65DAYSOFSTATIC we Wrocławiu
sleepmakeswaves
40 minut dobrze przygotowanego, spójnego i płynnego piekła na gitarach i perkusji. Spiralne zejście w głąb otchłań istnienia, koszmarów i mórz. Z pewnością były tam fale. Powiedziałabym nawet, że wielki przypływ. I jeśli sen jest tym, co tworzy te fale, to dźwięk zbudowany na nim każdego powali nieprzytomnym i przytrzyma długo na ziemi. I z pewnością tak się stało. Dźwięk pojawił się podobnie niespodziewanie jak intensywne opady deszczu, spadł prosto na głowę i przemoczył do suchej nitki. I ze swoją energią i brzemieniem pozostawił na chwilę bez tchu. Pośród fal.
Australijczycy na pewno mieli długą drogę, aby przyjechać tutaj, ale było warto. Koncert był bardzo udany i nawet jako support udało im się zgromadzić pod sceną spory i dobrze reagujący tłum.
65DAYSOFSTATIC
Koncert rozpoczął się od wybuchowego trio znanych i dobrze przyjętych piosenek - Piano Fights, Crash Tactics i Dance Dance Dance. Te utwory, w bardzo dużym stopniu skoncentrowane na perkusji, z ekstremalną energią muzyczną, porwały wszystkich bez reszty i sprawiły, że publiczność zaczęła skakać i wariować od samego początku.
Po tym przyszedł czas na pozornie jednoczęściową mieszankę bardzo starych i najnowszych utworów zespołu. Stworzyły one spójne przejście następujących po sobie fal cichych kołysanek i ostrych kaskad gitarowo-perkusyjnych, ozdobionych elektroniką i pulsującym basem. Muzycy, raz za razem, kołysali tłum sennymi melodiami na bazie klawiszy i syntezatorów tylko po to by gwałtownie przejść do instrumentalnego piekła z mocnym, niskim bitem, a następnie ponownie wszystkich uspokoić. Mistrzowsko budowli napięcie aby zaraz potem pozwolić mu się stopniowo uwalniać. Nie było czasu na rozmyślanie nad melancholijnymi melodiami i nikt nie zdążył zmęczyć się skakaniem. A wszystko to utrzymane było w idealnej harmonii oraz w lekkim kosmicznym nastroju, przypominający poprzedni album zespołu - ścieżkę dźwiękową Silent Running.
Utwory, które najbardziej wyróżniały się w całej tej części to Prisms oraz Fix the Sky a Little. Pierwszy za niepowtarzalne elementów electro, drugi, natomiast, za niepokojące rozmowy w tle, brzmiące jak z pociętej taśmy, znacznie wpływające na ogólny nastroju utworu.
Na zakończenie koncertu zostało zaplanowane kolejne potężnego trio. Cały tłum wykrzyczał wraz z krótkim wstępem zdanie ‘We will not retreat, this band is unstoppable’ i Retreat! Retreat! ponownie wprowadziło charakterystycznie energiczny klimat. Następnie, bardzo doceniany Radio Protector spotkał się z, prawdopodobnie, najcieplejszym przyjęciem, po czym przeszedł płynnie w podniosłe Safe Passage z ostatniego albumu - Wild Light. Po tym, z licznymi podziękowaniami, zespół zszedł ze sceny.
Brytyjczycy nie kazali publiczność długo czekać na swój powrót - na krótki, jedno-piosenkowy bis. I tak właśnie, przy wielkim aplauzie rozbrzmiały pierwsze nuty I Swallowed Hard, Like I Understood, a fani po raz kolejny dali się porwać muzyce.
Po obejrzeniu zespoły dotychczas już dwa razy, muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego. Bardzo charakterystyczny początek i koniec spod znaku shoegaze to było to z czego ich znałam. Środek, jednakże, okazał się być w pewnym sensie bardziej ambientowy. Nie miałam jednak nic przeciwko temu. Było to niezwykle miłe zaskoczenie.
Tak więc, kiedy następnym razem 65DAYSOFSTATIC będą w okolicy - pamiętajcie, aby ich zobaczyć!
Setlista:
1. Piano Fights
2. Crash Tactics
3. Dance Dance Dance
4. Install a Beak in the Heart That Clucks Time in Arabic
5. Prisms
6. The Undertow
7. Sleepwalk City
8. AOD
9. Fix the Sky a Little
10. Unmake the Wild Light
11. Taipei
12. Retreat! Retreat!
13. Radio Protector
14. Safe Passage
Encore:
15. I Swallowed Hard, Like I Understood
40 minut dobrze przygotowanego, spójnego i płynnego piekła na gitarach i perkusji. Spiralne zejście w głąb otchłań istnienia, koszmarów i mórz. Z pewnością były tam fale. Powiedziałabym nawet, że wielki przypływ. I jeśli sen jest tym, co tworzy te fale, to dźwięk zbudowany na nim każdego powali nieprzytomnym i przytrzyma długo na ziemi. I z pewnością tak się stało. Dźwięk pojawił się podobnie niespodziewanie jak intensywne opady deszczu, spadł prosto na głowę i przemoczył do suchej nitki. I ze swoją energią i brzemieniem pozostawił na chwilę bez tchu. Pośród fal.
Australijczycy na pewno mieli długą drogę, aby przyjechać tutaj, ale było warto. Koncert był bardzo udany i nawet jako support udało im się zgromadzić pod sceną spory i dobrze reagujący tłum.
65DAYSOFSTATIC
Koncert rozpoczął się od wybuchowego trio znanych i dobrze przyjętych piosenek - Piano Fights, Crash Tactics i Dance Dance Dance. Te utwory, w bardzo dużym stopniu skoncentrowane na perkusji, z ekstremalną energią muzyczną, porwały wszystkich bez reszty i sprawiły, że publiczność zaczęła skakać i wariować od samego początku.
Po tym przyszedł czas na pozornie jednoczęściową mieszankę bardzo starych i najnowszych utworów zespołu. Stworzyły one spójne przejście następujących po sobie fal cichych kołysanek i ostrych kaskad gitarowo-perkusyjnych, ozdobionych elektroniką i pulsującym basem. Muzycy, raz za razem, kołysali tłum sennymi melodiami na bazie klawiszy i syntezatorów tylko po to by gwałtownie przejść do instrumentalnego piekła z mocnym, niskim bitem, a następnie ponownie wszystkich uspokoić. Mistrzowsko budowli napięcie aby zaraz potem pozwolić mu się stopniowo uwalniać. Nie było czasu na rozmyślanie nad melancholijnymi melodiami i nikt nie zdążył zmęczyć się skakaniem. A wszystko to utrzymane było w idealnej harmonii oraz w lekkim kosmicznym nastroju, przypominający poprzedni album zespołu - ścieżkę dźwiękową Silent Running.
Utwory, które najbardziej wyróżniały się w całej tej części to Prisms oraz Fix the Sky a Little. Pierwszy za niepowtarzalne elementów electro, drugi, natomiast, za niepokojące rozmowy w tle, brzmiące jak z pociętej taśmy, znacznie wpływające na ogólny nastroju utworu.
Na zakończenie koncertu zostało zaplanowane kolejne potężnego trio. Cały tłum wykrzyczał wraz z krótkim wstępem zdanie ‘We will not retreat, this band is unstoppable’ i Retreat! Retreat! ponownie wprowadziło charakterystycznie energiczny klimat. Następnie, bardzo doceniany Radio Protector spotkał się z, prawdopodobnie, najcieplejszym przyjęciem, po czym przeszedł płynnie w podniosłe Safe Passage z ostatniego albumu - Wild Light. Po tym, z licznymi podziękowaniami, zespół zszedł ze sceny.
Brytyjczycy nie kazali publiczność długo czekać na swój powrót - na krótki, jedno-piosenkowy bis. I tak właśnie, przy wielkim aplauzie rozbrzmiały pierwsze nuty I Swallowed Hard, Like I Understood, a fani po raz kolejny dali się porwać muzyce.
Po obejrzeniu zespoły dotychczas już dwa razy, muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego. Bardzo charakterystyczny początek i koniec spod znaku shoegaze to było to z czego ich znałam. Środek, jednakże, okazał się być w pewnym sensie bardziej ambientowy. Nie miałam jednak nic przeciwko temu. Było to niezwykle miłe zaskoczenie.
Tak więc, kiedy następnym razem 65DAYSOFSTATIC będą w okolicy - pamiętajcie, aby ich zobaczyć!
Setlista:
1. Piano Fights
2. Crash Tactics
3. Dance Dance Dance
4. Install a Beak in the Heart That Clucks Time in Arabic
5. Prisms
6. The Undertow
7. Sleepwalk City
8. AOD
9. Fix the Sky a Little
10. Unmake the Wild Light
11. Taipei
12. Retreat! Retreat!
13. Radio Protector
14. Safe Passage
Encore:
15. I Swallowed Hard, Like I Understood