AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Dark Castle Festival 2010


Czytano: 8238 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Trzecia edycja Dark Castle Festival miała miejsce w samym sercu bohemy Paryża, mniej niż 200 metrów od Moulin Rouge, w "le Divan du Monde", w utrzymanej w starym klimacie kawiarence koncertowej, która często gościła takie osobistości jak Charles Baudelaire, Toulouse - Latutrec i Pablo Picasso.
Utrzymana jest w stylu Vintage, który daje teatralna atmosferę. Klub był ostatnio odnawiany w 2009 roku ze szczególnym zwróceniem uwagi na dźwięk i system oświetlenia, który w istocie jest idealny zarówno na koncerty, jak i sety DJ. (I osobiście przetestowałam oba!)

Celem:jedynego gotyckiego muzycznego festiwalu we Francji" było zaprezentowanie "wszystkich rodzajów mrocznej muzyki", ale ostatecznie muszę przyznać, że ta edycja była całkowicie skierowana na muzykę electro - można zauważyć to już po wyszczególnieniu zespołów: Hocico i Das Ich jako główne, Straftanz, cztery Francuskie lokalne (pomimo ich nazw) The CNK, Arsch Dolls, Herrschaft, Schwester Seziert i japońska grupa Gothika.

Dzięki pewnym technicznym problemom w Paryskim metrze (które zdarzają się zawsze gdy masz coś ważnego do zrobienia), przegapiłam pierwszy koncert, Schwester Seziert.
"Grupa" jest aktualnie solowym projektem klawiszowca z Arsch Dolls - Jonathana Piata, którego ostatnie wydawnictwo "Annexe" odcisnęło swoje piętno na na Francuskiej scenie electro-industrialnej z agresywnymi, dopracowanymi i tanecznymi dźwiękami, twardymi i zimnymi niczym Zimna Wojna, będące motywem przewodnim konceptu albumu.
Szkoda, że to przegapiłam, bo naprawdę doceniam "Annexe". W każdym razie, pytałam wszystkich dookoła i ktoś powiedział, że występ był nudny, choć muzyka była wspaniała. Moja myśl: czasami będąc samemu można mieć negatywny wpływ na show, nie mówiąc już o tym, że niektóre rodzaje muzyki sprawdzają się lepiej na parkiecie niż scenie. Mam nadzieje, że przekonam się o tym następnym razem!.

Kiedy w końcu dotarłam do "Le Divan du Monde", wściekła na opóźnienie metra i cholernie spocona z powodu panującej tam tropikalnej temperatury, spotkały mnie dwie dobre rzeczy - pierwsza - niespodziewana klimatyzacja w środku klubu i druga - fakt, ze Herrschaft - druga grupa, właśnie zaczynała swoje show.
To był pierwszy raz, gdy widziałam Herrschaft na żywo. jestem zafascynowana filozofia tego Paryskiego combo, powstałego w 2004 roku, który rozwija dualistyczną koncepcję opierającą się na idei cyberpunk w przyszłości, gdy ludzkość, która osiągnęła swój szczyt ewolucji, żyje w harmonii - dzięki technologii - w oczyszczonym świecie. Z drugiej strony, po zmianie tej następuje nieunikniony upadek i próżność ludzi, którzy próbowali zastąpić Bogów zostaje ukarana nadejściem nowego wieku Chaosu.
Muzyka idealnie pasuje do tego i zespól przerasta oczekiwania. Ich kombinacja pomiędzy ekstremalnym metalem i industrialem jest skuteczna i zdolna do przyciągnięcia uwagi kilku ludzi patrzących dalej.
Błyszcząca publiczność śpiewa, prosi i piosenki, i ci czterej faceci wariują na scenie. Zrzucanie skrzącego się konfetti poprzedza ostatni utwór, w którym pojawia dodatkowy piosenkarz: to jest _Max_ który z "osobistych powodów" (jak podano na oficjalnej stronie) nie brał udziału w koncercie (jest zastępowany przez Thorgona z MadOnAGun), ale przynajmniej pojawił się na scenie. Show się kończy i chłopcy zasługują na długi aplauz.
Świetna robota!

