Autunna et sa Rose - L'Art et la Mort
Czytano: 3852 razy
45%
Autunna et sa Rose to włoski kwartet, kojarzony z nurtem neoclassical, być może znany komuś ze wspólnego wydawnictwa z bardziej popularną Ataraxią.
"L’art et la Mort" jest płytą zainspirowaną kubizmem, artystycznym zlepkiem różnych płaszczyzn.
Usłyszymy tu wiolonczelę, skrzypce, fortepian oraz gitarę elektryczną i elementy elektroniki.
W połączeniu z melorecytacją i operowym śpiewem daje to niespotykaną, wielowymiarową mieszankę.
Iście kubistyczną.
Niestety, ta różnorodność sprawia również, że płyta jest dość chaotyczna; miejscami odnosiłam wrażenie, że zespół starał się "upchnąć" w poszczególnych utworach wszystkie pomysły, jakie tylko wpadły poszczególnym członkom do głowy, nie patrząc na swoje dzieło, jako na całość, która powinna mieć określony kształt.
I tak niektóre utwory przenoszą nas do innych światów, relaksują i pobudzają wyobraźnię, inne zaś po prostu nużą.
Całą przyjemność słuchania odbierały mi wokale, które moim zdaniem miejscami były zupełnie niepotrzebne, gdyż muzycy radzili świetnie sami. Oczywiście rozumiem, warstwa tekstowa, którą w większości tworzą poezje Baudelaira i Artauda, jest najważniejsza, to jednak sopran, choć piękny, nadaje utworom operowego zadęcia, co nie wszystkim może się podobać. Lepiej sprawdza się recytacja, z którą mamy do czynienia w pierwszych dwóch utworach.
Podsumowując, muzyka jest bardzo emocjonalna, otulająca.. Minusem są wokale, które potrafią zepsuć cały klimat danego utworu. Plus za gitarę elektryczną, która daje muzyce "pazur", którego próżno szukać u innych zespołów tego nurtu.
Myślę, że płyta powinna spodobać się miłośnikom neoklasycznych brzmień, którzy otwarci są na nowości i eksperymenty.
Mnie średnio przypadła do gustu.
Tracklista:
01 Qui, au sein...
02 Quand nous reverrons-nous?
03 Kyfi
04 Lune et arcades
05 Ostia
06 N'importe ou hors du monde
07 Neue Wirklichkeit
08 Ewig-Dunkel
09 Et je me souviens aussi de...
"L’art et la Mort" jest płytą zainspirowaną kubizmem, artystycznym zlepkiem różnych płaszczyzn.
Usłyszymy tu wiolonczelę, skrzypce, fortepian oraz gitarę elektryczną i elementy elektroniki.
W połączeniu z melorecytacją i operowym śpiewem daje to niespotykaną, wielowymiarową mieszankę.
Iście kubistyczną.
Niestety, ta różnorodność sprawia również, że płyta jest dość chaotyczna; miejscami odnosiłam wrażenie, że zespół starał się "upchnąć" w poszczególnych utworach wszystkie pomysły, jakie tylko wpadły poszczególnym członkom do głowy, nie patrząc na swoje dzieło, jako na całość, która powinna mieć określony kształt.
I tak niektóre utwory przenoszą nas do innych światów, relaksują i pobudzają wyobraźnię, inne zaś po prostu nużą.
Całą przyjemność słuchania odbierały mi wokale, które moim zdaniem miejscami były zupełnie niepotrzebne, gdyż muzycy radzili świetnie sami. Oczywiście rozumiem, warstwa tekstowa, którą w większości tworzą poezje Baudelaira i Artauda, jest najważniejsza, to jednak sopran, choć piękny, nadaje utworom operowego zadęcia, co nie wszystkim może się podobać. Lepiej sprawdza się recytacja, z którą mamy do czynienia w pierwszych dwóch utworach.
Podsumowując, muzyka jest bardzo emocjonalna, otulająca.. Minusem są wokale, które potrafią zepsuć cały klimat danego utworu. Plus za gitarę elektryczną, która daje muzyce "pazur", którego próżno szukać u innych zespołów tego nurtu.
Myślę, że płyta powinna spodobać się miłośnikom neoklasycznych brzmień, którzy otwarci są na nowości i eksperymenty.
Mnie średnio przypadła do gustu.
Tracklista:
01 Qui, au sein...
02 Quand nous reverrons-nous?
03 Kyfi
04 Lune et arcades
05 Ostia
06 N'importe ou hors du monde
07 Neue Wirklichkeit
08 Ewig-Dunkel
09 Et je me souviens aussi de...