AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Laibach


Czytano: 4271 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Ci, którzy mówili, że słoweńska formacja LAIBACH skończyła się po pierwszych kilku krążkach, mogli przekonać się na własne oczy, że jest dokładnie odwrotnie. A te osoby, które poszły na koncert tylko ze względu na płytę-soundtrack do filmu Iron Sky mogli przekonać się, że twórczość Laibacha wykracza szeroko dalej i jest niemniej (a może nawet bardziej) godna uwagi.

Po pierwsze i najważniejsze, klimat. Wokalista Milan Fras jest absolutnym mistrzem, jeśli chodzi o budowanie napięcia i emocjonalną ekspresję. Minęło już ponad dwadzieścia pięć lat od czasu założenia Laibacha, a on wciąż wydaje się mocno, mocno wierzyć w przekazywane pieśniami wartości. W każde jedno słowo.
Przez niektórych estetyka, w jakiej tworzy Laibach jest mocno dyskusyjna. Maszerujące synchronicznie tłumy na cyfrowych projekcjach za sceną, ostre rytmy, ubrania stylizowane na mundury... Słowem, bardzo wyraźna inspiracja totalitarnymi systemami – stąd też trudno się dziwić, dlaczego to właśnie Laibach został poproszony o stworzenie soundtracku do filmu o nazistach z Księżyca. Rzeczywiście, całokształt może wyglądać nieco niepokojąco dla tych, którzy na co dzień nie mają okazji zetknąć się z twórczością zespołu. Wystarczy jednak spojrzeć z dystansu i zauważyć, że to raczej forma przestrogi przed systemem niż pozytywna inspiracja.

Na uwagę zasługuje również dosyć mocno eksponowana Mina Spiler, drugi wokal i jedyna kobieta w składzie, skądinąd bardzo atrakcyjna. Męska część publiczności patrzyła z fascynacją na jej skoordynowane, miękkie ruchy i hipnotyzujące, totalitarno-martwe spojrzenie. Na obecności panny Spiler Laibach zyskuje naprawdę dużo.



Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, tu akurat nie serwują nam żadnych niespodzianek – i dobrze. Trzy elektrofony z ułożonymi wcześniej dźwiękami i zabawy na bieżąco to kwintesencja twórczości Laibacha, za którą ich doceniamy. Jak już wspomniałam, cyfrowe projekcie wyświetlane za zespołem dopełniały klimatu i dobrze współgrały z linią melodyczną. Trzy bisy zespołu były wyraźnym i ostatecznym dowodem na zadowolenie publiczności.
Oczywiście Laibach nie ograniczył się do promocji płyty powstałej na potrzeby Iron Sky, jak mogłoby się wydawać ze względu na nazwę tournee (We Come In Peace). Zagrali większość znanych utworów, nawet tak niemłode jak Leben heisst Leben. Chyba nie muszę dodawać, że zaskarbili sobie tym większą sympatię publiczności?

Podsumowując – było hipnotyzująco, mrocznie i głośno. Dokładnie tego spodziewali się fani i dostali w najlepszej, najdoskonalszej formie. Jeśli jeszcze przydarzy się koncert Laibacha w Polsce, gorąco polecam!
Autor:
Tłumacz: Closter
Data dodania: 2012-10-05 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: