Apostazja Magazine Festival - Sexy and Mechanical Night
Czytano: 9839 razy
Galerie:
- Nocturnal Culture Night 2015 - 2015-09-17 (Festiwale)
- Wrocław Industrial Festival 2012 - 2012-11-14 (Festiwale)
- Brasil & The Gallowbrothers band + Niedowierzanie - 2010-05-01 (Koncerty)
- Apostazja Festival - 2007-10-24 (Festiwale)
Ostatnie tematy na forum:
Mechanical - owszem, nie wiem tylko kto podpisuje się pod pierwszym członem tytułu imprezy. Może Tairy Ceron z 'tunelowymi' kolczykami i swastyką na plecach? No, ale po kolei.
W festiwal Apostazja wprowadzili nas panowie z projektu SONDA. Właściwie nie zaprezentowali chyba niczego nowego od czasu ich ostatniego występu, który widziałem, czyli na festiwalu MASCHINENgeSCHREI w maju tego roku. Stylistycznie statecznie, nie wybiegając poza wyznaczone przez siebie ramy niby-szeroko pojętej muzyki elektronicznej. I to jak zwykle dźwięki oscylujace po całym paśmie częstotliwości słyszalnych dla ludzkiego ucha; przeplatające się wysokie i niskie tony, pulsacyjny bas; kosmiczny odlot. I tym razem ascetycznie, bez wizualizacji i z minimalną ilością światła. Wyglądało to tak, jakby panowie RadAr i Jar O nie przygotowali na tę okazję nic specjalnego. Zreszta dowodem przeciętności występu była niska frekwencja ludzi pod sceną.
Kiedy na scenie pojawil sie KRĘPULEC publiczność się ożywiła. Mundur, pasek z klamrą w kształcie pentagramu i nowa, ekscentryczna fryzura - Infamis, przy kotłach marszowych, obok niego Tomek L. - grający na kotle taktowym i Marcin Jarmulski [haven], obsługujący klawisze. KRĘPULEC zaprezentował specjalnie na tę okazję przygotowany materiał "Europa" (zainsprowany filmem Larsa von Triera pod tym samym tytułem, z którego zresztą wykorzystane zostały sample), opracowany w całości przez Wojtka Z. i z tekstami Łukasza Radeckiego (Acrybia / Arkham). To była kwintesencja militarnego stylu projektu Infamisa. Ciężki, marszowy rytm, wojskowe, ale i industrialno-darkambietowe podkłady, mundury i szaleńczy, gwałtowny 'ruch sceniczny' panów przy kotłach. Występ otwierał utwór reprezentacji polskiego wojska pt. "Piechota". Tworząc projekt "Europa", Infamis pokazuje jak daleko można się posunąć łącząc militarny industrial z neofolkiem. W drugim utworze 'Unia' pojawiaja się na przykład akordeon (grany z keyboardu) i gitary akustyczne, do których śpiewał grudziądzki wokalista znany z poezji śpiewanej - Przemek Cackowski. I on później zasiadał przy mikrofonie, cytując teksty wyżej wspomnianego Łukasza Radeckiego o charakterze rewolucyjno-wyzwoleńczym, zamienijąc koncert Krępulca we wzniosły wiec wzywający do walki o wyzwolenie Europy. Poza przygotowanym specjalnie na festiwal materiałem, zaprezentowano fragment najnowszego wydawnictwa 'New Radical', dokładnie utwór 'Socjalizm'. Mimo wysokiej klasy występu i widocznym, dużym zaangażowaniu w tworzenie projektu Europa, Inafmis nie zapominał o tym, jak istotny jest kontakt z publicznością. Koncert Krępulca okazał się być jedynym występem tego wieczoru, na którym tak gorąco wołano o bis. Niestety, ze względu na ograniczony czas przeznaczony na występ, bisu nie usłyszeliśmy. A szkoda, ponieważ Infamis i spółka w stu procentach wykorzystali czas przeznaczony na koncert nie pozwalając by zarówno na scenie, jak i wśród publiczności zapanowała nuda. Spokojnie mogli swój koncert przeciągnąć. Na pewno nkit nie miałby im tego za złe.
Nadszedł czas na następny projekt - BRASIL & THE GALLOWBROTHERS BAND. Dużo inspiracji klasycznym ambientem (gdzieś tam w tle słyszałem charakterysztczne plumkanie-kumkanie z Selected Ambient Works II AFXa), połączony z psycho-jazzem. Dodatkowo darkowe, niskie, przeciągane dźwięki z dolnych rejestrów. Do tego dwie gitary wystające zza stołów pełnych sprzętu i śladowo przewijająca się trąbka. Ultra-dysonansowe 'solówki' duzo sustainu i wyginania strun. Trąbka wpadająca w sekundę małą z niskim podkładem wywoływała wrażenie rozklejającego się brzmienia. Co jakis czas słychać było przesamplowane bębenki indyjskie. Część wokalna występu sprowadzała sie do lekko rozleniwionego cytowania wierszy i nieco rzadziej, szepczącego śpiewu. Taki nostalgiczo-melancholijny klimat jednych hipnotyzował, innych (znowu) nudził.
W festiwal Apostazja wprowadzili nas panowie z projektu SONDA. Właściwie nie zaprezentowali chyba niczego nowego od czasu ich ostatniego występu, który widziałem, czyli na festiwalu MASCHINENgeSCHREI w maju tego roku. Stylistycznie statecznie, nie wybiegając poza wyznaczone przez siebie ramy niby-szeroko pojętej muzyki elektronicznej. I to jak zwykle dźwięki oscylujace po całym paśmie częstotliwości słyszalnych dla ludzkiego ucha; przeplatające się wysokie i niskie tony, pulsacyjny bas; kosmiczny odlot. I tym razem ascetycznie, bez wizualizacji i z minimalną ilością światła. Wyglądało to tak, jakby panowie RadAr i Jar O nie przygotowali na tę okazję nic specjalnego. Zreszta dowodem przeciętności występu była niska frekwencja ludzi pod sceną.
Kiedy na scenie pojawil sie KRĘPULEC publiczność się ożywiła. Mundur, pasek z klamrą w kształcie pentagramu i nowa, ekscentryczna fryzura - Infamis, przy kotłach marszowych, obok niego Tomek L. - grający na kotle taktowym i Marcin Jarmulski [haven], obsługujący klawisze. KRĘPULEC zaprezentował specjalnie na tę okazję przygotowany materiał "Europa" (zainsprowany filmem Larsa von Triera pod tym samym tytułem, z którego zresztą wykorzystane zostały sample), opracowany w całości przez Wojtka Z. i z tekstami Łukasza Radeckiego (Acrybia / Arkham). To była kwintesencja militarnego stylu projektu Infamisa. Ciężki, marszowy rytm, wojskowe, ale i industrialno-darkambietowe podkłady, mundury i szaleńczy, gwałtowny 'ruch sceniczny' panów przy kotłach. Występ otwierał utwór reprezentacji polskiego wojska pt. "Piechota". Tworząc projekt "Europa", Infamis pokazuje jak daleko można się posunąć łącząc militarny industrial z neofolkiem. W drugim utworze 'Unia' pojawiaja się na przykład akordeon (grany z keyboardu) i gitary akustyczne, do których śpiewał grudziądzki wokalista znany z poezji śpiewanej - Przemek Cackowski. I on później zasiadał przy mikrofonie, cytując teksty wyżej wspomnianego Łukasza Radeckiego o charakterze rewolucyjno-wyzwoleńczym, zamienijąc koncert Krępulca we wzniosły wiec wzywający do walki o wyzwolenie Europy. Poza przygotowanym specjalnie na festiwal materiałem, zaprezentowano fragment najnowszego wydawnictwa 'New Radical', dokładnie utwór 'Socjalizm'. Mimo wysokiej klasy występu i widocznym, dużym zaangażowaniu w tworzenie projektu Europa, Inafmis nie zapominał o tym, jak istotny jest kontakt z publicznością. Koncert Krępulca okazał się być jedynym występem tego wieczoru, na którym tak gorąco wołano o bis. Niestety, ze względu na ograniczony czas przeznaczony na występ, bisu nie usłyszeliśmy. A szkoda, ponieważ Infamis i spółka w stu procentach wykorzystali czas przeznaczony na koncert nie pozwalając by zarówno na scenie, jak i wśród publiczności zapanowała nuda. Spokojnie mogli swój koncert przeciągnąć. Na pewno nkit nie miałby im tego za złe.
Nadszedł czas na następny projekt - BRASIL & THE GALLOWBROTHERS BAND. Dużo inspiracji klasycznym ambientem (gdzieś tam w tle słyszałem charakterysztczne plumkanie-kumkanie z Selected Ambient Works II AFXa), połączony z psycho-jazzem. Dodatkowo darkowe, niskie, przeciągane dźwięki z dolnych rejestrów. Do tego dwie gitary wystające zza stołów pełnych sprzętu i śladowo przewijająca się trąbka. Ultra-dysonansowe 'solówki' duzo sustainu i wyginania strun. Trąbka wpadająca w sekundę małą z niskim podkładem wywoływała wrażenie rozklejającego się brzmienia. Co jakis czas słychać było przesamplowane bębenki indyjskie. Część wokalna występu sprowadzała sie do lekko rozleniwionego cytowania wierszy i nieco rzadziej, szepczącego śpiewu. Taki nostalgiczo-melancholijny klimat jednych hipnotyzował, innych (znowu) nudził.
Gitara klasyczna o godzinie dwunastej w nocy mogła wydawać sie złym pomysłem, jednak nie w przypadku takich artyrstów jak Lloyd James i Joanne Owen. Tym razem kompozycje NAEVUS zostały pozbawione szeroko rozumianej przez muzyków elektroniki i skupili się na przekazie najszczerszych emocji tylko za pomocą gitary i basu. Początkowo było melancholijnie z chwytliwymi, łatwo wpadającymi w ucho melodiami. Pózniej spokojna melorecytacja i stonowany śpiew przechodziły w krzykliwe zawołania, coraz bardziej gwałtownie i z zadziorem, pokazując szeroką skalę głosu i wysokie zdolności wokalne Lloyda Jamesa. I jeszcze jeden smaczek - cover Pink Floyd 'Green is the color', jak mniemam. Jak sie okazalo - pudło, bas, spokojny wokal, proste gitarowe chwyty wystarczyły by rozbudzic publiczność.
Zaraz przed występem gwiazdy wieczoru stało sie coś dziwnego - publiczność zerwała się z miejsc siedzących z tyłu sali i wraz z krzesłami powędrowano pod scenę. Czyżby byli aż tak znudzeni i nastawieni na nudę? A może to spontaniczna koncepcja zamiany koncertu w teatralny spektakl. AIT!. Tairy Ceron to showman w psychodelicznym spektaklu. Z ekranu na tylniej ściane sceny w końcu zniknał napis 'pauza'; pojawily sie wizualizacje - od narkotycznych wizji, przez zabiegi kosmetyczne i niby-seks zabalsamowanych ciał, w rytm którego Tairy ocierał swe krocze krucyfiksami, jęcząc przy tym niemiłosiernie, spokojnie przechadzając sie po scenie, pomiędzy manekinami, trącając je, głaszcząc je i przytulając sprawiał wrażenie jakby to do nich kierował swój występ. Muzyka od ciężkich, darkambientowych podkładów, po coś jakby neofolk w starotureckim stylu. W trakcie koncertu ludzie zaczęli się wykruszać, a pod sceną zostalo paru wpatrująch się w spektakl, zahipnotyzowanych enigmą przedstawienia i urokiem charyzmatycznego artysty fanatyków. Szczególnie poruszająco wypadł ostatni utowór 'Io Ballo da Solo', kiedy to Tairy śpiewając znowu skupiał uwagę na kobiecie-mankinie, z którą wydawało się, że łączy go 'coś więcej' - zdradzona miłość, znajdujaca ujście we wrzaskliwym, mantrycznym śpiewie pełnym goryczy i rozpaczy. Gdybym miał poprosic o bis, to chciałbym usłyszec jeszcze raz właśnie ten utówr, jednak ze względu na specyfikę i oryginalność występu lepiej było nie ryzykowac. A i koniec koncertu był specyficzny. Ludzie pod sceną poklaskali trochę żądajac bisu. Tairy Ceron schował sie za sceną, by po chwili wrócić, przykucnąć na skaraju sceny i cichutko podpytać o co chodzi. W odpowiedzi usłyszał 'you have to do something (...) something to dance' (śmiech). Jak widać Tairy to iście osobliwa jednostka. Zanim jednak 'odegrał' bis, wyszła mała wpadka. Wszyscy słyszeliśmy jak to nasza gwiazda wieczoru przewija podkłady lecące z odtwarzacza DVD w poszukiwaniu właściwego utworu. Kiedy już muzyka na bis rozbrzmiała Tairy nie mógł znaleźć mikrofonu i został zmuszony puścić podkład od początku. No coż, mankamtent jednosobowego zespołu. Nikt chyba jednak nie zwrócił większej uwagi, bo ludzie zbyt dobrze sie bawili. Występ się zakończył, a Tairy w oklaskach zniknął za sceną.
W ostatecznym rozrachunku publiczność najlepiej oceniła występ Krępulca, ale i należy oddać hołd Naevus i Ait! Festiwal, tak jak zapowiadano, był niezwykle zróżnicowany stylistycznie: od elektronicznych 'wykrętów', przez militarne rytmy, gitary akustyczne i stonowany, poetycki śpiew, aż po psychodramatyczne pieśni o miłości, śmierci i bólu w języku włoskim.
Zaraz przed występem gwiazdy wieczoru stało sie coś dziwnego - publiczność zerwała się z miejsc siedzących z tyłu sali i wraz z krzesłami powędrowano pod scenę. Czyżby byli aż tak znudzeni i nastawieni na nudę? A może to spontaniczna koncepcja zamiany koncertu w teatralny spektakl. AIT!. Tairy Ceron to showman w psychodelicznym spektaklu. Z ekranu na tylniej ściane sceny w końcu zniknał napis 'pauza'; pojawily sie wizualizacje - od narkotycznych wizji, przez zabiegi kosmetyczne i niby-seks zabalsamowanych ciał, w rytm którego Tairy ocierał swe krocze krucyfiksami, jęcząc przy tym niemiłosiernie, spokojnie przechadzając sie po scenie, pomiędzy manekinami, trącając je, głaszcząc je i przytulając sprawiał wrażenie jakby to do nich kierował swój występ. Muzyka od ciężkich, darkambientowych podkładów, po coś jakby neofolk w starotureckim stylu. W trakcie koncertu ludzie zaczęli się wykruszać, a pod sceną zostalo paru wpatrująch się w spektakl, zahipnotyzowanych enigmą przedstawienia i urokiem charyzmatycznego artysty fanatyków. Szczególnie poruszająco wypadł ostatni utowór 'Io Ballo da Solo', kiedy to Tairy śpiewając znowu skupiał uwagę na kobiecie-mankinie, z którą wydawało się, że łączy go 'coś więcej' - zdradzona miłość, znajdujaca ujście we wrzaskliwym, mantrycznym śpiewie pełnym goryczy i rozpaczy. Gdybym miał poprosic o bis, to chciałbym usłyszec jeszcze raz właśnie ten utówr, jednak ze względu na specyfikę i oryginalność występu lepiej było nie ryzykowac. A i koniec koncertu był specyficzny. Ludzie pod sceną poklaskali trochę żądajac bisu. Tairy Ceron schował sie za sceną, by po chwili wrócić, przykucnąć na skaraju sceny i cichutko podpytać o co chodzi. W odpowiedzi usłyszał 'you have to do something (...) something to dance' (śmiech). Jak widać Tairy to iście osobliwa jednostka. Zanim jednak 'odegrał' bis, wyszła mała wpadka. Wszyscy słyszeliśmy jak to nasza gwiazda wieczoru przewija podkłady lecące z odtwarzacza DVD w poszukiwaniu właściwego utworu. Kiedy już muzyka na bis rozbrzmiała Tairy nie mógł znaleźć mikrofonu i został zmuszony puścić podkład od początku. No coż, mankamtent jednosobowego zespołu. Nikt chyba jednak nie zwrócił większej uwagi, bo ludzie zbyt dobrze sie bawili. Występ się zakończył, a Tairy w oklaskach zniknął za sceną.
W ostatecznym rozrachunku publiczność najlepiej oceniła występ Krępulca, ale i należy oddać hołd Naevus i Ait! Festiwal, tak jak zapowiadano, był niezwykle zróżnicowany stylistycznie: od elektronicznych 'wykrętów', przez militarne rytmy, gitary akustyczne i stonowany, poetycki śpiew, aż po psychodramatyczne pieśni o miłości, śmierci i bólu w języku włoskim.
Strony:
Inne artykuły:
- Wrocław Industrial Festival 2012 - 2013-01-22 (Relacje)
- Krepulec - New radical - 2011-06-15 (Recenzje muzyki)
- 63 Days Part V - Krępulec - 2007-11-16 (Recenzje muzyki)
- Coph Nia + Projekt Sonda - 2007-05-07 (Relacje)