AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
The Christmas Ball Festival 2010


Czytano: 9984 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

The Christmass Ball jest od kilku lat cyklicznym wydarzeniem odbywającym się w kilku niemieckich miastach. W tym roku jako swego rodzaju novum, The Christmas Ball zawitało do Berlina. W składzie festiwalu w berlińskiej edycji mieliśmy okazje zobaczyć 5 zespołów.
Biorąc pod uwagę warunki drogowe wyruszylismy z Polski z bardzo dużym zapasem czasu. Na nasze (nie)szczęście droga nam sprzyjała i przed klubem Huxley’s Neue Welt byliśmy dużo wcześniej, tak wiec zajęliśmy się zwiedzaniem okolicy aby umilić sobie oczekiwania. Ostatecznie po zwiedzaniu wróciliśmy przed bramy klubu na kilka minut przed ich otwarciem i stanęliśmy w dość sporej kolejce ludzi, która się w międzyczasie zebrała wyczekując na koncerty. W ciągu 1,5 godziny jaka dzieliła nasze wejście od rozpoczęcia koncertów, parkiet Huxleys wypełnił się po brzegi około 1500 osobową publiką.

Punktualnie o 19.00 na scenę wszedł pierwszy projekt - Faderhead - niemieckie duo pochodzące z Hamburga zaprezentowało miks swoich utworów z ostatnich 3 płyt. Szczerze mówiąc zespół pomimo wszelkich starań nie poruszył publiką, gdzieniegdzie było widać unoszące się do rytmu ręce ale w tłumie ludzi wyglądało to raczej marnie... Poza tym dużym minusem zespołu był fakt iż koncert odbył się tylko w dwuosobowym składzie, bez supportu Daniela i Joe Meyer'a z projektu S.A.M, przez co koncert stracił dużo dynamiki i kiedy się skończył ludzie się tym faktem zbytnio nie przejęli.



Podczas krótkiej przerwy technicznej z niezwykle irytującą muzyką (która się kojarzyła z jakimś występem cyrkowym) w tle, przed sceną zostaje zamontowana kotara, która po chwili zostaje z hukiem zerwana i okazuje się ze wokalista kolejnego projektu - Agonoize został podwieszony na łańcuchach kilka metrów nad ziemia. I tak oto zaczyna się występ tej niemieckiej aggrotechowej grupy wywodzącej się z Berlina. Bardzo mocne i dynamiczne brzmienie kolejnych kultowych pozycji rozbudził spora cześć tłumu. Oczywiście podczas koncertu nie zabrakło psychodelicznej fosforyzującego wystroju scenicznego i rożnych "smaczków" jakimi Chris (frontman zespołu) urozmaica występy. Tak wiec w pewnym momencie zarówno nieświadoma część fotografów jaki i publiki została potraktowana strumieniem sztucznej krwi z podciętych "na niby" żył wokalisty, scena została kompletnie zadymiona itp.



Po tak gorącym koncercie nastąpiła mała rotacja publiki - część ludzi poszła ochłonąć, a cześć specjalnie zbliżyła się pod scenę aby zobaczyć występ kolejnej gwiazdy festiwalu - słoweńskiej formacji Laibach. Muzyka Słowenców w porównaniu ze wcześniejszym Agonoizem była znacznie bardziej stonowana tak wiec można było odsapnąć słuchając patosu bijącego z kolejnych kompozycji. Oczywiście aby nie zanudzić publiki, zespól z utworu na otwór podnosił ich tempo tak wiec po takich kompozycjach jak Anglia, America, Alle Gegen Alle przyszedł czas na hit wielu industrialnych parkietów Tanz mit Laibach czy Du Bist Unser. Koncert został bardzo dobrze odebrany przez publikę i w zasadzie nie ma się co dziwić ponieważ ta formacja robi koncerty od 30 lat i w tym co robią doszli do perfekcji. Publika podziękowała Laibachowi za koncert gromkimi oklaskami i rozpoczęła się przerwa techniczna. W tym miejscu należy wspomnieć o tym, iż temperatura w hali podniosła się do nieprzyzwoitych wartości i ludzie zaczęli masowo wlewać w siebie niezliczone ilości wszelakich trunków.



Po dłuższej przerwie na scenie pojawia się przedostatni projekt - Project Pitchfork, który momentalnie porywa publikę do tańca. Ten występ był istnym koncertem życzeń, usłyszeliśmy chyba wszystkie największe hity projektu takie jak Steelrose, Carnival, Timekiller czy Existence, łącznie z moim osobistym faworytem - utworem Rescue, który został zagrany na samym końcu występu. Cóż można więcej napisać po prostu fantastyczny koncert!



Po nieprzyzwoicie długiej przerwie, olbrzymiej rotacji ludzi pod sceną w końcu rozpoczyna się koncert wieczoru, czyli Fields of the Nephilim. O Carl'u McCoy'u i jego muzyce można mówić tylko w superlatywach. Tym razem jednak fantastyczny koncert został nadpsuty przez jeden detal, koncert był za głośny i doskonała muzyka FOTN została zamieniona w hałas, a przecież nie oto chodzi. Tak więc zamiast rozkoszować się muzyką McCoya zostałem zmuszony do wyjścia z sali w połowie koncertu aby nie ogłuchnąć. Pomimo hałasu publika dzielnie akompaniowała zespołowi przy każdym utworze. Koncert kończy się bisem gdzie McCoy zagrał Psychonaut i w ten sposób The Christmass Ball się kończy. Ludzie wychodzą z klubu z uśmiechem na twarzy nucą sobie ulubione kawałki jakie chwilę temu słyszeli, a my pakujemy się do autokaru i ruszamy do domu. Już wiem gdzie będę za rok o tej porze...



Moim zdaniem warto wpisać to wydarzenie na całoroczną mapę festiwali jakie warto zobaczyć. Organizatorzy dobrali zespoły w taki sposób aby każdy znalazł coś dla siebie i za to należą im się brawa. Jedyne do czego się przyczepiam to poziom hałasu, następnym razem poproszę gratisowe zatyczki do uszu ;)

Strony:
Autor:
Tłumacz: murd
Data dodania: 2011-02-02 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: