Cold In May - Dark Season
Kiedy dowiedziałem się, że Cold In May wydają drugi album czułem jednocześnie dumę i niepokój. Dumę, bo śledzę ich poczynania od początku, kiedy wydali demo "Childhood’s End". Niepokój towarzyszył mi ze względu na to, że pierwszy album nie wywarł na mnie takiego wrażenia jak demo. Zniknęła gdzieś surowość, która nadawała niepowtarzalny charakter, wszystko zostało ugłaskane. Miałem nadzieję, że drugi album będzie lepszy niż "Gone Away With The Memories".
Na szczęście sąsiedzi ze wschodu nie zwiedli. "Dark Season" jest bardziej dynamiczny, melodyjny i spójny, a przede wszystkim bardziej dojrzały – zarówno wokalnie, jak i instrumentalnie. Od początku kojarzą mi się z Diorama i to się nie zmienia. "Kill yourself with pain" było mniej więcej tym, czym "Synthesize me", a "Dark Season" jest niczym "The Scale". Z odrobiną Mesh. Nie jest to jednak kopia.
Nie jest przesadą porównywanie ich do takich składów jak: Diorama, Diary Of Dreams czy Mesh, bo chłopaki fantastycznie się rozwijają i jestem pewny, że za chwilę "łyknie" ich któryś z wielkich graczy na rynku wydawniczym. Zresztą ci, którzy byli na Castle Party mogli ich zobaczyć na żywo, ja niestety nie miałem okazji, ale mam nadzieję, że wkrótce nadrobię.
Tracklista:
01. The Grand Opening
02. The Reason
03. A Little Place For Hope
04. Starbright
05. Dirty Diamond
06. Everyday
07.Happy People
08. Night Like These
09. Last Day On Earth
10. Black Wind
11. No Way Back Home
Inne artykuły:
- Castle Party 2012 - 2012-08-20 (Relacje)