AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Planet Myer Day 12


Czytano: 4211 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Styczeń to miesiąc noworocznych postanowień, początków, nowych wyzwań oraz oczekiwań w tym na letni sezon festiwalowy. Idealną okazją, aby umilić sobie odliczanie do muzycznych świąt jest odbywający się w Lipsku Planet Myer Day. Jeśli ktoś nie wyposażył się w bilet wcześniej, czekała go przykra niespodzianka, gdyż wszystkie bilety były wyprzedane.

S’Apex
Festiwal otwierał jeden z projektów Daniela Myera - S’Apex. Na swoim koncie ma album "Autodesign" oraz dwie EP ‘ki – "Out There Back On / Procedure#1" i "Henryk". Z przyczyn technicznych, a konkretniej małego wypadku, w wyniku, którego Daniel złamał palec na czas występu S’Apex, jako zastępstwo autora zagrał jego przyjaciel DJ Booga. Otrzymaliśmy dwudziesto minutowy set dobrej elektronicznej muzyki, świetnie nastrajającej do kolejnych koncertów.



Binary Park
Elektroniczny projekt pochodzący z Niemiec w skład, którego wchodzą Torben Schmidt, Alfred Gregl oraz Huw Jones, jako wokal. Niestety na PMD nie zagrali w komplecie. Brak wokalisty nie był przeszkodą do udanego występu. Aby dodać nieco wyrazu prezentowanemu setowi muzycy dodali w tle sceny dynamiczne wizualizacje z logiem zespołu. Panowie na tyle przekonująco splatają elektroniczne dźwięki z gamy elektro, industrialu czasem i darkstep’u, że publiczność zaczęła tańczyć do rytmu, zresztą sama dałam się ponieść klimatowi, któremu ciężko było nie ulec ;)



Hecq
Pod ta nazwą kryje się Ben Lukas Boysen, muzyk, kompozytor i producent. Poza albumami studyjnymi pod szyldem Hecq jest autorem wielu remiksów m.in. dla In, Strict Confidence i Seabound oraz muzyki do kampanii reklamowych, promocyjnych itp. Od strony wizualnej występ bardzo surowy; tylko Ben i biurko ze sprzętem, czasem prawie jakby od niechcenia skrzyżowały się nad muzykiem światła z reflektorów. Nie brzmi to zachęcająco, jednak wystarczy kilka beatów by poczuć na własnej skórze, że dodatkowa oprawa nie jest potrzebna. Muzyka sama w sobie porywała ludzi do coraz żwawszego podrygiwania pod sceną.  Imprezowa atmosfera chyba wszystkim się udzieliła, niemal godzinny set upłynął w mgnieniu oka, a Ben z nieschodzącym przez cały koncert uśmiechem pożegnał się z oklaskującą go publicznością.




Klangstabil
Tego koncertu wyczekiwałam z największym zniecierpliwieniem, jak tylko Boris zaczął krążyć po scenie ciśnienie od razu się podniosło. Zacznijmy jednak od początku. Klangstabil to założony dwadzieścia lat temu duet, grający muzykę elektroniczną. Okej, banalne stwierdzenie, jednak ich twórczość ciężko sklasyfikować do jednego konkretnego gatunku lub połączenia, któregoś z nich. Panowie Boris May i Maurizio Blanco tworzą unikatową melodię w stylu elektro, ich główną inspiracją jest działalność zespołu Kraftwerk. Kolejnym mocnym elementem współpracy muzyków są teksty, które w połączeniu ze specyficznymi liniami melodycznymi dają głęboki przekaz, nastrajają do refleksji, zahaczają o filozofię egzystencjalną. Na set listę w znacznej mierze składały się piosenki z najnowszego wydawnictwa "Shadowboy" z listopada 2013 roku. Nie zabrakło też perełek w postaci "You may start" czy "Push yourself".  Wystrój sceniczny podobnie jak wyżej, więc bez fajerwerków dla oka, ale emocjonalnie to była eksplozja. Klangstabil na scenie to cała ich muzyczna dusza, pasja i zaangażowanie wprost uderzają w widownię. (Jako ciekawostkę, wspomnę, że Boris podczas koncertu chodził boso, dlaczego? Tego, szczerze nie wiem, jednak miało to swój urok.) Słuchając ich nagrań w domu już byłam pod wrażeniem, jednak usłyszenie ich na żywo, totalnie chwyta za serce. Z piosenki na piosenkę publiczność coraz bardziej poddawała się klimatowi, a przy swoich ulubionych fragmentach śpiewała razem z Borisem lub z, Maurizio, który w dwóch utworach wystąpił w roli wokalisty. Panowie uczynili jeszcze jeden ukłon w stronę fanów, wyjątkowe wykonanie utworu ".Wir sind ganz zusammen ". Przed jego zagraniem Boris opowiedział, że otrzymał na Facebooku wiadomość od fana z prośbą o wspólny występ. Tym sposobem duet otrzymał wsparcie od chłopaka imieniem Marco. Swoją droga całkiem nieźle mu to wyszło, całość widownia nagrodziła brawami. Godzina przeznaczona dla Klangstabil upłynęła tak szybko, że żal było "pozwolić" zespołowi na opuszczenie sceny. Będę nudna, ale fenomenalny koncert, dla mnie najlepszy z całego PMD, dźwięki "You may start" towarzyszyły mi w głowie przez całą drogę do domu ;)



Haujobb
Nadszedł czas na gwóźdź programu, czyli Daniel Myer i jego skład, tym razem z Haujobb. Jak wspomniałam wcześniej frontman zespołu odniósł małe obrażenia, w związku, z czym koncert przebiegł nieco inaczej niż to pierwotny plan zakładał. Jednak gdyby widownia nie została wcześniej o tym fakcie poinformowana, nie sądzę, aby ktoś odczuł różnicę w kondycji Daniela. Koncert bardzo udany, publiczność zwariowała, resztki energii ocalałe po poprzednim koncercie zosały wyciśnięte do cna ;) Set listę otworzył "Subsonic" i hicior z ostatniej płyty "Let’s drop bombs". Publiczność na dobre wkręciła się w elektroniczno – ebm’owy klimat, tańcząc, wirując, o dziwo nawet było pogo! Które w pewnym momencie zrobiło się zbyt energiczne, tłum zaczął się wywracać, ktoś zgubił buta, przepychanki przestały być na tyle zabawne, że Daniel wstrzymał koncert. Gdy wszystko wróciło na właściwe tory, koncert był kontynuowany. Po kolejnych dwóch utworach kolejny przerywnik, trzeci z kolei (pierwszy spowodowany problemami technicznymi), tym razem sympatyczny. Daniel opowiedział o urodzinach Manuela, publiczność długo nie czekała z odpowiedzią i spontanicznie zaśpiewała jubilatowi huczne happy birthday! Dalej padły już pierwsze nuty "The noise institute", który miał zamknąć set. Oklaski i wiwaty nie miały końca i prawdopodobnie to skłoniło zespół do ponownego wyjścia na scenę. Zagrali jeszcze ".Letting the demons sleep" oraz "World window". Myślicie, że na tym się skończyło? Wszyscy też tak myśleli, klaszcząc w podzięce za świetne i bardzo energetyczne show po zejściu muzyków ze sceny.  Zaskoczenie było nie małe, gdy po raz drugi, a właściwie licząc trzeci, ekipa z Haujobb wyszła na scenę. Kawałkiem definitywnie już kończącym tegoroczne wydanie Planet Myer Day był "Dead market".  Niby skrócony set, ale nikomu niczego nie można było zarzucić. Fantastyczny koncert, po którym wszyscy byli wypompowani, ale za to uśmiechnięci od ucha do ucha. A o to przecież chodzi ;)



Po koncertach nie było afterparty, spragnieni dalszej imprezy festiwalowicze zapewne udali się w objęcia mieszczącego się nieopodal lokalu Dark Flower, pozostali mogli rozkoszować się drinkami, zakupić płytę lub koszulkę z ulubionym zespołem lub pogawędzić z panami z Klangstabil.

Strony:
Autor:
Tłumacz: murd
Data dodania: 2014-04-19 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: