AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Corso - (Protect)


Czytano: 2439 razy

33%


Jeśli ktoś czyta tę recenzję, by przekonać się do płyty, to właśnie ten moment, by zaprzestać. Jeśli ktoś jest psychofanem projektów Marco Saviolo, może już odkładać złotówki na skrytobójcę i zgłosić się via PW po mój adres.

Trzeba być naprawdę desperatem, narcyzem lub przynajmniej ignorantem, by próbować promować płyty tego typu na portalu, jakim jest AlterNation. Desperatem, bo być może dotychczas nikt nie wyraził pochlebnej opinii o PROTECT i liczą na naszą gatunkową wyrozumiałość. Narcyzem, by oceniać ją jako coś naprawdę dobrego, może mogącego spodobać się każdemu. Ignorantem, bo być może nie wiedzą, czym się tu zajmujemy, co lubimy rozpowszechniać, promować lub polecać. Uwierzcie, że to prawdopodobnie jedna z ostatnich pozycji, jaką mogłabym polecić, nawet gdyby mi zapłacono. Pewnie artysta nawet o tym nie wie, pewnie to odpowiedzialna za promocję wytwórnia... Nie wiem, nie wiem nawet, czy chcę wiedzieć.
Tak, widać, że podchodzę emocjonalnie do tematu. Niektórzy powiedzą, że to dobrze – bo najgorsza jest obojętność... ja jednak bardziej nie lubię irytacji i chętnie wytłumaczę, skąd się bierze.

W opisie promocyjnym krążka rzucają się w oczy hasła takie jak: statki kosmiczne, dziewiętnastowieczne miasta, wieżyczki w starym stylu, pył, kurz, wiatr, dym, grube mury... Pierwsze skojarzenie oczywiste: STEAMPUNK, po to żyję, po to podjęłam tę pracę, by w końcu trafić na coś podobnego, whooa! Od razu przechwyciłam, chciałam słuchać, pisać, robić. To był błąd. Po raz kolejny przyszło mi się przekonać, że lepiej podejść sceptycznie i zostać miło zaskoczoną, niż napalić i rozczarować na potęgę.

To, co najbardziej cenię w twórcach muzyki, to WIARA w słuszność przekazu. Sens, nazwijmy ogólnie. Wtedy otwiera się szereg możliwości i to naprawdę nieistotne, w którym kierunku muzycznym pójdziemy, bo każdy będzie dobry. Może się podobać lub nie, wpadać w ucho lub przeciwnie – nie szkodzi, dopóki jest prawdziwe, ludzkie gusta są różne. A Corso brzmi, jakby miał jeden dobry pomysł i chciał go rozwlec na osiem utworów, bo do jego drzwi zapukała mafia i przystawiając lufę do skroni, kazała nagrywać teraz-już-natychmiast.

Tym dobrym pomysłem jest przepiękna, absolutnie rewelacyjna harfa, instrument względnie rzadko w muzyce używany (a szkoda, ogromny potencjał potężnego rejestru i cudowne brzmienie). Corso vel Marco Saviolo całkiem zgrabnie się nią posługuje. Nie za dużo, nie za mało, a w sam raz. Cóż, przynajmniej na miarę tego, co stworzył.

Czytamy dalej opis promocyjny. "Alternative indie music"... usilnie ignoruję skojarzenie z hipsterami i ganię samą siebie, bo to przecież brak profesjonalizmu byłby... harfa i brzmienia syntetyczne, przez ambient do trip hopu. Hmm, okej, idziemy dalej. Dużo ładnych słów każdy może generować, niech teraz muzyka się obroni. Cóż...

Ogólnie rzecz biorąc jest albo nudno, albo klimaty "Jak się masz, kochanie" pewnego sławnego polskiego zespołu świecącego triumfy w latach '80 i '90. To, co miało być klimatyczne, jest ubogie i wtórne. Tempo większości utworów kompletnie się nie zmienia, a harmonia jest tak nieciekawa, że największy nudziarz w historii muzyki zwany Haydnem w grobie chichocze.
Wokal jest co najwyżej poprawny. Nie fałszuje, ale nie ma w nim KOMPLETNIE ŻADNYCH emocji, co w muzyce jest praktycznie niedopuszczalne. Bo muzyka właśnie dlatego powstała. To była forma ekspresji emocji i do jasnej ciasnej, nadal powinna być, przynajmniej ta wartościowa. Jeśli tracimy emocje, to tracimy sens zabawy tym środkiem. Istotę tego, co się robi.

Teksty? Z tego co słyszałam, są niezłe, ALE. Przyjrzyjcie się proszę swojej półce z płytami lub folderowi muzyka. Dam sobie rękę obciąć (jedną z tych wstręciuchów, które teraz piszą tę nieprzychylną recenzję), że większość z nich jest SYNKRETYCZNA. To znaczy warstwa tekstowa i oprawa muzyczna uzupełniają się, tworząc określony klimat, który Wam się podoba.
A ja mam uwierzyć człowiekowi, że śpiewa o Mądrym Człowieku, gdy używa bitu tak słabego, że nawet podrzędne popowe gwiazdki o poprawianych cyfrowo głosach trzymałyby się z daleka? Przesłuchiwałam tę płytę z piętnaście razy, usilnie starając się "poczuć" tę muzykę.

Kończę z tym przydługim wstępem, biorę się za omówienie poszczególnych utworów. Tylko co tu omawiać? Właściwie wszystko już powiedziałam. Wtórne, nudne, bez pomysłu, powielane po wielu innych twórcach, którzy robią to stokroć lepiej. Ale dobrze, praca to praca.
Protect. Syntetyczne brzmienia smyczków... Hmpf. Szkoda, naturalne wywindowałyby poziom płyty o kilka oczek wyżej, wnosząc powiew świeżości, a tak... No dobrze, każdy to stosuje, niech im będzie. Bit mało nośny, ale do przeżycia. Bardzo ładna harmonia, co jednak z beznamiętnym głosem aż tak uszu nie rozpieszcza. Tekst całkiem niezły – w warstwie tekstowej projekt Corso się broni, trzeba mu oddać.
Learn from the fog byłby całkiem miłym utworem – śliczna harfa, wyjątkowo umiejętnie dobrane synthy, bit pasujący do całości... Zaryzykuję stwierdzenie, że jedna z lepszych pozycji na płycie. Gdyby nie ten wokal... nie fałszuje, oczywiście, że nie – ale nie można powiedzieć o nim więcej niż to, że jest poprawny. Niczego nie wnosi.
Wise Man, klimat "Jak się masz, kochanie" - nie mam więcej do dodania. Chęć ucieczki potęgują początkowe takty wokalu z tak siłową emisją, że aż można poczuć ból gardła, jaki musiał towarzyszyć wokaliście. Utwór mógłby się obronić – miał niezłą harmonię, ale potem weszły radosne "dury" i się posypało. Idziemy dalej.
Ice plains, Very bad working day, Special Flower – ten sam schemat: leciutka harfa, siłowy wokal, przewidywalne synthy. Już to skądś znamy. Voiceless – miałam cichą nadzieję, że Corso popisze się zmysłem muzycznym i jeden kawałek zaserwuje nam czystej muzyki, przekaże treść bez tekstu. Czyją matką jest nadzieja, wszyscy wiemy.

Wciąż zastanawiam się, gdzie muzyka tego typu mogłaby znaleźć zastosowanie. Zbyt mało wyszukane, by się w tym zasłuchiwać i rozkoszować. Zbyt ubogie i mało nośne, by puścić na imprezie w tle. Ale wiem, że są osoby, którym płyta mogłaby się spodobać i podejrzewam się, że w obrębie swojego gatunku jakośtam bronić się będzie.
Dlatego też polecam zapoznanie się samemu, a nuż? Podejrzewam, że inny recenzent mógłby być bardziej wyrozumiały, a tak – mieliśmy pecha. Ja, że podniosłam Corso, Corso, że na mnie trafił:)

Podsumowując: spróbuj sam, Czytelniku. Pamiętaj, że sam fakt, że Corso nagrał płytę świadczy o tym, że ktoś w niego wierzył, nawet jeśli sam ma z tym problem. Nigdy nie należy się sugerować rozemocjonowanym tekstem poirytowanej recenzentki.

Tracklista:

01. Protect
02. Learn from the fog
03. Wise Man
04. Ice plains
05. Very bad working day
06. Special Flower
07. Voiceless
08. Kingdom
Autor:
Tłumacz: kantellis
Data dodania: 2013-11-29 / Recenzje muzyki




Najnowsze komentarze: