AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
d'electro Fall Tour 2006 'Madness'


Czytano: 18054 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Ponoć szczęśliwi czasu nie liczą... jeśli tak rzeczywiście jest, to dziewiątego września we wrocławskim klubie Madness wszyscy byli szczęśliwi do granic możliwości...

Trasa Lowe/Minerve/Nun w ramach d'eft 2006 odbyła się w dwóch miastach  - w Katowicach i we Wrocławiu. Kiedy  zjawiłam się przed klubem nie było dzikich tłumów, część ludzi siedziała na zewnątrz debatując, część piła,  ekipa z Lowe grała w piłkarzyki, a techniczni usiłowali nawiązać jakiś owocny romans ze sprzętem. Były to dość długie zaloty, bo trwały do ok. 22.00, więc zgromadzona publiczność ( która tymczasem napełniła klub dość licznie, muszę przyznać, licznie i różnokolorowo – nie był to mur czerni zdecydowanie, więc integracja między subkulturowa trwała w najlepsze) miała czas aby praktykować szczęśliwość ... ze wsparciem baru bądź bez.

Sam klub Madness jest dość specyficznym miejscem – położony z dala od  traktów ubitych przez klubowiczów, ale miałam okazje być tam na kilku niezłych koncertach. Jednakże kojarzy się on raczej z wydarzeniami kręgu reggae, ska, core itp. Cóż, synthpop, który zabrzmiał finalnie po 22  był zapewne odmianą dla bywalców, a czy miłą? Reakcje były pozytywne...

Ale do rzeczy...
Właściwą część imprezy rozpoczęła polska formacja Nun, zespół znany już we Wrocławiu m.in z pamiętnego koncertu w klubie Radiobar. W tym roku zespół koncertował u Szwedów na Arvika Festival i wydał płytę “Sunlight”, tak więc byłam ciekawa ich występu na żywo. Wokalistka Magdalena Kaspryszyn  oraz Olaf Karbowiak pojawili sie na scenie spowici w mrok i moim zdaniem dali bardzo dobry koncert. Można powiedzieć, że podczas tego koncertu grała muzyka, nie oprawa. Nun to  specyficzny wokal, który jest bardziej dziewczęcy i delikatny niż kobieco dojrzały  i doskonale komponuje się z ciepło-zimnym brzmieniem klawiszy które kontroluje Olaf. Oczywiście trudno pominąć tancerze walory muzyki zespołu – jest tam świetnie odmierzone uderzenie i łącząca wszystko w spójna całość rytmiczna, dynamiczna melodia. Co najbardziej podobało mi się w muzyce Nun, to umiejętność tworzenia wpadającej w ucho muzyki bez popadania w banalne rozwiązania i oklepane frazy. Zagrano m.in  ” Hope”, “ Vision of Life”, “ Blind”, a na bis “Sunlight” i “Stop!”.  Tak więc muszę przyznać, że koncert wrocławiaków bardzo przypadł mi do gustu ( i bez posądzania o lokalny patriotyzm proszę! :)

Następnie - po kolejnej dawce oczekiwania - ( tak tak, praktyka szczęśliwości powszechnej ciąg dalszy) na scenę wyległ szwedzki Lowe. Do tego czasu pod sceną zrobiło się dość tłoczno, więc koncert mógł się potoczyć tak jak trzeba – na zasadzie interakcji artyści/publiczność.
Wydaje mi sie, że w przypadku koncertach zespołów bazujących na muzyce emocjonalnej kontakt i wymiana energii między muzykami a publicznością, kontakt wzrokowy i ogólnie mimika czy gra świateł są szczególnie istotne, chodzi bowiem o to, aby wpłynąć odpowiednio na odbiór tego co mają do zaprezentowania artyści i jak będą odczuwać koncert fani. Zatem sfera ''widowiska'' jest nie mnie ważna niż sama muzyka. W przypadku Lowe ta sfera nie zawiodła, światła były stylowo przytłumione, image artystów wyrazisty i umiarkowanie ekstrawagancki, nic porozumienia została nawiązana, toteż i reakcja na muzykę była bardzo pozytywna. W trakcie koncertu fani zostali poddani małemu testowi, mianowicie klawiszowiec Mehdi Bagherzadeh zapytał ile osób kupiło juz płytę, a ile ściągnęło z internetu... ci ostatni usłyszeli parę soczystych pogróżek... :) Jeśli chodzi o muzykę, jest to nieprzerysowane, melodyjne granie z pobrzmiewającymi nienachalnie gitarami i dość spokojnym, równym wokalem, który raczej kołysze niż uderza. W każdym razie jeśli ktoś ma ochotę wprawić się delikatnie w melancholię bez ryzyka popadnięcia w depresję może znaleźć tło muzyczne u Lowe. Panowie rozpoczęli kawałkiem “Move Me”, następnie zaś zagrali  m.in “The Vanishing”, “Hear me out”, “Never Felt So Low”, “Gravitation” i oczywiście “Ahead Of Our Time”.

Część koncertową zakończyła grupa Minerve przejmując dobrze już rozgrzaną publiczność, więc jeśli można mówić o apogeum energetycznym to miało ono miejsce właśnie podczas tego koncertu.  Daniel Wollatz, Matthias Thürk, Andreas Wollatz oraz Michael Paul Müller to specjaliści od chwytających za serduszko kawałków, poruszających publiczność bez trudu, co miałam okazję zaobserwować nie tylko we Wrocławiu, ale również podczas wcześniejszego koncertu zespołu w Poznaniu. Muzyka Minerve jest łagodna, ale nie monotonna, momentami wędruje w dynamiczne okolice klubowo-taneczne ale nie wykracza poza umiarkowane tempo i stonowane brzmienie. Daniel, jak zwykle elegancki, zapanował niepodzielnie nad publicznością. Rzut okiem wystarczył aby dostrzec tańczących i śpiewających ludzi i las rąk wyciągający się w stronę sceny. Kawałki jakie można było usłyszeć to m.in “My Universe”, “High Pitched emotions” oraz “Lost in your room”, “Clear”, “Take me higher”, a na bis “There is nothing” i “Crush”.

Całośc zakończyło wspólne odśpiewanie przez wszystkie zespoły numeru “Here 4 U”. Po koncercie standardowo nastąpiły przymiarki do after party, które tego wieczoru mieli poprowadzić panowie z Electro-Robot, ale z różnych względów zniknęłam z klubu zanim się na dobre zaczął.
Reasumując – gdyby  Bogowie Sprzętu okazali łaskawość byłaby to właściwie impreza bez zarzutu, ze świetnie zestawionym line-up, świetnym towarzystwem i muzyką. Tak wiec pomijając kwestie techniczne, było to ciekawe wydarzenie, a ciąg dalszy tej historii nastąpi w listopadzie, ekipa Independent Events już o to zadbała...

http://www.nunelectro.com
http://www.minerve.de
http://www.lowe.st

http://www.independentevents.pl
http://www.dephyte.com

Tekst został opublikowany za zgodą yesternight.pl

Autor:
Tłumacz: khocico
Data dodania: 2006-09-14 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: