13. Eonly Festival
Czytano: 1075 razy
Główny dzień festiwalu rozpoczął się już o pierwszej, tak więc niektórzy żartowali, że jest to festiwal śniadaniowy. Mimo wczesnej pory pierwsze projekty zgromadziły liczną publiczność. Tym razem koncerty odbywały się w dwóch salach, na szczęście line-up ułożono w taki sposób aby koncerty nie nakładały się na siebie.
Przy tej okazji, nie sposób nie wspomnieć o niesamowitej głównej Sali – balkony, zdobienia, przepiękne żyrandole- wszystko to budowało absolutnie magiczną atmosferę.
Jednakże dzień koncertowy otworzył na malej stali projekt szwedzki duet Strikkland. Henric Ceder (keyboard) i Henrik Johansson (wokal) dali taki koncert, ze niektórym kapcie pospadały. Bardzo charakterystyczny głos, zaraźliwa wprost, pozytywna energia, charyzma a do tego porywająca, chwytliwa, energetyczna muzyka – muszę przyznać, że byłam całkowicie zachwycona. Dynamiczny EBM poruszył publiczność i pomimo wczesnej pory – rozruszał do tańca. Szczególne brawa za doskonały kontakt z publicznością, dystans i świetną manierę sceniczną.
https://www.facebook.com/strikklnd
Następnie zagrali Torul – był to jeden z tych koncertów które widziałam po raz pierwszy. Słoweński projekt Torula Torulssona, to jedyna w swoim rodzaju i bardzo oryginalna mieszanka liryzmu (świetny wokal Maja Valerij’ego) i nieprawdopodobnej wprost energii – to co panowie wyprawiali na scenie to czysty ogień i iskry. Do tego, aby wyważyć melodyjność synth z energią i ogniem elektroniki potrzebny jest i talent i dystans – tutaj udało się znakomicie. Nie sposób te oczywiście nie wspomnieć o świetnym zgraniu muzykow na scenie – Maj zmieniał się na wokalu z Torulem i dawali takiego czadu, że publika falowała. Dość wspomnieć, że po tych dzikich harcach sprzęt roztrzaskał się na amen. Świetny koncert brawo!
https://www.facebook.com/torul
Następny koncert należał do moich osobistych faworytów, a mianowicie projektu Mildreda. Miałam już raz okazję oglądać ich na żywo, tak więc tym bardziej oczekiwałam bardzo dobrego występu. I nie zawiodłam się. Zabawa religijną konwencją, show w stylu rytuału a do tego nieprzeciętna wprost charyzma - i to nie tylko frontmana Jana Dewulfa ale i Christopha Salvatore. Panowie tworzą na scenie zgrany organizm, budując stopniowo emocjonalny, nasycony najrozmaitszymi odcieniami show. Jan ma wspaniały kontakt z publiką, czaruje, hipnotyzuje, porywa ze sobą. Ich najnowszy album "Blue- Devilled" świetnie sprawdza się na scenie i tka też było tym razem. Na koniec Jan wskoczył w publiczność – brawa za ten rockowy finał i magię sceniczną.
https://www.facebook.com/officialmildreda
Widziałam tylko kawałki koncertów Autodafeh i Piston Damp – to już był już ten moment, kiedy opadłam nieco z sił i potrzebowałam kofeiny – i trochę węglowodanów - niestety przed klubem był tylko jeden foodtrack, więc czas oczekiwania w kolejce trochę się dłużył. Dość powiedzieć, że pierwszy projekt grał mocne, ostre bity, drugi zaś dużo delikatniej synthpopowo, w bardziej nastrojowym stylu.
Terence Fixmer – jak uprzednio informowali organizatorzy – wystąpił bez Douglasa MacCarthy’ego – jak już wiemy z oświadczenia Nitzer Ebb – spowodowane to było poważnymi problemami zdrowotnymi. Tym niemniej Fixmer na scenie to czysta energia i absolutnie porywający elektroniczny pęd.
https://www.facebook.com/terencefixmerofficial
Następnie nadszedł czas na kolejny highlight festiwalu, a mianowicie występ projektu EMMON. Emma Nylen to artystka totalna, jej talent do tworzenia niesamowitych kawałków i energia sceniczna sa wprost niewyobrażalne. Już od pierwszego kawałka porwała ze sobą publiczność i ten trans nie ustawał ani na chwilę. Moc, energia, totalny power, pewność siebie na scenie, zawładnięcie publiką – to był czysty nokaut. Rewelacyjnym bonusem był duet Emmy z Emanuelem Åströmem z Agent Side Grinder podczas kawałka "Purebloods" – totalny nokaut! Wielkie brawa, świetny, absolutnie genialny show!
https://www.facebook.com/emmonsweden
Tyske Ludder, to był show pełen niespokojnej, mocnej energii, efektów specjalnych i ogromnej ilości porywającej do tańca muzyki. Ci artyści znani są z efektownych koncertów i zdecydowanie nie oszczędzają się na scenie za co wieli szacunek. Publiczność była zachwycona.
https://www.facebook.com/tyskeludder
A na koniec zostawiam absolutną perełkę i mój niekwestionowany numer jeden całego festiwalu Placebo Effect. O tym projekcie słyszałam już legendy, tak więc z tym większą niecierpliwością czekałam na show. No i działo się. Niejeden pewnie zastanawiał się czy słuchać, czy patrzeć, czy tańczyć. Placebo Effect to dynamiczna, nasycona wibrująca energią muzyka, ale także taka, która ma w sobie nuty niepokoju, melancholii, mroku. Sam show – niesamowicie teatralny, dramatyczny, wizualnie bogaty sprawił, że czułam się jakbym brała udział w spektaklu teatralnym i to takim, który zaprasza widza do współudziału, oddziałuje tak intensywnie, że nie sposób nie poddać się temu urokowi. Ciężko mi powiedzieć, czy Axel to bardziej aktor czy wokalista – jego charakterystyczna mimika, niezwykle ekspresyjna, kostiumy, rekwizyty (cierniowa korona, flaga Stanów, pluszowy miś) stworzyły mały świat na czas koncertu i zbudowały wielosegmentową historię zbudowaną z różnych części, które, jednakże współgrały ze sobą. Przy takich koncertach bardzo ciężko jest opisać słowami to czego się doświadczyło – bo to nie było tylko "koncert" czy "performance" – to było całe, ogromnie silne doświadczenie artystyczne. Bardzo się cieszę, że mogłam w nim uczestniczyć – to, że muzyka jest świetna to jedno, a to że jest wspierana przez tak potężny ładunek emocjonalno- wizualny to już czysty cios w spot słoneczny. Dziękuję, brawo!
https://www.facebook.com/PlaceboEffect.official
I tak też mój festiwal się zakończył, niestety nie dałam rady zostać na ostatnim koncercie (SONO), ale powiem, ze organizacja, publiczność, dobór zespołów, miejsce – wszystko było po prostu rewelacyjne i na pewno wybiorę się w 2025
Przy tej okazji, nie sposób nie wspomnieć o niesamowitej głównej Sali – balkony, zdobienia, przepiękne żyrandole- wszystko to budowało absolutnie magiczną atmosferę.
Jednakże dzień koncertowy otworzył na malej stali projekt szwedzki duet Strikkland. Henric Ceder (keyboard) i Henrik Johansson (wokal) dali taki koncert, ze niektórym kapcie pospadały. Bardzo charakterystyczny głos, zaraźliwa wprost, pozytywna energia, charyzma a do tego porywająca, chwytliwa, energetyczna muzyka – muszę przyznać, że byłam całkowicie zachwycona. Dynamiczny EBM poruszył publiczność i pomimo wczesnej pory – rozruszał do tańca. Szczególne brawa za doskonały kontakt z publicznością, dystans i świetną manierę sceniczną.
https://www.facebook.com/strikklnd
Następnie zagrali Torul – był to jeden z tych koncertów które widziałam po raz pierwszy. Słoweński projekt Torula Torulssona, to jedyna w swoim rodzaju i bardzo oryginalna mieszanka liryzmu (świetny wokal Maja Valerij’ego) i nieprawdopodobnej wprost energii – to co panowie wyprawiali na scenie to czysty ogień i iskry. Do tego, aby wyważyć melodyjność synth z energią i ogniem elektroniki potrzebny jest i talent i dystans – tutaj udało się znakomicie. Nie sposób te oczywiście nie wspomnieć o świetnym zgraniu muzykow na scenie – Maj zmieniał się na wokalu z Torulem i dawali takiego czadu, że publika falowała. Dość wspomnieć, że po tych dzikich harcach sprzęt roztrzaskał się na amen. Świetny koncert brawo!
https://www.facebook.com/torul
Następny koncert należał do moich osobistych faworytów, a mianowicie projektu Mildreda. Miałam już raz okazję oglądać ich na żywo, tak więc tym bardziej oczekiwałam bardzo dobrego występu. I nie zawiodłam się. Zabawa religijną konwencją, show w stylu rytuału a do tego nieprzeciętna wprost charyzma - i to nie tylko frontmana Jana Dewulfa ale i Christopha Salvatore. Panowie tworzą na scenie zgrany organizm, budując stopniowo emocjonalny, nasycony najrozmaitszymi odcieniami show. Jan ma wspaniały kontakt z publiką, czaruje, hipnotyzuje, porywa ze sobą. Ich najnowszy album "Blue- Devilled" świetnie sprawdza się na scenie i tka też było tym razem. Na koniec Jan wskoczył w publiczność – brawa za ten rockowy finał i magię sceniczną.
https://www.facebook.com/officialmildreda
Widziałam tylko kawałki koncertów Autodafeh i Piston Damp – to już był już ten moment, kiedy opadłam nieco z sił i potrzebowałam kofeiny – i trochę węglowodanów - niestety przed klubem był tylko jeden foodtrack, więc czas oczekiwania w kolejce trochę się dłużył. Dość powiedzieć, że pierwszy projekt grał mocne, ostre bity, drugi zaś dużo delikatniej synthpopowo, w bardziej nastrojowym stylu.
Terence Fixmer – jak uprzednio informowali organizatorzy – wystąpił bez Douglasa MacCarthy’ego – jak już wiemy z oświadczenia Nitzer Ebb – spowodowane to było poważnymi problemami zdrowotnymi. Tym niemniej Fixmer na scenie to czysta energia i absolutnie porywający elektroniczny pęd.
https://www.facebook.com/terencefixmerofficial
Następnie nadszedł czas na kolejny highlight festiwalu, a mianowicie występ projektu EMMON. Emma Nylen to artystka totalna, jej talent do tworzenia niesamowitych kawałków i energia sceniczna sa wprost niewyobrażalne. Już od pierwszego kawałka porwała ze sobą publiczność i ten trans nie ustawał ani na chwilę. Moc, energia, totalny power, pewność siebie na scenie, zawładnięcie publiką – to był czysty nokaut. Rewelacyjnym bonusem był duet Emmy z Emanuelem Åströmem z Agent Side Grinder podczas kawałka "Purebloods" – totalny nokaut! Wielkie brawa, świetny, absolutnie genialny show!
https://www.facebook.com/emmonsweden
Tyske Ludder, to był show pełen niespokojnej, mocnej energii, efektów specjalnych i ogromnej ilości porywającej do tańca muzyki. Ci artyści znani są z efektownych koncertów i zdecydowanie nie oszczędzają się na scenie za co wieli szacunek. Publiczność była zachwycona.
https://www.facebook.com/tyskeludder
A na koniec zostawiam absolutną perełkę i mój niekwestionowany numer jeden całego festiwalu Placebo Effect. O tym projekcie słyszałam już legendy, tak więc z tym większą niecierpliwością czekałam na show. No i działo się. Niejeden pewnie zastanawiał się czy słuchać, czy patrzeć, czy tańczyć. Placebo Effect to dynamiczna, nasycona wibrująca energią muzyka, ale także taka, która ma w sobie nuty niepokoju, melancholii, mroku. Sam show – niesamowicie teatralny, dramatyczny, wizualnie bogaty sprawił, że czułam się jakbym brała udział w spektaklu teatralnym i to takim, który zaprasza widza do współudziału, oddziałuje tak intensywnie, że nie sposób nie poddać się temu urokowi. Ciężko mi powiedzieć, czy Axel to bardziej aktor czy wokalista – jego charakterystyczna mimika, niezwykle ekspresyjna, kostiumy, rekwizyty (cierniowa korona, flaga Stanów, pluszowy miś) stworzyły mały świat na czas koncertu i zbudowały wielosegmentową historię zbudowaną z różnych części, które, jednakże współgrały ze sobą. Przy takich koncertach bardzo ciężko jest opisać słowami to czego się doświadczyło – bo to nie było tylko "koncert" czy "performance" – to było całe, ogromnie silne doświadczenie artystyczne. Bardzo się cieszę, że mogłam w nim uczestniczyć – to, że muzyka jest świetna to jedno, a to że jest wspierana przez tak potężny ładunek emocjonalno- wizualny to już czysty cios w spot słoneczny. Dziękuję, brawo!
https://www.facebook.com/PlaceboEffect.official
I tak też mój festiwal się zakończył, niestety nie dałam rady zostać na ostatnim koncercie (SONO), ale powiem, ze organizacja, publiczność, dobór zespołów, miejsce – wszystko było po prostu rewelacyjne i na pewno wybiorę się w 2025