AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Muzyka czy fast food? Wybór należy do Ciebie


Czytano: 6415 razy


Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Jeśli zapyta się szarego przechodnia na ulicy o to, czego słucha, powie – muzyki. Jeśli zagadnienie zostanie bardziej sprecyzowane, usłyszy się – wszystkiego. Po takiej odpowiedzi aż samo ciśnie się na usta kolejne pytanie. Tym razem o poszczególne nazwy formacji, co jest rzeczą naturalną, bo mamy nadzieję, że ten oto stojący przed nami człowiek nie ma granic muzycznych, a to jest przecież tak oczywiście rzadkie. Tymczasem, następne nadzieje niosą za sobą nieuchronnie rozczarowujące ciągi zdań. Okazuje się, że tak naprawdę większość słucha wszystkiego – owszem, ale ten ogół zawęża swoją tolerancję muzyczną do stacji radiowych. Tych popularnych i dostępnych niemal wszędzie, które po wykupieniu licencji na danego artystę wałkują go bez granic, bo licencja dla radiowców jest dożywotnia. Jednak, skoro słuchacze ciągle napływają, to czemu nie puszczać w kółko? W mniemaniu tych ludzi wszystko ogranicza się do typowego Hip-hopu, Popu i może lekkich naleciałości Rocka. Inaczej mówiąc, popkultura muzyczna zamieniła ludzi w agregaty komercji, które z pozornego braku alternatywy słuchają tego, co podaje się im na tacy. Bezpośrednio, z ręki do ręki i najczęściej – bez jakiegokolwiek zróżnicowania gatunkowego, bo wszystko brzmi po prostu tak samo. Tacy ludzie mają najczęściej wypaczone postrzeganie przemysłu muzycznego. Wszystko dla nich jest zatarte i niewyraźne, a przekazanie przez nich paru nazw zespołów jest niemalże wyczynem nie do przeskoczenia. Dlatego pojęcie ‘muzyki radiowej’ idealnie opisuje ten swoisty miraż kierowany w stronę odbiorców. Miraż, bo jak inaczej nazwać tylko złudzenie muzyki, które dość wprawnie oszukuje i bawi się percepcją słuchacza?

Nie twierdzę, że twórczość muzyków prezentowana w najbardziej popularnych kanałach komunikacyjnych jest zła. Twierdzę tylko, że to, co wciska się słuchaczom na siłę, jest jednym wielkim zlepkiem bez bliżej określonego stanu kondycyjnego. Słuchacz, który wychowa się na takiej niebezpiecznej mieszance, w przyszłości będzie miał trudności z odnalezieniem własnego muzycznego "Ja", czyli między innymi z otwartością gatunkową. Podświadomie szuka się tego, co jest podobne do tego anonimowego tłumu, a wszystko, co ma w sobie nieco charakteru odbiera się za muzyczną dewiację. Popkultura muzyczna niszczy zapęd ludzi do poszukiwania i ciekawości. Niszczy poczucie różnorodności i indywidualizmu, a wprowadza stan zagubienia i muzycznego rasizmu. Propaguje się styl bycia, który do złudzenia przypomina depresyjne obrazy z filmu "Metropolis" - wcześniej wspomnianego anonimowego tłumu, poruszającego się w jednym tempie i przez całe życie wykonującego te same obowiązki. Na szczęście dostrzegają to także krytycy – ci niszowi i ci paradoksalnie wykreowani dzięki popkulturze. Robert Leszczyński w jednym ze swoich felietonów porównuje muzykę popularną do fast foodów, co po chwili zastanowienia staje się stwierdzeniem do bólu prawdziwym. Bo jak można nie zgodzić się z odczuciem względem tej nienarzucającej się tylko pozornie mieszanki nicości atakującej słuchacza ze wszystkich możliwych stron i odbierającej mu zdolność własnego myślenia?

"Historia muzyki jawi się na składankach jako ciąg przyjemnych przebojów, nie wiadomo przez kogo i kiedy śpiewanych, identycznych jak hamburgery w fast foodach. Nie pozwala wyrobić sobie własnego gustu, bo to jest gust wszystkich, czyli niczyj. Prawdziwi słuchacze muzyki gardzą składankami, a radia wystrzegają się ich jak zarazy. Są fanami ściśle wybranych gatunków i wykonawców, a nie radiowych przebojów. Sami, według własnego smaku, dobierają swoje muzyczne menu i nie korzystają z tego, co łaskawie wybierze im dyrektor programowy jakiejś stacji, bo on myśli o owych "wszystkich", którym się nie chce myśleć i którym jest generalnie wszystko jedno. Byleby coś brzęczało"
źródło: Wprost 42/2008 – Robert Leszczyński.

Podczas krótkiej przygody w stacji radiowej, przekonałam się, że właśnie tak wyobraża się typowego słuchacza. Odbiorcę, który najczęściej wraca zmęczony z pracy i nie ma ochoty na nic bardziej wymagającego. Dlatego też, każe mu się wsłuchać w coś, co być może go zrelaksuje. Jakże złudne i błędne przekonanie, bo jak coś, co irytujące w swojej powtarzalności może być kojącym przymiotem skierowanym w stronę słuchacza? W wielu przypadkach mija się to z celem, a niestety w wielu innych ciągle działa. Oczywiście, dobra muzyka – bardziej wymagająca, choć nadal momentami będąca oklepanymi hitami wchłanianymi przez publikę od dziesiątek lat – jest eksponowana przez stacje. Najczęściej jednak są to jednak pory tak późne, że mało kto jest w stanie doczekać późnej nocy po to, aby posłuchać audycji tyczącej się ścieżek filmowych lub nowych artystów, tworzących coś niestandardowego. Identyczne prawa rządzą platformami telewizyjnymi, gdzie bardziej wymagające treści są dostępne o tak śmiesznych porach, które same w sobie są ograniczeniem dla większości targetu zainteresowanego pozycją.

Na szczęście, istnieją jednostki, które będące właścicielem mniejszej, undergroundowej stacji, nie kierują się na zysk, ale na satysfakcję ze strony słuchacza – wartość teraz zepchniętą na margines i uznawaną za anachroniczny relikt, według którego nikt już nie wyznacza popularności stacji. Tak, jak strony internetowe zerkają tylko na statystyki, telewizja na widzów, gazety na czytelników kupujących tytuły, tak stacje radiowe nie kierują się gustami słuchaczy, ale tylko nimi samymi. Takie niszowe stacje radiowe – przeważnie tylko internetowe – nie mają dużej popularności, ani wybitnej ilości słuchaczy. Cechuje je natomiast właśnie ta kwestia, na pozór będąca umierającą. Koncentrują się na wymagającym przesłaniu, ambitnej muzyce i jej świetnym dobraniu, co niesamowicie cieszy słuchacza, który pomimo codziennego obcowania ze stacjami radiowymi większego zasięgu - jest już nimi po prostu zmęczony. Te małe projekty ciężko znaleźć. Wpada się na nie z polecenia znajomych, albo zupełnie przypadkiem. Nie mają rozbudowanej reklamy ze względu na niski albo nieistniejący wręcz budżet i swoją promocję opierają w większości na łucie szczęścia, czy też wsparciu witryn o podobnym zakresie tematycznym. Prezentowane przez nie treści w większości nie mają żadnych granic ani barier. Jeśli nie trafi się na dedykowaną audycję autorską, tak możemy doświadczyć sprytnego przeskakiwania z gatunku na gatunek, co przyciąga słuchaczy zachęconych właśnie tą nieprzewidywalną spontanicznością.

Prawdą też jest stwierdzenie odnoszące się do autentycznych fanów muzyki. Oni nie pławią się w pozycjach wybranych przez stacje, tylko szukają kolejnych formacji na własną rękę. Nie ma dla nich większej satysfakcji i euforii, którą zyskuje się przy wykopaniu czegoś świeżego i odbiegającego od niskich wymagań ogółu. Ludzie otwarci na muzykę, ciekawi nowych doświadczeń i eksperymentów są też bardziej otwarci na ludzi i odmienności. Są ludźmi pełnymi pasji i motywacji. Muzyka z podziemia, właśnie z tych niszowych źródeł rozwija człowieka, pozwalając na odszukanie swoich preferencji – nie tylko muzycznych. Nikt nie ukrywa tego, że underground jest trudniejszy w odbiorze i bardziej wymagający, ale i dający większe pole interpretacji. Każdy może znaleźć swoje własne przesłanie i dowolnie je analizować, bo większość liryk jest przewrotnym systemem niedomówień porównywanym do współczesnej poezji. Inaczej zaś, ma się sprawa z jednostkami radiowymi. Te, gubią się i zamykają w swoich własnych barierach. Nie wykraczając poza nie, wpadają w nurt masowy i przestają dążyć do jakiejkolwiek indywidualności. I tak właśnie rozpoczyna się wegetacja kończąca się na muzycznym fast foodzie.

Strony:
Autor:
Tłumacz: Wendy Troy
Data dodania: 2011-03-07 / Artykuły


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: