AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Percival w Krakowie


Czytano: 3022 razy


Galerie:

Kraków jako jeden z najważniejszych punktów na mapie naszej historii wydaje się być świetnym punktem wyjścia do podróży w czasie. Snując się wieczorną porą po uliczkach krakowskiego Kazimierza nie sposób nie poczuć na szyi oddechu przodków. Tą niezwykłą atmosferę podsycił dodatkowo koncert zespołu Percival, który odbył się 20.02 w klubie muzycznym Mescal w ramach trasy "Slavny Tur 2014" promującej wydany w 2012 roku album "Slava – pieśni Słowian południowych i zapowiadającej kolejną część tryptyku poświęconego muzyce Słowian wschodnich.
Klub Mescal mieści się na dwóch piętrach jednej z kazimierzowskich kamienic. Wnętrze jest stosunkowo niewielkie i o dość surowym klimacie. Szare ściany zdobią abstrakcyjne obrazy a scenę oświetla czerwone światło. Godzinę przed koncertem przy stolikach siedzą już pojedynczy widzowie, na scenie przygotowane instrumenty i muzycy rozpoczynają strojenie i próby dźwięku. Dopisują im humory i czuć, że granie sprawia im wielką przyjemność. Dźwięk bębnów w tym jeszcze prawie pustym pomieszczeniu zabrzmiał trochę niepokojąco, ale już w czasie tych prób nie sposób powstrzymać się od kołysania w rytm muzyki. Stopniowo pomieszczenie zapełnia się, pojawiają się też fani w historycznych kostiumach. I wreszcie koncert, mający przywołać duchowość dawnych Słowian, rozpoczyna się, wykonanym dość zaczepnie, utworem "Tam pod borem". Muzycy zaprezentowali utwory z albumu "Slava-pieśni Słowian Południowych" oraz nowe utwory, które zostaną wydane na drugim albumie tryptyku "Slava", obecnie w trakcie miksowania. Zabrzmiały pieśni obrzędowe o serbskich i bułgarskich korzeniach, utwory rosyjskie oraz kompozycje własne zespołu. Na set liście znalazły się takie pozycje jak m.in. "Gusta mi magla", "Lazare", "Matrioszka" czy "Dziewczyna Swarożyca" ze specjalną dedykacją dla rekonstruktorów. Koncert był niezwykłą podróżą przez meandry słowiańskich dźwięków, a zarazem lekcją kultury i historii. Zgromadzeni fani świetnie się bawili dając się porwać co skoczniejszym dźwiękom, a zespół nawiązał wyjątkowy kontakt z publicznością żartując lub opowiadając o ciekawostkach związanych ze znaczeniem kolejnych utworów. Koncert zakończył się owacją na stojąco, co zachęciło muzyków do zagrania bisu i utworu "Satanismus", który wywołał prawdziwą euforię wśród fanów. Po występie przyszedł czas na wspólne zdjęcia, autografy, uściski dłoni i wymianę zdań. Specjalnie dla Alternation Mikołaj Rybacki opowiedział o wrażeniach z trasy i  współpracy z Mashą z rosyjskiej Arkony.

Jakie są wasze dotychczasowe wrażenia z trasy, czy wszystko się układa zgodnie z planem, czy były jakieś niespodzianki?

M.R.: Jak zwykle niespodzianki były techniczne, czyli połowa rzeczy, które miały działać nie działa, ale do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić, tak musi po prostu być.

I jak sobie w takiej sytuacji radzicie, jak coś nagle przestaje działać?

M.R.: Trzeba być elastycznym, coś wymyślić, nie powiem Ci bo to jest indywidualne, za każdym razem inaczej. Na pierwszym koncercie pożyczyliśmy projektor dzięki zajebistej szczecińskiej firmie, która nas wsparła, pożyczyła nam ten projektor i okazało się, że on działa. Na pierwszym koncercie.

A jak wam się grało tutaj w Krakowie?

M.R.: Bardzo dobrze. Z tym, że ja bym chciał oddzielić te techniczne problemy, one w ogóle nie wpływają na ładunek emocjonalny koncertu, nigdy,  i to jest niesamowite ponieważ, no fakt, że my z jednej strony musieliśmy się tego troszeczkę nauczyć żeby być tacy trochę odporni na takie rzeczy, ale z drugiej strony jest przede wszystkim publiczność, ona nam zawsze pokazuje, żeby nie przejmować się tym, po prostu nie o to w tym chodzi, w muzyce najważniejsza jest muzyka, a nie te wszystkie dodatki. To jest niesamowite bardzo bo jest taki kredyt zaufania i to jest fajne i może się zepsuć połowa rzeczy a i tak myślę, że koncert będzie fajny.

A czy planujecie w najbliższym czasie jakieś koncerty w wersji Schuttenbachowej?

M.R.: Planujemy, no właśnie mamy mieć rozmowę w sprawie trasy naszej Percivalowo Schuttenbachowej, która ma być trasą na 15 lecie i w tej chwili jest zawieszona, nie wiadomo kiedy będzie, ciężko jest mi powiedzieć. Chcielibyśmy bardzo ale jest problem z terminami, właściwie ze wszystkim jest problem.

Czy możesz jeszcze powiedzieć kilka słów o współpracy z Mashą z Arkony?

M.R.: To jest bardzo magiczna sprawa bo, no wiadomo Arkona to jest znany zespół, światowy, który gra trasy po stanach Zjednoczonych, po Meksyku, po Japonii i mieliśmy przyjemność grać przed nimi w Szczecinie w 2012 roku i jakoś tak wyszło, że spodobaliśmy im się na próbie dźwiękowej. Masha, widziałem, że podeszła, słuchała. A potem mieliśmy chytry plan, plan ogarniania rzeczywistości polegający na tym że kupimy flaszkę i pójdziemy im pogratulować koncertu, no i Masha nam wszystko zepsuła bo jak tylko weszliśmy to ona nam pogratulowała koncertu. Okazało się, że strasznie im się spodobało i tak zaczęła się nasza znajomość i przyjaźń, no i ciąg takich dziwnych zdarzeń, naprawdę dziwnych i niesamowitych w tym całym show biznesie, którego też doświadczyliśmy i też mnóstwo jego negatywnych stron, które  właściwie przez cały czas istnienia doświadczamy. Ja powiem tak, i chcę żeby to poszło w świat, w jeden dzień na próbę przychodzi Masha, nawet bardzo nie pokazuje co myśli, po prostu słucha nas, nie wiemy czy powie że niefajnie, kiepsko czy coś, po prostu słucha i odchodzi, potem my idziemy im pogratulować, a ona mówi, że było fajnie, że jej się podobało, potem przez chwilę gadamy, jest nić porozumienia, dwa dni później dzwoni do nas wydawca Arkony z Moskwy i mówi że chce wydać płytę Percivala. I tak to podziałało. I to nie na zasadzie znajomości, oni tylko powiedzieli, że jest taki zespół z Polski fajny, on posłuchał i tu gdzie my gramy już 15 lat i gdzie wysyłaliśmy płytę już chyba wszystkim w Polsce i oni pewnie już nas nienawidzą i mają dosyć Percivala, ci wszyscy ludzie od show biznesu, bo przez 15 lat wysyłaliśmy te płyty, było parę fajnych recenzji, coś fajnego o nas Anja Orthodox powiedziała i  jeszcze dwie osoby i to wszystko. I nikt nigdy przez 15 lat nie powiedział jesteście na tyle fajni że wydamy wam płytę. A tu telefon z Moskwy, pyk ciach, wydajemy wam płytę. W tym momencie mamy już dwie płyty wydane w Rosji. I to potem się przełożyło na następny patent. Nagrywaliśmy płytę, stwierdziliśmy, że może jakichś gości zaprosimy, no i moja żona, która jest taka w gorącej wodzie kąpana stwierdziła, że no dobra to napisze do Mashy. Napisała i jakież było nasze zdziwienie jak Masha napisała, że spoko, że zaśpiewa i faktycznie zaśpiewała no i rewelacyjnie zaśpiewała, naprawdę nawet samemu mnie się to podobało, a to już jest coś ;)

Dziękuję

Strony:
Autor:
Tłumacz: morrigan
Data dodania: 2014-03-03 / Relacje




Najnowsze komentarze: