AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
M'era Luna 2007


Czytano: 33724 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Jak co roku, w piątek wieczorem, dotarliśmy (wyjątkowo z wieloma atrakcjami i po wielu przygodach związanych z szalejąca pogodą) na mój ulubiony niemiecki festiwal. W piątek jak to w piątek szybko uwinęliśmy się z namiotami i poszliśmy poszaleć na Before Show Party, niestety jazda nas wymęczyła więc popadaliśmy jak muchy i poszliśmy szybko spać, ponieważ koncertów co niemiara, a siły tylko jedne…

SOBOTA

Lola Angst widziałem na żywo po raz pierwszy i przyznaję, iż ta formacja zrobiła na mnie duże i do tego bardzo pozytywne wrażenie. Można by rzec, że tak duże jak słupy ognia wydobywające się z organów, które stanowiły jeden z instrumentów na scenie. Swoją drogą z tego co się dowiedziałem po koncercie, zespół narzekał na scenę, która była za niska i płomienie mogły mieć tylko 2-3 metry – może to i dobrze. W każdym bądź razie Lola prawdopodobnie przypadnie do gustu wielu osobom, ponieważ na własnym przykładzie widzę, iż niektóre fragmenty melodii wynuciłem jeszcze kilka dni.



Client zagrały bardzo dobrze… Przez pierwsze cztery utwory, potem ze sceny dało się odczuć monotonię, ale pomimo tego występ można uważać za udany – choć mnie coś w tej kwestii trudno dodać.



Niemiecka scena dark independent ma w swoim zanadrzu kilka ciekawych gatunków muzycznych - nie ma on sprecyzowanej nazwy, ale to połączenie gotyku z elementami elektronicznymi i odrobiną rocka. Dodatkowym smaczkiem są specyficzne instrumenty, na których grają zespoły należące do tego gatunku - w efekcie dodana zostaje odrobina folku do tej mieszanki. Jednym z przedstawicieli wspomnianego muzycznego koktajlu jest Cultus Ferox, na którego występ pod scenę wyległa rzesza fanów. Po obejrzeniu kawałka koncertu zrozumiałem dlaczego ten gatunek jest tak lubiany, po prostu ta wybuchowa mieszanka czy to na scenie, czy to w głośnikach po prostu porywa. I tak oczywiście się stało w przypadku Cultus Ferox. Publika szalała przez cały koncert, a zespół jej wtórował. Tak więc jedynym minusem koncertu był jego czas trwania, gdyż publika była wyraźnie zawiedzona faktem, że koncert się skończył.



Covenant w pomniejszonym składzie, ponieważ na festiwalu zabrakło klawiszowa – Clas’a, a zamiast niego zagrał Daniel Myer, dał dobry koncert, który publika przyjęła entuzjastycznie. Eskil zachwycony publiką dziękował jej kilkukrotnie między innymi słowami "Greetings from Sweden, with love". W porównaniu z koncertem jaki miałem okazję zobaczyć w Polsce, który oceniłbym na takie 5 punktów na 10 możliwych, występowi z M’Era Lunie dałbym jakieś osiem i pół.



Nosferatu jak sama nazwa sugeruje było przykładem starej goth-rockowej szkoły. Mogę dodać tyle, że w wydaniu Nosferatu nie było się do czego doczepić, zarówno wizualnie jak i muzycznie godnie zaprezentowali się przed publiką.



Dir En Grey to kawał ostrej muzyki z pogranicza metalu i hardcore. Nie każdy idący na koncert to wiedział, tak więc część ludzi została zmylona imagem zespołu oraz faktem rozdawania mrocznych czarnych baloników przed koncertem. Nie zmienia to faktu, iż zarówno ci którzy są fanami zespołu jak i ci którzy doznali niewielkiego szoku akustycznego pozostali na koncercie, ponieważ pięciu niewielkich panów dało na scenie pokaz niesamowitej ilości energii – zarówno fizycznej jak i muzycznej.



Jeśli ktoś z Was chciałby zobaczyć niesamowity muzycznie i wizualnie show to zapraszam go na koncerty amerykańskiej Emilie Autumn. Ów wokalistka poza tym, że dość ciekawie gra (połączyła muzykę klasyczną z punkiem i industrialem zamykając ten miks w zgrabnej nazwie "victoriandustrial") to do tego w parze z nietypowymi melodiami dokłada nam wręcz niesamowity lalkowy-wróżkowy(?) wizaż. Dodatkowym smaczkiem tego koncertu i samej Emilii jest jej głos, ponieważ utwory śpiewane słodkim, melodyjnym głosem nagle zaczynają zamieniać się w wręcz bestialskie wycie. I kto by przypuszczał, że w tak drobnej osóbce kryje się tak potężna siła. Jak dla mnie koncert, który warto było zobaczyć i usłyszeć.



And One jest jednym z zawodów jakie mnie spotkały na tegorocznej M’era Lunie. Po obejrzeniu prawie całego koncertu muszę z przykrością stwierdzić, że muzyka jaką panowie z And One nam zaprezentowali doprowadzała głównie do znużenia. I pomimo prób grania swoich najbardziej znanych kawałków efekt "rozruszenia" publiki był mizerny. Ostatnim ziarnkiem goryczy było zagranie covera utworu "Steelrose", który w oryginale był grany przez Project Pitchfork… i tak nalezżło zostawić ten utwór, ponieważ cover był równie marny co koncert.



Licząc na miłą odskocznię poszedłem na koncert Suicide Commando, będąc w stu procentach pewien, iż koncert będzie udany… i tak właśnie było! Johan Van Roy, pomimo swojego wieku, zademonstrował na scenie całkiem spory wycinek swojej twórczości jaki mieliśmy okazję usłyszeć na ostatni albumie oraz kompilacji "X.20", przepleciony największymi hitami takimi jak sławny i bezbłędny "Hellraiser". Wulkan energii na scenie oraz podobna reakcja ze strony publiczności spowodowało podgrzanie temperatury w hangarze do takiego stopnia, iż musiałem jednak część koncertu tylko usłyszeć, co nie zmienia faktu, że ten występ uważam za jeden z udanych na festiwalu.




NIEDZIELA

Kiedyś w moje ręce wpadła płyta "Headscan vs. Implant - An Exploration In Techno", na której to Headscan oraz Implant zaprezentowali kilka ciekawych kompozycji, z których Headscan zaprezentował znacznie lepszy i ciekawszy zestaw. Od tego czasu upłynęło trochę chmur na niebie i pojawiła się możliwość zobaczenia Implant na żywo. Niestety tak jak na wspomnianej składance duet z Belgii wypadł słabo tak i na żywo było niewiele lepiej… a szkoda…



Warren Suicide jest swego rodzaju muzycznym "wybrykiem". Po raz pierwszy miałem okazję ich zobaczyć na tegorocznym Wave Gotik Treffen i już tam zostałem zaskoczony. Muzycznie zespół łaczy ze sobą alternatywę, muzyke elektroniczną i zakrapia to wszystko wstawkami punka okraszając całość wizualizacjami i dziwnymi dekoracjami rodem z "Happy Tree Friends" – niby wszystko słodkie, a jednak nieco makabryczne i z przymrużeniem oka. Nie zmienia to faktu, że Warrena warto posłuchać, ponieważ ten niemiecko angielski duet tworzy coś zupełnie niepowtarzalnego, a taki efekt w dzisiejszych czasach trudno uzyskać. "Hello Hello my name is Warren Suicie"… te słowa będą jeszcze długo krążyć w mojej głowie.



Dioramę widziałem drugi raz w ciągu dwóch tygodni i jak można się domyśleć w obu przypadkach byłem z występu zadowolony. Zresztą nie tylko ja, publika zaczęła szaleć już na próbie zespołu kiedy to Felix wyszedł na scenę i zaczął powtarzać swym świetnym głosem słowa "mera luna". Publika wyła z zachwytu… A dalej było już tylko lepiej… Aż szkoda było opuszczać występ - szczególnie, że kolejny raz kiedy będę mógł ich zobaczyć pojawi się dopiero w przyszłym roku.



Jeśli miałbym komuś przedstawić nieudany side-projekt jakiegoś zespołu to z pewnością Rabia Sorda zostanie wymieniona jako jedna z trzech. Erk tworząc Hocico powinien pozostać przy harshowym wokalu i bardzo udanym side-projekcie jakim jest Dulce Liquido. Rabia Sorda powstała chyba dla dowcipu, ponieważ jest to takie muzyczne "nic" z nieprzesterowanym wokalem Erka, który w takiej wersji nie brzmi mówiąc delikatnie najlepiej. Ci którzy nie poszli na koncert będą żyć szczęśliwie w niewiedzy, reszta musiała pocierpieć na własne życzenie…



The Crüxshadows czyli elektro-gotycki projekt z USA znany jest z niezmiennej wizualnej części swych występów. Aczkolwiek na tym koncercie ich image został nieco odświeżony, gdyż od niedawna Rouge dorobił się nowej fryzury, a Jessica i Sarah nowych jarzeniowych strojów. Poza tym niewiele się zmieniło, Rouge biega po scenie i wspina się na konstrukcję takowej (swoją drogą 2 lata temu wchodził na ten sam słup –mógł dla odmiany wybrać ten drugi ;)), a tancerki gibko wiją się po scenie powodując dzikie okrzyki radość wśród męskiej części publiki. Koncert pomimo, że nie był jakimś absolutnym "novum", wypadł bardzo dobrze i warto było posłuchać trochę nowych kompozycji oraz kilka starych hitów.



Panowie z The 69 Eyes pomimo tego, iż nie są pierwszej młodości, dali w Hildesheim całkiem udany show. Usłyszeliśmy większość hitów jakie zespół ma na koncie, publika poszalała w rytmach "Gothic Girl" czy kultowego "Brandon Lee" i w zasadzie tyle można powiedzieć o całym występie. Po prostu dobry koncert, który dobrze się obejrzało i jedyne co można stwierdzić to fakt, iż The 69 Eyes na żywo brzmią lepiej niż na płycie, a to moim zdaniem kolejny plus dla zespołu.



Miłym zaskoczenie festiwalu jest niemiecka formacja Welle:Erdball, której brzmienia jednomyślnie przywołują starego, dobrego Kraftwerka. Występ okraszony ciekawym imagem (maski robotów i specyficzny sposób poruszania się) w połączeniu z faktem, iż jednym z instrumentów jakiego zespół używał do grania jest legendarny komputer Commodore 64 nie mógł przejść obok mnie bez żadnej reakcji. Przyznaję się, iż muszę nadrobić zaległości muzyczne, ponieważ najwyraźniej pominąłem doskonały zespół i najwyższy czas to naprawić… Rada dla przyszłych widzów, jeśli nie znacie tego zespołu, a lubicie dobrą muzykę spod znaku minimal-elektro nie wahajcie się ani minuty, koncert warty obejrzenia i posłuchania!



Pomimo iż zespół Skinny Puppy istnieje od ponad 25 lat, ich fenomen trwa do dzisiaj, a koncertowej werwy może mu pozazdrościć większość współczesnych młodych kapel. Każdy kto widział chociaż jeden koncert Kevina Key’a i spółki dobrze wie, że jest to rodzaj spektakularnego i wykręconego widowiska muzycznego. Tym razem było podobnie i jak zawsze nie można było w tej kwestii nic zarzucić. Koncert muzycznie wypadł również bardzo dobrze i ode mnie Skinny Puppy ma dodatkowy punkcik za to, iż tak dobry koncert wykonali w tak nieludzkiej temperaturze i pełnym słońcu – nawet nie chcę myśleć jak Kelvinowi musiało być gorąco w jego scenicznej "kreacji". Jak dla mnie to koncert festiwalu.



O IAMX niewiele mogę napisać, zespół wywarł na mnie takie wrażenie jak woda na kaczce czyli absolutnie żadne. Muzycznie całkiem znośnie choć strasznie melancholijnie i zawodząco. Image zespołu niestety nie ratuje braków muzycznych. Plus taki, że zespół na scenie brzmiał podobnie jak na swojej płycie tak więc można liczyć na to, że jeszcze rok koncertowania i szlifowania materiału i będzie czego posłuchać.



Występ Deine Lakaien wraz z filharmonią Frankfurcką zrobił niesamowite wrażenie na zgromadzonych fanach, którzy zajęli każdą możliwą przestrzeń – nie tylko pod sceną, po prostu gdziekolwiek. Miałem takie wrażenie, że wszyscy czekali na ten koncert i przyszedł na niego każdy kto nie był w tym czasie na koncercie IAMX. Dwudziestotysięczna publika zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Duet Horn i Veljanov pozostał tym faktem niewzruszony i obaj panowie przy pomocy całej filharmonii ulokowanej na scenie zagrali wręcz genialny koncert, który z uwagą obserwowali chyba wszyscy. Zdecydowanie w moim odczuciu Deine Lakaien powinno pozostać gwiazdą tegorocznej edycji festiwalu pokazała to zarówno zgromadzona publiczność, rozmach koncertu, jak i samo jego wykonanie.



Koncertu Anne Clark widziałem tylko fragmencik, poza tym nie jestem zbytnio zaznajomiony z jej twórczością i jedyne co mogę powiedzieć to to, że liczna publika jaka zebrała się na jej występie może sugerować, iż dla fanów koncert był udany – ja rozpoznałem tylko jeden kawałek i poczułem się ignorantem więc wyszedłem ;)



Domyślam się, iż The Jesus And The Mary Chains to zespół-legenda ze względu na czas swojego istnienia, ale nie zgadzam się ze stwierdzeniem, aby ten zespół został gwiazdą festiwalu. Dla porównania - na koncercie Deine Lakaien nie było gdzie wcisnać szpilki, ponieważ jak już wcześniej wspomniałem każdy kawałek wolnej przestrzeni pod sceną został zajęty przez publikę, tak na koncercie "headlinera" festiwalu można było spokojnie podejść pod scenę, gdyż publiki było bardzo niewiele. Nie ma się co dziwić panowie zostali wyciągnięci z zamierzchłych czasów i chyba zdecydowanie nie mieli ochoty grac, w związku z czym ich wystep wyglądał jakby został zagrany na siłę i zarówno publika jak i zespół była szczęśliwa gdy koncert się zakończył.



I tak oto skończyła się kolejna edycja festiwalu, łezka się zakręciła w oku jak to bywa na każdym zakończeniu dobrego festiwalu, ale nie rozpaczajmy za niecały rok kolejna edycja i tego należy się trzymać, ponieważ będzie udana tak dobrze jak obecna albo i nawet lepiej!

Strony:
Autor:
Tłumacz: Dobermann
Data dodania: 2007-10-09 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze:


DEATHROCK.pl

DEATHROCK.pl
Napisano: 2007-08-08 01:31:16
Cytat - http://dropdeadfestival.com/ - ta czerwona czaszeczka którą mam na zbroji to właśnie logo drop dead festu :P


E tam... opowiadasz ;)
Dobermann

Dobermann
Napisano: 2007-08-07 20:09:03
http://dropdeadfestival.com/ - ta czerwona czaszeczka którą mam na zbroji to właśnie logo drop dead festu :P
Sinthia

Sinthia
Napisano: 2007-08-07 11:20:26
Z kasą akurat problemów by nie było u mnie..
Tylko z terminem :/
Do 6 września nie mogę mieć ani dnia urlopu :(
Za to później sobie odbiję :]
I pojadę tutaj:
http://dropdeadfestival.com/
plushy

plushy
Napisano: 2007-08-07 11:15:56
Cytat - szoda slow po prostu ;) tak czy siak niech leszcze siedza w PL i tracą jeden z najlepszych festów i odkładaja kase na kolejne kreacje na LANS Castle Party XD
ja nie jadę z przyczyn osobistych, a nie wszystkich powymienianych ;) nits to, mam więcej czasu na odkładanie kasy i organizację wyjazdu na przyszły rok, więts nie odpuszczę na pewno :P
DEATHROCK.pl

DEATHROCK.pl
Napisano: 2007-08-07 10:24:23
Cytat - szoda slow po prostu ;) tak czy siak niech leszcze siedza w PL i tracą jeden z najlepszych festów i odkładaja kase na kolejne kreacje na LANS Castle Party XD


...a to inna sprawa :) przejebane lekko się robi na tym festivalu - kultura audiowizualna, każdy ma kurwa aparat choć nie potrafi nim robić zdjęć i wszyscy pstrykają sobie nawzajem fotki.

Widzę w tym rozwinięcie pewnej myśli Freuda, niemniej jednak biorąc nawet poprawkę na to - jak i na 10 czy też 11 Castle Party'owych imprez odznaczonych zardzewiałym gwoździem na moim przedramieniu - jestem coraz bardziej zniesmaczony :D

Wracając do MEra Luna... może nie powinienem sobie psuć opinii ortodoxa, ale co mi tam - niech się publicznie ucieszę: AND ONE AND ONE AND ONE :)


Dodano: 2007-08-07 02:27:54

Cytat - DEATHROCK - relax, wypijemy za to pod sceną :)


Karola, trzymam Cię za słowo - to już będzie 3ci fest jak się widzę z Wami na przestrzeni miesiąca - swoisty rekord, a jeszcze nie mieliśmy okazji się napić... ja zapraszam :D
Dobermann

Dobermann
Napisano: 2007-08-06 21:36:42
swoją droga jak można skini papi do hangaru dać i to jeszcze jako trzecich od konca? :| ble :|


Dodano: 2007-08-06 21:36:42

Uwaga dostałem takie oto info z prośbą o zamieszczenie:


Elficzka i Faust wezmą 2 osoby na M'Era Lunę - 100zł od osoby wyjazd z wrocka. Telefon kontaktowy 698 640036
khocico

khocico
Napisano: 2007-08-06 08:05:41
DEATHROCK - relax, wypijemy za to pod sceną :)

Dober, cichaj, bo Cię do bagażnika wrzucę:)

btw. wiem, że w tym roku część ludzi zdecydowała się jechać na Summer Darkness, tez przyjemny festek, więc pewnie i dlatego, a może ( lub przede wszystkim) finansowo jest ciężko, nie mówiąc, ze i sił brak, chyba w tym roku na fasolowej kawie bedę 3 dni jechać, ale Deine i Covenanta zobaczę . i skini papi, a co :)
Dobermann

Dobermann
Napisano: 2007-08-05 23:43:54
ja np nie mam urlopu, cały łikend tłuke w pracy po to aby móc sie w piatek urwac i w poniedziałek spóźnić :P
rnd:hcs

rnd:hcs
Napisano: 2007-08-05 22:52:20
niektorym ciezko dostac urlop w ogole a co dopiero na raty tak zeby obskoczyc wszystko co ciekawe :)
Dobermann

Dobermann
Napisano: 2007-08-05 22:07:58
szoda slow po prostu ;) tak czy siak niech leszcze siedza w PL i tracą jeden z najlepszych festów i odkładaja kase na kolejne kreacje na LANS Castle Party XD