle. Przede wszystkim, na co warto zwrócić uwagę, to na fakt, iż nieczęsto się spotyka, aby oprócz wokalisty inni członkowie zespołu byli tak niesamowicie otwarci na kontakt z publicznością. Szalona masakra w ciekawej, nie przesadzonej aranżacji zachwycała wszystkich, czego nie można powiedzieć o wspomnianym już TERMINAL CHOICE, a także o takiej gwieździe, jaką jest APOPTYGMA BERZERK. Ich występ był dla mnie bezpłciowy. Nie nawiązali zbyt trwałego kontaktu z publicznością. Ale może to tylko takie moje wrażenie, ponieważ nie będę ukrywać, iż nie lubię pseudotanecznych uniesień rodem z gatunku pop.
Uwaga MINISTRY proszę państwa!!! Dla mnie ewidentnie gwiazda tego dnia, jeśli nie całego festiwalu. Już na początku zabili mnie! Z każdym utworem zabijali na nowo! Wbili w ziemię większość "gothów"! Zastanawiam się do tej pory, czy oni nie posiadali faktycznie jakiś industrialnych karabinów, którymi trafiali prosto w mózgi tam obecnych... Ja nie potrafiłam myśleć racjonalnie, gdy grzmoty docierały do moich zwojów, idąc po najcięższej linii oporu. Pokonali wszystkich, ja mentalnie klęczałam... Oni wiedzą jak to się robi... Mieli ten klucz i to do największej bramy...
IN EXTREMO zapewne byli jedną z większych gwiazd na festiwalu, ale nie dla mnie...Kobzy, ostry "chropowaty" wokal, ciekawy, ale przede wszystkim dla fanów tego gatunku. Jednak interesujący image i żywiołowość członków zespołu pozwoliła mi wytrwać dłużej pod sceną. Podobne odczucia miałam w czasie występu ASP. Choć każdy w potężnym tłumie dzielnie walczył o miejsce dla siebie(mnie się nie udało, ledwo dotarłam do połowy sali), nie wiedziałam dlaczego jest warto tam się męczyć...Mnie ten koncert nie przekonał. Miły dla ucha wokal połączony z trafionym beatem, ale razem to wszystko było nie tak jak trzeba. Ja lubię niezapomniane show na scenie. Przeżycie, a nie tylko mało porywające zaprezentowanie swojego muzycznego dorobku... Chyba że ten dorobek zabija jak w przypadku MINISTRY.
Piękne intro miało już wyżej wymieniane WITHIN TEMPTATION. Wzniosły początek, jakby otwierały się bramy baśniowego zamku. Epopeja dla wtajemniczonych. Cudny, słodki i mocny zarazem wokal niesamowicie dynamicznej Sharon sprawdza się na scenie wyjątkowo dobrze. Wizualnie także sprawili swym fanom miłą niespodziankę. Gigantyczny pomnik anioła na scenie oraz wizualizacje częściowo w postaci ich clipów - wszystko to robiło zamierzone wrażenie. Do tego liczne ogromne języki ognia ogrzewały serca najwierniejszych fanów.
Tak zakończył się wspaniały Festiwal M'ERA LUNA 2006. Nie zabrakło legendarnych już okrzyków "Helga" wśród obecnych na polu namiotowym...Łezka zakręciła mi się w oku, gdy spoglądałam ostatni raz na miejsce spotkań tysięcy fanów z wielu zakątków Europy. Fanów, którzy jadą setki kilometrów, by połączyć się na ten jedyny w roku weekend i przeżyć wspólnie cos tak wyjątkowego...

Sobota, 12.08
Scena główna Hangar
11:00 - 11:20 Sono 11:20 - 11:50 Lluther
11:40 - 12:10 Northern Lite 12:10 - 12:50 Regicide
12:35 - 13:15 Gothminister 13:15 - 13:55 Midnattsol
13:40 - 14:20 Girls Under Glass 14:20 - 15:00 Dope Stars Inc.
14:45 - 15:25 Mesh 15:25 - 16:05 Liv Kristine
15:50 - 16:30 Funker Vogt 16:30 - 17:10 Unheilig
16:55 - 17:40 Die Krupps 17:40 - 18:35 Samsas Traum
18:05 - 19:05 Blutengel 19:05 - 20:00 Tristania
19:30 - 20:30 Frontline Assembly 20:30 - 21:30 Deathstars
21:00 - 22:15 Nitzer Ebb 22:15 - 23:15 The Gatering
22:45 - 00:00 Bauhaus
Niedziela, 13.08
Scena główna Hangar
11:00 - 11:20 Mona Mur 11:20 - 11:40 Solitary Experiments
11:35 - 12:05 tba 12:05 - 12:35 XPQ 21
12:20 - 12:55 Clan of Xymox 12:55 - 13:25 Soman
13:10 - 13:50 Epica 13:50 - 14:30 Spetsnaz
14:10 - 15:00 Letzte Instanz 15:00 - 15:40 Rotersand
15:25 - 16:10 The Birthday Massacre 16:10 - 16:55 In Strict Confidence
16:35 - 17:25 Apoptygma Berzerk 17:25 - 18:20 Terminal Choice
17:50 - 18:50 Ministry 18:50 - 19:50 De/Vision
19:20 - 20:20 In Extremo 20:20 - 21:20 ASP
20:50 - 22:00 Within Temptation


Strony:
Autor:
Tłumacz: Nathashah
Data dodania: 2006-08-15 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: