AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Deathstars - Termination Bliss


Czytano: 8603 razy

75%


Wykonawca:

Galerie:

Katalog płyt:
Ilekroć mam do czynienia z muzyką reprezentującą szeroko pojęty rock industrialny, a będącą przy tym dość ciężką jego odmianą, zastanawiam się na ile w słuchanym materiale znajduje się inspiracji słynnym The Kovenant. Zespół który wyewoluował z black metalu do własnego niepowtarzalnego stylu, będącego ciągle pewnym wzorem jeśli chodzi o industrialny metal. Szczególnie płyta Animatronic, która była po prostu niepowtarzalna. Gdy po raz pierwszy usłyszałem muzykę Deathstars miałem spore skojarzenia z The Kovenant, jednak głównie w materii ogólnie pojętej ciężkości i agresywności utworów, nie zaś sampli, czy melodii. Deathstars było po prostu bardziej surowe, dźwięki "brudne", mniej elektroniczne a bardziej przesterowane. Najnowszy album Deathstars zatytułowany Termination Bliss jest kolejnym krokiem zespołu w kierunku wykrystalizowania własnego stylu, niestety wg. mnie, zabrzmiał przy tym trochę za bardzo jak The Kovenant, co może nie byłoby wadą, ale na dłuższą metę po prostu nuży. Mamy tu kilka znakomitych hitów, jednak resztę utworów mogę ocenić na trzy z plusem, a więc patrząc na całość, to za mało by płyta wytyczyła nowe ścieżki i zapadła w pamięć na zawsze. Niewątpliwym plusem jest wzbogacenie utworów - są bardziej melodyjne, mamy tu więcej sampli, wokal jest mniej monotonny, pojawiają się chórki. Nie rozumiem tylko po co jeszcze wrzucać zwykły growl, skoro charakterystyczny gardłowy głos wokalisty zawsze był wizytówką Deathstars. Teraz wysila się on od czasu do czasu na wrzaski, co dla mnie za bardzo kojarzy się z death/black metalem i nawet u The Kovenant tak nie brzmiało. Ogólnie można jednak stwierdzić, że muzyka brzmi po prostu ciekawiej niż na pierwszym albumie Deathstars. Problemy zaczynają się dopiero przy rozkładaniu albumu na części pierwsze, czyli poszczególne utwory. Osobiście, płytę bardzo, bardzo dobrą poznaję po tym, że choć przy pierwszym przesłuchaniu, jak w każdym przypadku, zwracam bardziej uwagę na kilka utworów, to jednak całość od razu zachęca do naciśnięcia klawisza "repeat" i przesłuchania raz jeszcze od początku do końca, by zgłębić się w muzykę bardziej. Mi po przesłuchaniu Termination Bliss, mówiąc szczerze z przyjemnością wróciło się tylko do kilku utworów, a reszta wydała mi się po prostu wtórna. To jest wg, mnie bolączka Deathstars, gdyż podobnie sprawa wyglądała z pierwszym albumem czyli Synthetic Generation. Pierwszy kawałek- Tongues jest całkiem niezły i daje miłe nadzieje pod względem pozostałej zawartości krążka. Drugi utwór zwrócił uwagę od razu, ze względu na tytuł - Blizkrieg. Druga Wojna Światowa a w szczególności temat nazizmu stał się ostatnio w muzyce dość popularny, więc po raz kolejny spodziewałem się sampli z Adolfem Hitlerem. O dziwo nie uświadczymy ich w tym utworze, za to Blizkrieg okazuje się po prostu agresywnym i szybkim, niestety mało melodyjnym, a co za tym idzie, szybko wylatującym z pamięci utworem. Mimo wszystko spodziewałem się czegoś ciekawego - wybuchy? Jęk silników nurkujących Stukasów? Przydałoby się coś takiego, gdyż kawałek poza nazwą nie budzi zbyt wiele skojarzeń z tematem. Kolejny utwór, Motherzone wypada lepiej, choć nie jest jakiś niesamowity. Pojawiają się tu wyeksponowane klawisze, chórki, melodia wybija się wreszcie ponad agresję. Jednak dopiero czwarty utwór, czyli Cyanide można śmiało nazwać hitem. Doczekał się on singla w Szwecji i nic w tym dziwnego, gdyż jest po prostu bardzo dobry - wokalista robi ciekawe zabiegi z głosem, przypominając w paru momentach kultowe Fields of the Nephilim. Śpiew krtanią zawsze będzie dla mnie wyjątkowy i tutaj wielki plus ode mnie. Do tego należy dodać ciekawą melodię, partie klawiszowe, wyraźnie wyeksponowane i oddzielone zwrotki od refrenów i mamy utwór po prostu świetny. Niestety poza Cyanide, z reszty albumu wybija się tak naprawdę tylko dwa: Greatest Fight On Earth i tytułowy Termination Bliss. Ten pierwszy dzięki kobiecemu, operowemu śpiewowi i wolniejszej melodii miło wyróżnia się z reszty materiału, choć osobiście za bardzo brzmi jak Cradle of Filth. Drugi jest również spokojny, jednak trochę inaczej skonstruowany, będący dobrym zamknięciem całego albumu. Reszta kawałków to niestety typowe "zapychacze". Nie są złe, ale też nie są specjalnie dobre. Pojawiają się ciekawe motywy, ale to za mało by utwory uzależniały i kazały do siebie wracać. Taką szansę ma tylko Cyanide. A na cały album to po prostu trochę za mało. Podsumowując, nowy album Deathstars wypadł dobrze, jednak bez większych rewelacji. Można by powiedzieć, że jest to wydawnictwo na cztery z plusem i właśnie taką ocenę mu wystawiam. Deathstars ma szanse w przyszłości pokazać prawdziwą klasę, jednak potrzeba mu więcej niepowtarzalności i czegoś co nie pozwoli na nudę przy słuchaniu.

Tracklista:

01. Tongues
02. Blitzkrieg
03. Motherzone
04. Cyanide play (flash-player)
05. Greatest Fight On Earth
06. Play God
07. Trinity Fields
08. The Last Ammunition
09. Virtue To Vice
10. Death In Vogue
11. Termination Bliss
Autor:
Tłumacz: Antares
Data dodania: 2006-03-16 / Recenzje muzyki


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: