AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Wave Gotik Treffen 2014


Czytano: 8482 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

23 edycja największego w Europie festiwalu odbyła się w dniach 5-9 czerwca 2014 roku. Początkowe wspomnienia po powrocie do domu, zapewne jak w większości przypadków; na pierwszy plan wysuwają się ulubione koncerty, zabawne sytuacje z życia namiotowego, ciekawsze elementy festiwalowej flory i fauny. Częściowo owszem tak było, ale niezupełnie i właśnie przez to, postanowiłam opowiedzieć Wam o minionym Wave Gotik Treffen nieco inaczej.

Do rzeczy pewnych w tym roku należał obszerny line-up i zestaw dylematów, połączonych z kompromisami, jak ułożyć sobie festiwalowy plan dnia. Kolejnymi stałymi atrakcjami są: wielka cześć handlowa, mająca w swoich zasobach wszystko, czego mroczna dusza może zapragnąć, smutnym jedynie był brak stoiska od  X-Trax’a.  Piknik wiktoriański umiejscowiony w Clara-Zerkin-Park, w tym roku oddzielono czerwoną barierką część, do której fotografowie nie mieli wstępu, widocznie znaleźli się jacyś foto-stalkerzy, których uczestnicy mieli dość ;). Na polu namiotowym nie mogło zabraknąć pieczołowicie składanego z puszek festiwalowego napisu, pomysłowych rozwiązań na walkę z upałem, który był w tym wydaniu wyjątkowy, ale o tym dalej…oraz wioski pogańskiej, która żyje własnym życiem.

Koncertowe podboje rozpoczęliśmy na dzień przed oficjalnym startem imprezy w Moritzbastei. Na wieczorny line-up składały się występy czterech wykonawców: Liebknecht, Framheim, Keluar oraz Formalin. Daniel Myer ze swoim setem dosłownie zmiótł konkurencję ;). Owszem, nie było żadnego plebiscytu na najlepszy koncert wieczoru, ale fantastyczna energia i poziom tego występu był na tyle oddziaływujący, że słuchając kolejnych miałam wrażenie braku czegoś, mając w pamięci moc podarowaną publice przez Liebknecht

Czerwiec – upały, niby nic nadzwyczajnego o tej porze roku, a nawet wysoce wskazane by w trakcie festiwalu plenerowego pogoda dopisywała, nic tylko się cieszyć. Fakt, opadów był brak, jednak tym razem szala pogodowych przygód przechyliła się w druga stronę; przez 5 dni było ponad 30 stopni! Mój podziw dla osób w pełni wystylizowanych w przykładowo wiktoriańskie kreacje lub zbroje czy lateks rósł każdego dnia, podczas gdy sama dobierałam możliwie lekką i praktyczną garderobę. Pełen szacunek dla wytrzymałych mimo wszystko, gdyż w pomieszczeniach było niewiele chłodniej; miejsca, w których odbywały się koncerty siłą masy ludzkiej się zagrzewały niczym dobra sauna. Sekwencja zbiorowego wytapiania się załączona, prosimy tylko o stałe uzupełnianie poziomu płynów w organizmie:). Teraz wyobraźcie sobie, jaką furorę wywołał w naszym małym obozie namiotowym worek kruszonego ludu z pobliskiej stacji benzynowej?

Piątkowa przygoda ze sceną zarezerwowana była dla elektronicznej nuty w różnych wariacjach z nieoczekiwanym zakończeniem. Na początek wycieczka do Kohlrabizirkus, gdzie, jako pierwsi zagrali panowie z duetu Siva Six. Koncert muzycznie dość jednostajny, szału nie było, ale tak zupełnie źle też nie, mieli swoje ciekawsze wejścia, jednak tym, czym się zapisali na dłużej we wspomnieniach to postawa sceniczna. Improwizowana choreografia wokalisty (Herr Khaos) dodawała sporej charyzmy do całości:). Następnie na scenie zagościło greckie dark electro od Cygnosic, a zaraz po nim torpeda energii, czyli Rotersand. Doskonała kondycja i kontakt z publicznością, fani otrzymali wszystko to za kochają ten zespół, w tym ulubione utwory: "Waiting to be born" czy "Exterminate Annihilate Destroy". Pora na małą pauzę, jeszcze jeden zespół dzieli nas od występu Erka Aicraga, którym jest [:SITD:]. Publiczność całkowicie wypełniła już dopuszczalną przez organizatora normę, chętni zgromadzeni przed bramkami, a kolejka była niemal jak za czasów PRL, musieli uzbroić się nie tyle w cierpliwość, co w uśmiech losu, że akurat ktoś wyjdzie by on mógł wejść. Po gromkich oklaskach szybka zamiana aranżacji sceny na charakterystyczne logo Hocico oraz pozostałe niezbędniki Erka i Racso. Pierwsze dwa utwory zostały zagrane w wersji El Mariachi, a to dodatkowo podsyciło atmosferę. Dalej było już tylko głośniej, szybciej, i jeszcze szybciej! Na setliście nie zabrakło "Bite Me!", "Dog Eat Dog" czy "The Watched", pod koniec na scenę powrócił duet w klimacie mariachi by wspólnie wykonać z gamy znane i lubiane "La Cucaracha" oraz "Tequila". Hocico po raz kolejny udowodnili, że na żywo są niezawodną ekipą, a po ich koncercie, zawsze wyjdziesz dobrze doładowany.

Publiczność domagała się więcej, tymczasem my pędem do Agra Halle na dzisiejszą niespodziankę i jednoczesną zachciankę organizatorów, a dokładniej White Lies. Po dotarciu do celu załapaliśmy się jeszcze na ostatnie dźwięki Apoptygmy Berzerk, nikogo, więc nie zdziwi fakt, że Agra była pełna. Brytyjczycy może nie do końca w mrocznym klimacie, ale to zupełnie w niczym nie przeszkadzało, muzyka jest uniwersalnym językiem, a jak się okazało wśród organizatorów są wierni fani tej formacji, stąd postanowienie by ich zaprosić. W repertuarze dominował materiał z ostatniej płyty "The Big TV". Po początkowych drobnych problemach technicznych, grali już na 100%. Bardzo udany koncert na zakończenie dnia, nawet wokalista Harry McVeigh nie był w stanie ukryć swojego zadowolenia z pozytywnego przyjęcia przez czarny tłum WGT.

Dzień dobry! Pora wyciągnąć swój tyłek z parującego już namiotu by ruszyć na spotkanie z mocną dawką elektroniki w pełnej krasie. Międzyczasie dla chętnych do odwiedzenia była specjalna wystawa prezentująca historyczne karawany pogrzebowe, wśród nich cadillac, pełniący rolę ostatniego orszaku dla Marleny Dietrich. Dla spragnionych modowych wrażeń w sobotnie popołudnie czekał pokaz wyjątkowego projektanta Lucardisa Feista, którego domeną są nieprzeciętne i wysublimowane kreacje ślubne.

Wracamy do Agry gdzie już przygotowuje się Pouppee Fabrikk, czyli EBM prosto ze Szwecji. Fani zgromadzeni pod sceną szaleją niczym owce w spłoszonym przez wilka stadzie, a to z kolei motywuje wokalistę do dalszego "wycia" ku radości gromadki ;). Po przerwie technicznej na scenę wchodzą weterani swojego gatunku – Placebo Effect. Zespół swój ostatni koncert zagrał (również na WGT) w 2003 roku, następnie każdy zaabsorbowany był solowymi projektami. Nie trudno się domyślić, iż była to szczególna atrakcja, plus usłyszeliśmy nowe, niewykonywane wcześniej na żywo utwory.

Nadal pozostajemy pod wpływem elektronicznego brzmienia, tym razem przenosimy się do Belgii na spotkanie z zamaskowanymi mistrzami, tak macie mnie; przed Wami The Klinik. Na 4 lipca zaplanowana była premiera specjalnego 8-płytowego boxu z dyskografią z lat 1984 – 1991 wraz z rzadkimi i niepublikowanymi dotąd utworami, prawdziwa perełka i takim samym cudem był ten koncert. Niesamowita ekspresja i siła przekazu, miała wrażenie, że Dirk wspiął się na wyżyny swoich możliwości. Zupełnie jak by istniał w innej rzeczywistości, którą poprzez muzykę transferuje do publiczności.  W setliście również same diamenty m.in. "Bite Now Bite", "Sick In Your Mind", "Moving Hands".  Lekka zmiana nuty, jednak nadal trzymamy się gatunku ebm, industrial, witamy następnych bohaterów sceny – Front Line Assembly. Pod sceną nastąpiła niemała roszada pośród zgromadzonej publiczności, której liczebność z utworu na utwór rosła. Wszystko super, ale zmęczenie i duchota panująca wewnątrz wzięła górę, także ruszyliśmy zbierać siły na nocny, specjalny koncert.

Vitalic, pod tą niewiele mówiącą większości zgromadzonej widowni nazwą kryje się Pascal Arbez-Nicolas, francuski DJ i producent muzyki elektronicznej.  Jak nie wiesz, czego się spodziewać to spodziewaj się wszystkiego! Tak było również tym razem, zdecydowanie był to najbardziej taneczny koncert całego WGT 2014. Set Vitalica rozruszał całą publiczność, nawet najbardziej zatwardziali podpieracze ściany, w końcu ulegli niezwykłemu urokowi płynącemu wprost z głośników. Ogromny pozytyw, jeśli szukacie czegoś nieco innego, żywego polecam zacząć przygodę z tym artystą od kawałków "Stamina" i "Second Lives".

Festiwalowa niedziela upłynęła w towarzystwie gitar, skrzypiec, perkusji oraz innego manualnego instrumentarium. Na pierwszy rzut radośnie podrygujący The Cruxshadows. Koncert poprawny, nie wychodzą z wprawy, choć jak się widziało ich występ więcej niż 2-3 razy to aż się prosi o jakieś urozmaicenie show. Poza tym bardzo żywiołowo, plus za świetny kontakt oraz wspinaczkę po scenie ;). Następna godzina należała do brytyjskiego UK Decay, grającego na nutę między post punkiem a gothic rockiem. Całkiem przyjemne dla ucha, zwłaszcza te kawałki przypominające stylistyką The Sisters of Mercy. Przed kolejnymi artystami scena wymagała małego przygotowania, ale każdy słuchacz Umbra Et Imago z grubsza wiedział, co go czeka poza ulubiona muzyką. Mozart wraz z reszta zespołu zadbał o oprawę zgodną z ideą przewodnią ich twórczości, czego elementem był przyciągający uwagę widowni mały pokaz erotyczny w estetyce BDSM. Do tego dodajcie mocny wokal, dominujące gitary, a otrzymacie tłum zadowolonych mordek pod sceną ;). Pani władającej sceną przez dalsze 1,5h nie trzeba wielce anonsować – Tarja Turunen. Pierwszy utwór wystarczył abym przypomniała sobie, dlaczego przestałam słuchać Nightwish’a. Moc jej wokalu oraz gama wydobywanych dźwięków po prostu powala. Przy akompaniamencie mocnych gitar i dynamicznej perkusji, szybko zjednała sobie licznie zgromadzoną widownię.  Słuchanie takiego sopranu było czystą przyjemnością, zdecydowanie zachęcam do domowego odsłuchu solowej twórczości Tarji.

Dłuższa pauza i wracamy na kolejny nocny koncert festiwalu, także w nieco innym nastroju niż dotychczasowi wykonawcy. Slowdive to angielski projekt grający nastrojową, spokojna muzyczkę, można się skusić i przypisać ich do shoegaze/ indie rock. Radosne przeplatane z refleksyjnym plumkaniem na gitarze przy spokojnym śpiewie, czasem zastąpionym przez tamburyn. Miła odskocznia po dnia pełnym wrażeń, po gęsto zebranej publiczności wnioskuję, iż także mieli lekki flow po koncercie:).

Jak już zdążyliście się przekonać WGT poza ogromną ilością koncertów, imprez przyciąga mroczne dusze atrakcjami poza muzycznymi. Odczyty literackie, pokazy mody, wystawy, spotkania z artystami. W tym roku jedna wystawa była szczególna; poświęcona pamięci oraz twórczości zmarłego 12 maja 2014 roku Hansa Rudolfa Gigera. W swoich pracach łączył surrealizm z techniką, mechanikę z dziwacznymi stworami, nawiązywał również do seksualności. Wśród eksponatów nie mogło oczywiście zabraknąć najbardziej rozpoznawalnego dzieła artysty, xenomorpha. Dla chcących osobiście pożegnać się z mistrzem, przygotowana był księga kondolencyjna.

Ostatni dzień koncertów spędziliśmy w Agra Halle. Programowo starterem miał być God Module, którego zastąpił solowy projekt Erka Aicraga. Nie sądzę by ktoś specjalnie narzekał z tego powodu. Rabia Sorda przyciągnęła wiwatujący tłum, mimo iż ich repertuar nie jest tak agresywny jak Hocico to szał pod sceną był niemniejszy niż na podstawowym projekcie panów z Meksyku. Bardzo energetyczne show z dobrze znanymi utworami, jaki i świeżymi produkcjami z nowego albumu "Hotel Suicide".  Kolejnych dwóch wykonawców dzieli ogromna muzyczna przepaść i to było doskonale widać po ruchu w publice. Mowa o Faderhead i Absolute Body Control. Podczas pierwszego typowo klubowy boom, szybkie tempo, prosty tekst i impreza się kręci. Faderheada na scenie wspierali Joel Meyer i Daniel Meyer z formacji SAM, w formie akcentu pojawił się również Marco Visconti z XP8. Nie zabrakło parkietowych hitów, w tym ‘Dirtygrrrls / Dirtybois’. Po zakończonym party dosłownie wymiotło ludzi, zupełnie jak by ktoś rozpylił jakiś wyjątkowo smrodliwy gaz ;). Dzięki temu droga do miejsca przy barierach stała mi otworem, po dłuższej chwili fani twórczości Dirka Ivensa zaczęli coraz licznej napływać do hali. Minimalistyczne środki, maksymalny przekaz, już bez masek, jednak tak samo ekspresyjnie.  Pozycja obowiązkowa dla entuzjastów The Klinik! Po emocjach takimi utworami jak "Is There an Exit?" oraz "Give Me Your Hands", nadszedł czas ostatniego koncertu tej sceny WGT.

Headlinerem wieczoru był pochodzący z Niemiec Oomph!, o ich popularności na rodzimym gruncie niech zaświadczy fakt, iż liczebność publiczności przewyższyła pojemność hali. Dopracowane show; tłum wraz z wokalistą Dero zaśpiewał nie jeden utwór, włącznie z przebojem "Augen auf!".  Na zakończenie występu zamaskowany marynarz- bohater zaśpiewał cover Monty Pythona "Always Look on the Bright Side of Life ·, może na otarcie łez po kończącej się tegorocznej edycji Wave Gotik Treffen. Długo jeszcze było słychać oklaski i prośby o bis, jednak my dość wypompowani postanowiliśmy zdezerterować ku namiotom, zahaczając po drodze o pyszne, wypiekane na miejscu faszerowane pieczarkami i serem bułki ze świeżą kremówką i szczypiorkiem na wierzchu. Idealne zakończenie pięciodniowej eskapady po mrocznym i jakże kolorowym Lipsku.
 
Autor:
Tłumacz: kantellis
Data dodania: 2014-07-03 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: