Soundrive Fest
Od 4 do 6 września w położonym na stoczniowych terenach klubie B90 miała miejsce trzecia edycja Soundrive Fest. W trakcie trzech dni festiwalu można było posłuchać kilkudziesięciu zespołów grających szeroko pojętą muzykę alternatywną pochodzących z Europy, a także z Kanady i Stanów Zjednoczonych. Wielu wykonawców grało w Polsce po raz pierwszy. Koncerty odbywały się na dwóch festiwalowych scenach: dużej i małej. Niezależnie od własnych muzycznych upodobań muszę przyznać, że wszyscy artyści prezentowali wysoki poziom. Podczas festiwalu nie było momentów słabych, a muzyczne zróżnicowanie nie pozwalało się znudzić ani na chwilę.
Dzień 1.
Pierwszy dzień festiwalu rozpoczęły koncerty zespołów, które zostały finalistami konkursu Stage Europe Network promującego młodą muzykę europejską. Gdyńska Cisza Nocna zagrała bardzo dobrzej przyjęty nowofalowy występ. Zaraz po nich na dużej scenie zagościł holenderski The Afterveins grający energetycznego i psychodelicznego rocka. Zespół bardzo łatwo nawiązał kontakt z publicznością. Kolejnym zagranicznym gościem na Dużej scenie był francuski indie popowy Gang of Peafowl. Tymczasem małą scenę opanowali gdyńscy The Esthetics, którzy nawiązywali do klimatu rockabilly swoimi eleganckimi garniturami. Zaraz po nich na głównej scenie wystąpił estoński zespół Ziggi Wild. Jego wokalistka przykuwała uwagę swoim imagem. Widzom skojarzyła się z Tiną Turner. Pozostali wykonawcy pierwszego dnia festiwalu pochodzili wyłącznie z Polski. Na małej scenie zagrali Bobby The Unicorn, The Freuders, Szezlong, Young Stadium Club, Wild Books oraz Gonzo and the Prezidents, a na dużej The Saturday Tea, Daniel Spaleniak, The Sunlit Earth, Trupa Trupa, Straight Jack Cat i Miss God. Jednym z ważnych punktów wieczoru był występ trójmiejskiego zespołu Trupa Trupa, który przedstawił głównie premierowe utwory. Straight Jack Cat zagrali bardzo energicznego, hałaśliwego, brudnego rocka w klimacie Mötorhead. Niewątpliwie ciekawy był występ Wild Books, który zaprezentował indie folkowe granie. Publiczność bardzo dobrze bawiła się także podczas koncertu Young Stadium Club.
Dzień 2.
Drugi dzień festiwalu rozpoczął występ brytyjskiego trio Blaenevon. Młodzi muzycy zaprezentowali, utwory pochodzące m.in. z wydanej we wrześniu tego roku EP "Koso". Melodyjne gitarowe granie, nieprzekombinowane delikatne brzmienie i wrażliwy wokal wprowadziły marzycielską atmosferę. Następnie na dużej scenie zagrał Yuck, który również przyjechał z Wielkiej Brytanii. Zespół dał dobry, energiczny koncert. Zagrali m.in. klimatyczny utwór "Rebirth" pochodzący z ich drugiej płyty "Glow & Behold". Kolejnym wykonawcą, który zaprezentował się na Małej scenie był Fin Jaako Eino Kalevi. Piosenki przywodzące na myśl klimaty lat 80. porywały do tańca i sprawdziłyby się na alternatywnych imprezach. Z saksofonem rewelacyjnie zabrzmiał "No End". Kolejnymi zespołami grającymi tego wieczoru były Eagulls i Fiction z Wielkiej Brytanii. Eagulls zaprezentowali pełne złości postpunkowe dźwięki, w wielu utworach słychać było inspirację Joy Division. Fiction należało do zupełnie innego lżejszego, indie rockowego klimat. Baths (USA) zagrało świetny elektroniczny i żywiołowy koncert. Mocnym bitom towarzyszył niesamowity, pełen emocji wokal Willa Wiesenfelda. Artysta skakał po scenie i ta energia udzieliła się wielu słuchaczom. Następnie na małej scenie zaprezentował się brytyjski punkowy duet Slaves. Zespół zaprezentował niesamowicie energiczne i naładowane testosteronem show. Ironiczne, wściekłe piosenki zdecydowanie wpadały w ucho. Brytyjczycy zagrali m. in. utwór "Where’s Your Car Debbie", który nadal nie chce mi wyjść z głowy. Drugi dzień festiwalu zakończył występ zespołu Unknown Mortal Orchestra ze stanów Zjednoczonych, którzy dali bardzo dobry koncert. Brzmienie tej grupy nawiązywało do klimatu lat 60. i 70. i przywodziło na myśl Jimmiego Hendrixa czy Led Zeppelin.
Dzień 3.
Pierwszym zespołem, który wystąpił trzeciego dnia Soundrive Fest na małej scenie był brytyjski Adult Jazz. Grupa przedstawiła słuchaczom interesujące art-rockowe kompozycje. Gitarowe granie z dodatkiem elektroniki ciekawie uzupełniało brzmienie puzonu. Pochodzący z Norwegii Highasakite wystąpił z kolei na dużej scenie. Ich ambitny pop porwał do tańca wielu słuchaczy. Duże wrażenie zrobiły możliwości wokalne Ingrid Helen Havik. Wykonali m. in. utwory "Iran" i "Darth Vader" ze swojej ostatniej płyty "Silent Treatment". Po nich koncert rozpoczął brytyjski zespół Fear of Men, który zaprezentował gitarowe, melancholijne granie. Uwagę przykuwał wyrazisty wokal Jessiki Weiss. Planet of Zeus powinni sprawdzić fani stoner rocka. Grecy zaserwowali dawkę ciężkiego i pustynnego brzmienia. Kolejnym zespołem, który wystąpił tego wieczoru na małej scenie był Islet. Występ czwórki dziwaków z Walii był bardzo ciekawym punktem festiwalu. Swój koncert rozpoczęli pośród publiczności. Ich awangardowa muzyka to mieszanka różnych stylów i zaintrygowali wielu słuchaczy. Następnie na dużej scenie pojawiło się aż ośmiu instrumentalistów i wokalista czyli King Khan & the Shrines. Rock’n’rollowa orkiestra dała w B90 niezwykły show. Muzycy wchodzili między publiczność i żywiołowo tańczyli. Sam King Khan wystąpił w wielkim pióropuszu na głowie i sukience z błyszczącymi cekinami. Ich występ miał charakter wybitnie rozrywkowy, jednak poruszono także cięższe tematy. King Khan zadedykował utwór "I Wanna Be A girl" transseksualistom z całego świata. Jednym z największych odkryć tego festiwalu był dla mnie zespół Samaris, który przyjechał z Islandii. Połączenie chłodnej skandynawskiej elektroniki, dźwięków klarnetu i przejmującego wokalu Jófríður Ákadóttir okazało się genialnym pomysłem. Teksty piosenek pochodzą z dziewiętnastowiecznych islandzkich wierszy. Bariera językowa nie miała jednak znaczenia, muzyka Samaris oczarowała słuchaczy. Po ich występie przyszedł czas na gwiazdę wieczoru czyli kanadyjski zespół Austra. Wiele osób przyjechało z innych miast specjalnie na ich występ. Elektroniczne dźwięki i potężny wokal Katie Stelmanis bardzo dobrze zabrzmiały na żywo. Podczas koncertu nie zabrakło utworów takich jak "Lose it", "Habitat" czy "Forgive Me". Nienasyceni słuchacze doczekali się dwóch bisów.
Tegoroczna edycja Soundrive Fest jest pierwszą, w której miałam okazję uczestniczyć. Naprawdę cieszę się, że w Trójmieście powstał taki festiwal. Podczas trzech dni można było usłyszeć niezwykle interesujące i muzycznie zróżnicowanych koncerty alternatywnych wykonawców z całego świata. Warto podkreślić, że cena karnetu była naprawdę niewygórowana. Ważnym dodatkiem do warstwy muzycznej było festiwalowe miasteczko, gdzie można było wypić piwo na świeżym powietrzu czy skorzystać z oferty kilku trójmiejskich foodtrucków. Klub B90 był idealnym miejscem do tego typu wydarzenia zarówno ze względu na swoje industrialne przestrzenie, jak i warunki akustyczne. Soundrive Fest wpisał się już na stałe w festiwalowy kalendarz Trójmiasta i wiele osób z pewnością będzie niecierpliwie czekać na kolejną edycję.
Inne artykuły:
- Vernian Process - Behold the Machine - 2012-01-13 (Recenzje muzyki)
- Minerve - Sensefiction - 2006-05-26 (Recenzje muzyki)