AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Manasuna - Breath Beyond


Czytano: 2419 razy

90%


Jedną z najważniejszych lektur mojego dzieciństwa były znakomite "Klechdy Sezamowe" Bolesława Leśmiana. Zaczytywałem się w kolejnych opowieściach, urzeczony realiami pełnymi Geniuszów, dżinnów i innych duchów, wyobrażeniami budowli z mieniącej się kości słoniowej wśród piasków Arabii. Po wielu latach ten klimat, tę specyficzną tajemniczą fantazyjność orientu pozwolił poczuć mi debiutancki album polskiej formacji Manasuna pod tytułem "Breath Beyond".

Sześciu mężczyzn stworzyło muzykę niesłychanie plastyczną i choć utwory nie posiadają słów, formalnie nie opowiadają żadnej konkretnej historii, to za pomocą składających się na nie dźwięków sekstet przekazuje niezwykłą opowieść z baśniowego, ukrytego pod pozorami rzeczywistości świata. Dwanaście rąk trzyma pryzmat, przez który przepuszczają kolejne nuty, lśniące niesamowitością barw tęczy. Ale czy "tęcza" jest tu dobrym słowem, skoro przy nagrywaniu materiału zastosowano ponad 30 instrumentów? To raczej magiczna feeria, która w umyśle słuchacza tworzy materialny, unoszący w inne przestrzenie latający dywan.

Manasuna to projekt unikalny, przynajmniej na polskim podwórku, ale i za granicami trudno szukać zespołu, który w tak nieustępliwy i zdecydowany sposób kreuje idealną synergię przeróżnych, pozornie sprzecznych elementów. Jako pierwszym w swojej ojczyźnie udało im się stworzyć doskonałą symbiozę muzyki etnicznej z orientalnych rejonów, muzyki elektronicznej i klasycznej. Aby zdecydować się na taki kierunek swojej działalności, trzeba być pewnym siebie, posiadać specyficzną wrażliwość i wyobraźnię oraz niewątpliwy talent. Żadnego z tych czynników członkom grupy nie brakuje i dzięki temu, korzystając z wpływów tureckich, indyjskich, perskich oraz wielu więcej, łącząc je z nowoczesnością i instrumentami przynależnymi kulturze europejskiej, w żadnym z utworów nie pogubili się po drodze, nagrali natomiast przy całej jego wewnętrznej różnorodności wyjątkowo spójny album – i, dla mnie osobiście, jedno z mocniejszych wydawnictw muzycznych 2012 roku w ogóle, nie wspominając o kategorii neofolk/ethnic/world music, bo tu stanowią największe odkrycie.

Dla przyzwoitości wypadałoby wymienić kilka instrumentów, z których manasunowicze korzystają. Są to na przykład: australijskie didgeridoo, perski santur, sitar z Indii, djembe, futujara, rabab, chordofony pochodzące z Armenii czy Uzbekistanu. Całości dopełniają partie wiolonczeli i skrzypiec, a to wszystko przepojone nowoczesną elektroniką. Kontrast, ale kontrast wzajemnie się uzupełniający, muzyczne yin i yang. Dodatkowo połączenie z tradycją wzmacnia zastosowanie śpiewu gardłowego.

W płytę wprowadza "Intro", odrobinę niepokojące, hipnotyzujące, transowe, w czym zasługa m.in. didgeridoo, ale już pierwsze nuty "Monsoon Approaching" pozwalają poczuć gorące i gęste powietrze orientu. Chilloutowy początek przeradza się z czasem w dynamiczny utwór, tak jak monsun nabiera siły, korzystając z różnic ciśnienia między morzem a lądem – istotą formacji jest przecież tworzenie połączenia między skrajnościami. W melancholijnym "Into the Space Behind" poszczególne partie instrumentów albo wybuchają pełną mocą, albo cichną, uwodząc niesamowitymi nutami solistów. Na szczególną uwagę zasługuje brzmienie instrumentów smyczkowych - również w "Exile" o cieplejszej atmosferze, które zachwyca intrygującym współgraniem soczystej elektroniki, beatów i dawnego instrumentarium. W podróż do haremu przez piaski w towarzystwie Beduinów zaprasza zawodzenie tancerki-kurtyzany w "The Desert Flower". "Breath Beyond" rozkręca się powoli, ale intensyfikuje to tylko satysfakcję z szerokiego brzmienia, jakie oferuje. Niemal mistyczne, zabiera w podróż do zakorzenionych w wyobrażeniach miejsc, gdzie bogowie przyjmują pozycję najdoskonalszych asan. "Rabab of the Raja" pozwala poczuć ciepłą atmosferę indyjskiego miasta, a "Six Winds" to kolejna metafizyczna wycieczka w odległe przestrzenie wyobraźni. Wyrywa z niej wyróżniające się na tle materiału, jowialne "Holi", biorące nazwę od hinduistycznych obrzędów ku czci wiosny i radości. Oniryczne "Outro" z odgłosami orientalnej ulicy w tle kończy płytę.

O sile monsunu nie trzeba wiele mówić. Wyobraźcie sobie jednak, jak wzrosłaby jego moc, gdyby nadchodził nie z jednej, a z trzech stron horyzontu. Ma ją w sobie polska grupa Manasuna, łącząca w jedno trzy różne muzyczne światy.

Płyta spodoba się zarówno fanom chilloutu, etnicznych brzmień czy zespołów takich jak Theodor Bastard czy Dead Can Dance. Odradzam jedynie cierpiącym na syndrom Stendhala. Dla nich: strzeżcie się!


Tracklista:

01. Intro
02. Monsoon Approaching
03. Into the Space Behind
04. Exile
05. The Desert Flower
06. Breath Beyond
07. Rabab of the Raja
08. Six Winds
09. Holi
10. Outro
Autor:
Tłumacz: hellium
Data dodania: 2014-08-03 / Recenzje muzyki




Najnowsze komentarze: