Unzucht - Rosenkreuzer
Czytano: 3222 razy
75%
Galerie:
- Mera Luna 2017 - 2017-08-21 (Festiwale)
- M'era Luna 2015 - 2015-08-17 (Festiwale)
- Amphi Festival 2014 - 2014-08-01 (Festiwale)
- Nocturnal Culture Night 2013 - 2013-09-12 (Festiwale)
- M'era Luna 2013 - 2013-08-14 (Festiwale)
- M'era Luna 2010 - 2010-08-09 (Festiwale)
Katalog płyt:
Unzucht, czyli nierząd. Po raz drugi De Clercq wraz z resztą zespołu zaprasza do swojego łoża, a jakie niespodzianki i sztuczki ma tym razem jego gitarowy Schwanz do zaoferowania, przekonajcie się na własnej skórze, na własne oczy, jękami rozkoszy odwdzięczcie się za muzyczne plateau. I nie wahajcie się okazać uznania intensywnym orgazmem powtarzanym wielokrotnie, ilekroć na nowo zdecydujecie się na współżycie z najnowszym materiałem.
Oczywiście, jak każdy dobry, świadomy siebie kochanek ma swój zawężony krąg fanek i fanów (płeć bez znaczenia), którzy docenią jego prezentowane z dumą wdzięki, gotowi zapłacić wiele za fizyczny kontakt, tak i muzyka Unzucht trafi do pewnego kręgu odbiorców (płeć bez znaczenia). Tak jak wybrańcy BDSM potrzebują fetyszu do spełnienia, tak niemiecki kwartet zadowoli przede wszystkim fanów industrialno-rockowych i metalowych brzmień, zapraszając słuchacza do grupowej ekstazy.
Rosenkreuzer, następca debiutanckiego Todsünde 8 z 2012 roku, nawiązuje tytułem do mistycznego, sekretnego stowarzyszenia (głównymi tematami liryków są przemijanie, strata, et cetera) i, zaprawdę, czterej mnisi rockowego zakonu z Dolnej Saksonii zdają się być na dobrej drodze, by poznać tajemnice stworzenia receptury, wzbudzającej muzyczną lubieżność i pragnienie nieustannej dźwiękowej stymulacji u słuchacza. Choć na Rosenkreuzer składają się elementy od lat znane na scenie elektronicznego rocka, to Niemcy, czerpiąc z nich garściami i łącząc w jedno, dokonują własnego kształtowania ciała, które tworzą, czyniąc z niego uwodzicielski obiekt - z jednej strony pełen drapieżności, z drugiej kunsztownego powabu. Działają jak wyrafinowany i doświadczony (choć młody) żigolo z naturalnym talentem i wiedzą zdobywaną u największych mistrzów niemoralnego fachu. Najbliższe skojarzenia budzi kwartet z Megaherz (z którymi Unzucht odbyli trasę koncertową), a także z Rammstein oraz The Birthday Massacre. I choć żadnej z wymienionych grup nie dorównuje, stanowi ciekawą pozycję na scenie industrialnego metalu.
W stosunku do debiutu powinniście spodziewać się większej wyrazistości kompozycji, postawiono zarazem na gitarową bezkompromisowość i stanowczość w muzycznej formie (nie znajdziecie następcy balladowego Während wir uns verlieren z poprzedniej płyty), jednocześnie zwiększając dawkę przebojowości. Pojawiają się tak ciekawe elementy jak fortepian (również na debiucie) czy instrumenty smyczkowe, a całość przy zachowaniu industrialnego charakteru i świadomości rodowodu nabiera melancholijnego charakteru. Bo w końcu, czy wolicie romantyczną atmosferę i delikatne pieszczoty czy brutalne tarcie skóry o skórę, to w końcu w samej istocie rzeczy nic się nie zmienia.
W warstwie wokalnej mamy do czynienia z nieprzeciętnie melodyjnym, emocjonalnie płynnym głosem o przyjemnym tembrze i ciepłej, ciemnej barwie, który dominuje nad całością, z niskimi deklamacjami w stylu Tilla Lindemanna oraz, od czasu do czasu, wysokim krzykiem rodem z blackmetalowego piekła, na szczęście, serwowanym oszczędnie i tylko dla podkreślenia wściekłej muzycznej frazy. Wśród elektroniki niejednokrotnie przywodzącej na myśl nagrania Metallspürhunde – raz po raz wysuwającej się na prowadzenie, raz po raz chowającej się w tle, ale obecnej zawsze, industrialnej, chóralnej czy bardziej zbliżonej do synthpopowych podkładów – wśród tej elektroniki nieustępliwe, frykcyjne ruchy wykonuje żywe ciało perkusji, a gitara elektryczna raczy słuchacza ejakulatem ciężkich riffów i melodii podczas masturbacji dokonywanej na strunach przez De Clercqa, mistrza ręcznej manipulacji.
Na Rosenkreuzer składa się 13 mniej lub bardziej feralnych gwiazd, mniej lub bardziej ponurych, ale zawsze roztaczających swój blask konsekwentnie.
Rozpoczynający płytę utwór tytułowy w pełnej krasie pokazuje, jaki postęp dokonał się w obozie Unzucht od czasu debiutu. Trudno mi porównać go z jakąkolwiek kompozycją z Todsünde 8 lub nowego albumu. Charyzmatyczny, przykuwający uwagę, wysunięty na pierwszy plan mroczny industrial stanowi fundament utworu, opętuje słuchacza od pierwszych nut, perkusja hipnotyzuje rytmem, a przesterowana gitara z tła przechodząca w wyraźne metalowe riffy opanowuje ciało. Wszystko dopełnia ciemny, zdecydowany wokal zbliżony do melorecytacji. Ostry gitarowo-industrialny refren z kilkuwarstwowym wokalem i równie ostrym krzykiem doprowadza na skraj szaleństwa kompatybilnego z tekstem i powtarzaną wielokrotnie fatalistyczną zapowiedzią, jednak granice przekracza dopiero intermezzo, potęgujące moc wszystkich użytych wcześniej elementów. Chóralne brzmienie syntetyzatora nadaje mu mistycznej atmosfery, by w ten sposób znów wprowadzić pędzący na złamanie karku refren. Niemożliwe, by po tym doznaniu nie podejść do reszty materiału z pozytywnym nastawieniem.
Kolejny utwór, Kind von Traurigkeit, rozpoczyna się niepozornie, w umiarkowanym tempie, lecz szybko ukazuje swoją energię zmagazynowaną w gitarowym ciężarze, choć nieobecnym w spokojnych zwrotkach – jest jak kochanek lub kochanka podkręcający tempo, by tuż przed samym końcem na chwilę się zatrzymać – jednak nie zapada na długo w pamięci.
Triebwerk oraz Feuersturm są utrzymane w stylistyce bliskiej Megaherz. Pierwsze jest jednym z ostrzejszych utworów na płycie, w czym zasługa ciężkich, niskich riffów, które zostają złagodzone przez bardziej melodyjny refren i cieplejszy wokal kontrastujący z niską melorecytacją w zwrotkach. I choć kompozycja posiada głównie gitarowy charakter, to Unzucht (jak zawsze) równoważy go w pewnym momencie z wysuwającą się na pierwszy plan elektroniką. Podobnie brzmi Feuersturm, ale wydaje się bardziej wyważone.
Wpływów The Birthday Massacre można doszukiwać się natomiast w czterech utworach będących potencjalnymi kandydatami na synth-rockowe hity. Jaśniejsze co do atmosfery Nur die Ewigkeit ze skromnym udziałem pianina na tle gitary w tle, synthpopową elektroniką, błyszczącą w zwrotkach i pod cięższymi riffami w refrenie, wyróżnia się z tego grona najmniej. Inaczej jest z bardziej wyrafinowaną symbiozą syntetycznych podkładów i gitary elektrycznej w przemyślanym i melodyjnym Zwischen den Welten, prawdziwe mistrzostwo w tworzeniu przebojów widać jednak dopiero w Das dunkle Tier i Der Versuch zu leben. Składają się na to zapadające w pamięć motywy, taneczna mieszanka gitarowych riffów i elektroniki, charakterystyczne refreny i linie melodyczne oraz - w pierwszym - zmiany tempa, nieustajacą współpraca perkusji i ciężkiej gitary, a w drugim – melancholijny charakter, budzące się i narastające pod koniec napięcie opadające potem powoli niczym podniecenie, któremu dano upust. Podoba mi się sposób, w jaki skromnie użyto symfonicznych elementów i, mniej skromnie, fortepianu w ostatniej części utworu.
Fanów bezsprzecznie metalowego brzmienia zadowoli Angst – rammsteinowska mieszanka industrialu i bezkompromisowego gitarowego ciężaru, z dodatkiem odrobiny blackmetalowych krzyków i niepokojących sampli. Zastosowana tu recytacja niskim, ponurym głosem na tle elektronicznego podkładu jest niemal imitacją tej z wydanego przez zespół Lindemanna singla Engel (zwróćcie uwagę na intonację). Niespodzianek dostarcza Der Untergang, który rozpoczyna się doomowym, powolnym riffem i niepokojącymi wysokimi klawiszami, ale szybko przekształca się w coś zgoła innego. Nadal jest ciężko, choć już nie tak ponuro, a pojawiające się tu i ówdzie klawisze z początku kompozycji oraz riff jest tylko pretekstem do natychmiastowego zrównoważenia go potężną dawką melodii (jeden z lepszych refrenów na płycie), także za pomocą fortepianu.
Wokalista Der Schulz posiada hiszpańskie korzenie, co może uchodzić za pretekst do zaprezentowania utworu Entre Dos Tierras zespołu Héroes Del Silencio w nowej wersji. Jest ona jaśniejsza muzycznie niż oryginał, bardziej energetyczna i taneczna. Unzucht zdecydowanie przełożyli klasyków na swój własny muzyczny język i słucha się tego z przyjemnością.
Jednym z moich ulubionych utworów na Rosenkreuzer pozostaje nietypowa dla zawartości albumu Nymphonie. Elektronika nie została całkowicie zniwelowana, ale znacznie ograniczona, co sugeruje już tytuł, na rzecz symfonicznych elementów. W klimatyczną, gotycką atmosferę wprowadzają wsamplowane odgłosy burzy i fortepian użyty w charakterystycznym motywie, który będzie towarzyszył słuchaczowi niemal przez całą kompozycję rozwijającą się w finezyjny sposób. Gitara elektryczna pełni tu głównie rolę melodyczną, a skrzypce oraz chóralne brzmienie syntetyzatora budują jasny, romantyczny i melancholijny klimat wraz z takim właśnie wokalem.
Gdy słuchacz tonie już powoli w rozbrzmiewającej ciszy, brutalnie wyrywa go z niej lubieżność ciężkich riffów towarzyszących motorycznej perkusji w Mit Dir oder ohne Dich – trudno mi to wybaczyć. Słowo "oder" jest kluczowe – utwór to dysonans między delikatnymi częściami z fortepianem i skrzypcami a ciężarem. Dysonans ten jednak z czasem zanika, a kompozycja zmienia się w synthrockową, melancholijną, przebojową melodię.
Na Rosenkreuzer ciężar przeplata się z delikatnością. To dzieło bardziej udane od poprzednika, niemniej przy pierwszym przesłuchaniu nie do końca da się wychwycić elementy, które wyróżniają poszczególne utwory (jednak z czasem satysfakcja jest coraz większa), a niekiedy kompozycje sprawiają wrażenie nie do końca spójnych.
Mam nadzieję, że muzyczna impotencja członków Unzucht nie dosięże i już niedługo będą w stanie zaprezentować kolejne, jeszcze lepsze dzieło.
Tracklista:
01. Rosenkreuzer
02. Kind von Traurigkeit
03. Triebwerk
04. Nur die Ewigkeit
05. Feuersturm
06. Zwischen den Welten
07. Das dunkle Tier
08. Der Versuch zu leben
09. Angst
10. Der Untergang
11. Entre dos Tierras
12. Nymphonie
13. Mit Dir oder ohne Dich
Inne artykuły:
Oczywiście, jak każdy dobry, świadomy siebie kochanek ma swój zawężony krąg fanek i fanów (płeć bez znaczenia), którzy docenią jego prezentowane z dumą wdzięki, gotowi zapłacić wiele za fizyczny kontakt, tak i muzyka Unzucht trafi do pewnego kręgu odbiorców (płeć bez znaczenia). Tak jak wybrańcy BDSM potrzebują fetyszu do spełnienia, tak niemiecki kwartet zadowoli przede wszystkim fanów industrialno-rockowych i metalowych brzmień, zapraszając słuchacza do grupowej ekstazy.
Rosenkreuzer, następca debiutanckiego Todsünde 8 z 2012 roku, nawiązuje tytułem do mistycznego, sekretnego stowarzyszenia (głównymi tematami liryków są przemijanie, strata, et cetera) i, zaprawdę, czterej mnisi rockowego zakonu z Dolnej Saksonii zdają się być na dobrej drodze, by poznać tajemnice stworzenia receptury, wzbudzającej muzyczną lubieżność i pragnienie nieustannej dźwiękowej stymulacji u słuchacza. Choć na Rosenkreuzer składają się elementy od lat znane na scenie elektronicznego rocka, to Niemcy, czerpiąc z nich garściami i łącząc w jedno, dokonują własnego kształtowania ciała, które tworzą, czyniąc z niego uwodzicielski obiekt - z jednej strony pełen drapieżności, z drugiej kunsztownego powabu. Działają jak wyrafinowany i doświadczony (choć młody) żigolo z naturalnym talentem i wiedzą zdobywaną u największych mistrzów niemoralnego fachu. Najbliższe skojarzenia budzi kwartet z Megaherz (z którymi Unzucht odbyli trasę koncertową), a także z Rammstein oraz The Birthday Massacre. I choć żadnej z wymienionych grup nie dorównuje, stanowi ciekawą pozycję na scenie industrialnego metalu.
W stosunku do debiutu powinniście spodziewać się większej wyrazistości kompozycji, postawiono zarazem na gitarową bezkompromisowość i stanowczość w muzycznej formie (nie znajdziecie następcy balladowego Während wir uns verlieren z poprzedniej płyty), jednocześnie zwiększając dawkę przebojowości. Pojawiają się tak ciekawe elementy jak fortepian (również na debiucie) czy instrumenty smyczkowe, a całość przy zachowaniu industrialnego charakteru i świadomości rodowodu nabiera melancholijnego charakteru. Bo w końcu, czy wolicie romantyczną atmosferę i delikatne pieszczoty czy brutalne tarcie skóry o skórę, to w końcu w samej istocie rzeczy nic się nie zmienia.
W warstwie wokalnej mamy do czynienia z nieprzeciętnie melodyjnym, emocjonalnie płynnym głosem o przyjemnym tembrze i ciepłej, ciemnej barwie, który dominuje nad całością, z niskimi deklamacjami w stylu Tilla Lindemanna oraz, od czasu do czasu, wysokim krzykiem rodem z blackmetalowego piekła, na szczęście, serwowanym oszczędnie i tylko dla podkreślenia wściekłej muzycznej frazy. Wśród elektroniki niejednokrotnie przywodzącej na myśl nagrania Metallspürhunde – raz po raz wysuwającej się na prowadzenie, raz po raz chowającej się w tle, ale obecnej zawsze, industrialnej, chóralnej czy bardziej zbliżonej do synthpopowych podkładów – wśród tej elektroniki nieustępliwe, frykcyjne ruchy wykonuje żywe ciało perkusji, a gitara elektryczna raczy słuchacza ejakulatem ciężkich riffów i melodii podczas masturbacji dokonywanej na strunach przez De Clercqa, mistrza ręcznej manipulacji.
Na Rosenkreuzer składa się 13 mniej lub bardziej feralnych gwiazd, mniej lub bardziej ponurych, ale zawsze roztaczających swój blask konsekwentnie.
Rozpoczynający płytę utwór tytułowy w pełnej krasie pokazuje, jaki postęp dokonał się w obozie Unzucht od czasu debiutu. Trudno mi porównać go z jakąkolwiek kompozycją z Todsünde 8 lub nowego albumu. Charyzmatyczny, przykuwający uwagę, wysunięty na pierwszy plan mroczny industrial stanowi fundament utworu, opętuje słuchacza od pierwszych nut, perkusja hipnotyzuje rytmem, a przesterowana gitara z tła przechodząca w wyraźne metalowe riffy opanowuje ciało. Wszystko dopełnia ciemny, zdecydowany wokal zbliżony do melorecytacji. Ostry gitarowo-industrialny refren z kilkuwarstwowym wokalem i równie ostrym krzykiem doprowadza na skraj szaleństwa kompatybilnego z tekstem i powtarzaną wielokrotnie fatalistyczną zapowiedzią, jednak granice przekracza dopiero intermezzo, potęgujące moc wszystkich użytych wcześniej elementów. Chóralne brzmienie syntetyzatora nadaje mu mistycznej atmosfery, by w ten sposób znów wprowadzić pędzący na złamanie karku refren. Niemożliwe, by po tym doznaniu nie podejść do reszty materiału z pozytywnym nastawieniem.
Kolejny utwór, Kind von Traurigkeit, rozpoczyna się niepozornie, w umiarkowanym tempie, lecz szybko ukazuje swoją energię zmagazynowaną w gitarowym ciężarze, choć nieobecnym w spokojnych zwrotkach – jest jak kochanek lub kochanka podkręcający tempo, by tuż przed samym końcem na chwilę się zatrzymać – jednak nie zapada na długo w pamięci.
Triebwerk oraz Feuersturm są utrzymane w stylistyce bliskiej Megaherz. Pierwsze jest jednym z ostrzejszych utworów na płycie, w czym zasługa ciężkich, niskich riffów, które zostają złagodzone przez bardziej melodyjny refren i cieplejszy wokal kontrastujący z niską melorecytacją w zwrotkach. I choć kompozycja posiada głównie gitarowy charakter, to Unzucht (jak zawsze) równoważy go w pewnym momencie z wysuwającą się na pierwszy plan elektroniką. Podobnie brzmi Feuersturm, ale wydaje się bardziej wyważone.
Wpływów The Birthday Massacre można doszukiwać się natomiast w czterech utworach będących potencjalnymi kandydatami na synth-rockowe hity. Jaśniejsze co do atmosfery Nur die Ewigkeit ze skromnym udziałem pianina na tle gitary w tle, synthpopową elektroniką, błyszczącą w zwrotkach i pod cięższymi riffami w refrenie, wyróżnia się z tego grona najmniej. Inaczej jest z bardziej wyrafinowaną symbiozą syntetycznych podkładów i gitary elektrycznej w przemyślanym i melodyjnym Zwischen den Welten, prawdziwe mistrzostwo w tworzeniu przebojów widać jednak dopiero w Das dunkle Tier i Der Versuch zu leben. Składają się na to zapadające w pamięć motywy, taneczna mieszanka gitarowych riffów i elektroniki, charakterystyczne refreny i linie melodyczne oraz - w pierwszym - zmiany tempa, nieustajacą współpraca perkusji i ciężkiej gitary, a w drugim – melancholijny charakter, budzące się i narastające pod koniec napięcie opadające potem powoli niczym podniecenie, któremu dano upust. Podoba mi się sposób, w jaki skromnie użyto symfonicznych elementów i, mniej skromnie, fortepianu w ostatniej części utworu.
Fanów bezsprzecznie metalowego brzmienia zadowoli Angst – rammsteinowska mieszanka industrialu i bezkompromisowego gitarowego ciężaru, z dodatkiem odrobiny blackmetalowych krzyków i niepokojących sampli. Zastosowana tu recytacja niskim, ponurym głosem na tle elektronicznego podkładu jest niemal imitacją tej z wydanego przez zespół Lindemanna singla Engel (zwróćcie uwagę na intonację). Niespodzianek dostarcza Der Untergang, który rozpoczyna się doomowym, powolnym riffem i niepokojącymi wysokimi klawiszami, ale szybko przekształca się w coś zgoła innego. Nadal jest ciężko, choć już nie tak ponuro, a pojawiające się tu i ówdzie klawisze z początku kompozycji oraz riff jest tylko pretekstem do natychmiastowego zrównoważenia go potężną dawką melodii (jeden z lepszych refrenów na płycie), także za pomocą fortepianu.
Wokalista Der Schulz posiada hiszpańskie korzenie, co może uchodzić za pretekst do zaprezentowania utworu Entre Dos Tierras zespołu Héroes Del Silencio w nowej wersji. Jest ona jaśniejsza muzycznie niż oryginał, bardziej energetyczna i taneczna. Unzucht zdecydowanie przełożyli klasyków na swój własny muzyczny język i słucha się tego z przyjemnością.
Jednym z moich ulubionych utworów na Rosenkreuzer pozostaje nietypowa dla zawartości albumu Nymphonie. Elektronika nie została całkowicie zniwelowana, ale znacznie ograniczona, co sugeruje już tytuł, na rzecz symfonicznych elementów. W klimatyczną, gotycką atmosferę wprowadzają wsamplowane odgłosy burzy i fortepian użyty w charakterystycznym motywie, który będzie towarzyszył słuchaczowi niemal przez całą kompozycję rozwijającą się w finezyjny sposób. Gitara elektryczna pełni tu głównie rolę melodyczną, a skrzypce oraz chóralne brzmienie syntetyzatora budują jasny, romantyczny i melancholijny klimat wraz z takim właśnie wokalem.
Gdy słuchacz tonie już powoli w rozbrzmiewającej ciszy, brutalnie wyrywa go z niej lubieżność ciężkich riffów towarzyszących motorycznej perkusji w Mit Dir oder ohne Dich – trudno mi to wybaczyć. Słowo "oder" jest kluczowe – utwór to dysonans między delikatnymi częściami z fortepianem i skrzypcami a ciężarem. Dysonans ten jednak z czasem zanika, a kompozycja zmienia się w synthrockową, melancholijną, przebojową melodię.
Na Rosenkreuzer ciężar przeplata się z delikatnością. To dzieło bardziej udane od poprzednika, niemniej przy pierwszym przesłuchaniu nie do końca da się wychwycić elementy, które wyróżniają poszczególne utwory (jednak z czasem satysfakcja jest coraz większa), a niekiedy kompozycje sprawiają wrażenie nie do końca spójnych.
Mam nadzieję, że muzyczna impotencja członków Unzucht nie dosięże i już niedługo będą w stanie zaprezentować kolejne, jeszcze lepsze dzieło.
Tracklista:
01. Rosenkreuzer
02. Kind von Traurigkeit
03. Triebwerk
04. Nur die Ewigkeit
05. Feuersturm
06. Zwischen den Welten
07. Das dunkle Tier
08. Der Versuch zu leben
09. Angst
10. Der Untergang
11. Entre dos Tierras
12. Nymphonie
13. Mit Dir oder ohne Dich
Inne artykuły:
- Unzucht - Venus Luzifer - 2015-07-08 (Recenzje muzyki)
- Nocturnal Culture Night 2013 - 2013-12-07 (Relacje)
- M'era Luna 2013 - 2013-10-01 (Relacje)