Alien Skin - Don't Open Till Doomsday
Czytano: 5135 razy
85%
Wykonawca:
Katalog płyt:
Czy w dzisiejszych czasach istnieje jeszcze romantyzm w muzyce? „New Romantic” lat 80. jest już przeszłością, to prawda. Ale okazuje się, że dziś również powstają albumy, charakteryzujące się stylistyką tamtych czasów. Taka płyta o przewrotnym tytule dotarła do mnie z odległej Australii. “Don't Open Till Doomsday” to new romantic XXI wieku.
Album został wydany na wiosnę, a zdaje się być nagrany jesienno-zimową porą. Właśnie pod koniec roku znakomicie się go słucha. Jest w sam raz na jesienne słoty, długie wieczory, a znakomitym dodatkiem będzie do niego miękki fotel, kubek gorącej czekolady i… już można się poddać subtelnym pejzażom uduchowionej elektroniki. A wszystko to za sprawą australijskiego muzyka, ukrywającego się pod pseudonimem.
Alien Skin to George Pappas, od połowy lat 90. klawiszowiec australijskiego zespołu Real Life, który zdobył światową popularność dzięki hitowi (o niesłychanie romantycznym tytule) „Send Me An Angel” (1983 r.). Choć macierzysty zespół George’a formalnie istnieje, muzyk wydał solowy album, który z pewnością przypadnie do gustu nie tylko fanom muzyki new romantic, lecz również tym, którzy cenią finezyjną melancholię, hipnotyczną elektronikę albo są wielbicielami Depeche Mode.
Nie sposób tego ostatniego porównania nie użyć. Choć, jak twierdzi George Pappas, najbardziej podoba mu się muzyczna perspektywa Alana Wildera, to, gdy przyszło mu po raz pierwszy określić własną muzykę, powiedział: to tak, jakby Martin Gore nie używał gitary [Martin Gore before the guitars]. Alien Skin nie wstydzi się swoich fascynacji, bo i nie ma powodu. Czerpie inspiracje, nie kopiując. Inną sprawą jest fakt, że barwa jego głosu jest zbliżona do muzyka z Basildon.
Artysta na swoim debiutanckim solowym krążku zaproponował słuchaczom trwającą niespełna trzy kwadranse transową podróż. Zaproszenie do uczestnictwa skierowane jest zwłaszcza do tych, którzy żyją na rozmaitych granicach: melancholików, dziwaków, słowem: astralnych freaków. Dziesięć kompozycji wystarczy, by każdy z nich poczuł się jak u siebie. I choć przewodnikiem jest tu głos Pappasa, to jednak znakomicie „doprawiony” kobiecym wokalem Iryny (żony artysty, która jest również autorką okładki albumu).
“Don't Open Till Doomsday” cechuje zdecydowanie pozytywny ekshibicjonizm: potrzeba projekcji wewnętrznych stanów, emocji, wspomnień na zewnątrz. To subtelne piosenki o tym, co drzemie w duszy. Ich wymowa wzmacniana jest ambientowymi leniwymi dźwiękami elektroniki. Więcej: choć melancholia tu króluje, to jednak w niektórych kompozycjach światło wdziera się z całym impetem wewnętrznej siły, która i tak zwycięży w walce z niemocą tęsknicy i otępienia [lekcja na całe życie].
Mam nadzieję, że niejako „po znajomości” muzyka Alien Skin przyjmie się w Polsce. Wszak paradoksalnie Polskę i Australię, choć kilometry dzielą, to i bardzo wiele łączy, by wspomnieć choćby Górę Kościuszki, emigrację, czy polsko brzmiące nazwisko Zatorskiego w Real Life oraz imię żony George’a… A tak bardziej serio: polecam gorąco “Don't Open Till Doomsday”, bo to new romantic nowego stulecia. A zdecydowanie najbardziej zapadający w pamięć utwór to ten ostatni na płycie – tytułowy „Alien Skin”… Niczym memento. Bo każdy jest inny.
Tracklista:
1. The Outer Limits
2. Razor Arms
3. Saviour
4. The Spirit Is Willing
5. It Doesn't Matter (I Want You)
6. Gloomy Sunday
7. For Always
8. Burning In My Hands
9. Dust To Ashes 1945
10. Alien Skin
www.alienskinmusic.com
www.myspace.com/alienskinmusik
Album został wydany na wiosnę, a zdaje się być nagrany jesienno-zimową porą. Właśnie pod koniec roku znakomicie się go słucha. Jest w sam raz na jesienne słoty, długie wieczory, a znakomitym dodatkiem będzie do niego miękki fotel, kubek gorącej czekolady i… już można się poddać subtelnym pejzażom uduchowionej elektroniki. A wszystko to za sprawą australijskiego muzyka, ukrywającego się pod pseudonimem.
Alien Skin to George Pappas, od połowy lat 90. klawiszowiec australijskiego zespołu Real Life, który zdobył światową popularność dzięki hitowi (o niesłychanie romantycznym tytule) „Send Me An Angel” (1983 r.). Choć macierzysty zespół George’a formalnie istnieje, muzyk wydał solowy album, który z pewnością przypadnie do gustu nie tylko fanom muzyki new romantic, lecz również tym, którzy cenią finezyjną melancholię, hipnotyczną elektronikę albo są wielbicielami Depeche Mode.
Nie sposób tego ostatniego porównania nie użyć. Choć, jak twierdzi George Pappas, najbardziej podoba mu się muzyczna perspektywa Alana Wildera, to, gdy przyszło mu po raz pierwszy określić własną muzykę, powiedział: to tak, jakby Martin Gore nie używał gitary [Martin Gore before the guitars]. Alien Skin nie wstydzi się swoich fascynacji, bo i nie ma powodu. Czerpie inspiracje, nie kopiując. Inną sprawą jest fakt, że barwa jego głosu jest zbliżona do muzyka z Basildon.
Artysta na swoim debiutanckim solowym krążku zaproponował słuchaczom trwającą niespełna trzy kwadranse transową podróż. Zaproszenie do uczestnictwa skierowane jest zwłaszcza do tych, którzy żyją na rozmaitych granicach: melancholików, dziwaków, słowem: astralnych freaków. Dziesięć kompozycji wystarczy, by każdy z nich poczuł się jak u siebie. I choć przewodnikiem jest tu głos Pappasa, to jednak znakomicie „doprawiony” kobiecym wokalem Iryny (żony artysty, która jest również autorką okładki albumu).
“Don't Open Till Doomsday” cechuje zdecydowanie pozytywny ekshibicjonizm: potrzeba projekcji wewnętrznych stanów, emocji, wspomnień na zewnątrz. To subtelne piosenki o tym, co drzemie w duszy. Ich wymowa wzmacniana jest ambientowymi leniwymi dźwiękami elektroniki. Więcej: choć melancholia tu króluje, to jednak w niektórych kompozycjach światło wdziera się z całym impetem wewnętrznej siły, która i tak zwycięży w walce z niemocą tęsknicy i otępienia [lekcja na całe życie].
Mam nadzieję, że niejako „po znajomości” muzyka Alien Skin przyjmie się w Polsce. Wszak paradoksalnie Polskę i Australię, choć kilometry dzielą, to i bardzo wiele łączy, by wspomnieć choćby Górę Kościuszki, emigrację, czy polsko brzmiące nazwisko Zatorskiego w Real Life oraz imię żony George’a… A tak bardziej serio: polecam gorąco “Don't Open Till Doomsday”, bo to new romantic nowego stulecia. A zdecydowanie najbardziej zapadający w pamięć utwór to ten ostatni na płycie – tytułowy „Alien Skin”… Niczym memento. Bo każdy jest inny.
Tracklista:
1. The Outer Limits
2. Razor Arms
3. Saviour
4. The Spirit Is Willing
5. It Doesn't Matter (I Want You)
6. Gloomy Sunday
7. For Always
8. Burning In My Hands
9. Dust To Ashes 1945
10. Alien Skin
www.alienskinmusic.com
www.myspace.com/alienskinmusik