Zanim Gothika mogła zająć swoje miejsce, zostaliśmy zmuszeni do długiego oczekiwania. Scena nie była jeszcze gotowa i wykorzystałam okazję by wybadać miejsce.
Dekoracje klubu-teatru są bajkowe, wszystko jest utrzymane w 19 wiecznym stylu, od tynków do mebli, baru i pięknej purpurowej kurtyny. Ale przede wszystkim zakochałam się w kilku okienkach pokazujących ładne miniatury. Cudowne!

Ludzie pomału zaczęli się schodzić pod scena i pojawiła się większa liczba cyber - chłopaków,
W końcu Gothika się pojawiła: obok siebie - elektro-perkusista Ricky i synth-klawiszowiec - zaczęli grać, po chwili na szczycie najwyższej platformy stał Andro, mając na sobie czerwone kimono (które później opadło ukazując wojskową kobiecą sukienkę - nie ma tajemnic na temat dwuznaczności seksualnej frontmana. Kiedy zaczął śpiewać, publiczność się rozgrzała i ludzie zaczęli tańczyć, podążając za porywczym, który nie mógł ustać spokojnie nawet przez moment. Ulubiona grupa Europy Wschodniej - Japońska Gothika została "adoptowana" przez Niemcy, ale regularnie gra w Polsce, Rosji, czy Litwie, dała Paryżanom doskonały przykład ich tak zwanej "sexed up electronica", która jest niczym doskonały ślub pomiędzy klasycznym EBM a tradycyjnym "japońskim dotykiem", który daje z siebie Andro śpiewając. Przez cały pokaz Ricky stał za swoimi bębnami, utrzymując dialog z publicznością, zapowiadając piosenki, powodując, że ludzie śpiewali, lub po prostu zachęcając wszystkich. Ludzie odpowiadali tańcząc, klaszcząc w ręce i szczytując kiedy Andro ogłasza cover Enola Gay... tak cholernie radośnie taneczne! Występ zbliżał się do końca, Gothika zagrała dodatkowo dwie piosenki, ciepło dziękując za reakcje publiczności, i zniknął za białą kurtyną (by znowu się pojawić po chwili wśród ludzi i zostać do końca festiwalu. Osobista opinia: pokazali zaangażowanie, ale sposób śpiewania był w jakiś sposób trochę nudny.

Po raz kolejny cholernie długo trzeba było czekać, ale w końcu dano ludziom możliwość spotkania z każdym z osobna, wymienić komentarze, uwagi, zapalić, napić się, wyjść na zewnątrz by cieszyć się letnim upałem, i tak więc, zobaczyć po prostu ze szklanka jest do połowy pełna. Jak dla mnie, jako że byłam tam sama, czekanie było zdecydowanie nudne.

W końcu kurtyna podniosła się, i odkryła coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na coś pomiędzy ucztą ghouli i widokiem cmentarza. Światła przygasły, z wyjątkiem małych świecących na czerwono łańcuchów, otaczających lateksowe zwłoki. Arsch Dolls otworzyło swoje show z krwistym makijażem, by wykończyć zzieleniałego z zazdrości Lordi, z oszalałą Paryską publicznością muzyka zaczęła grać (początkowo przerywana z powodów kłopotów technicznych z mikrofonami).
Południowo francuskie trio (przypuszczam, że jest ulubionym na festiwalu wnioskując po krzykach naokoło mnie) nadało życie prawdziwemu SHOW. W istocie zespół rekompensuje bardzo proste i zwyczajne EBM, wkładając jak najwięcej w interaktywny pokaz na żywo, niczym z najlepszych filmów klasy B z lat 80-tych, z tancerką zombie (będącą integralną częścią zespołu i robiącą za czwartego członka zespołu), która szaleje na scenie, z nożem w ręce, bebeszy zwłoki i pokazuje krwiste lateksowe wnętrzności, które oferuje muzykom - udającym, że je jedzą - tak samo postępuje wobec publiczności (i robią to!). Pokaz osiąga swoją ostatnia część, kiedy Dolly włącza piłę łańcuchową, kroi zwłoki, skacze po nich, i uderza w krwiste sztuczne flaki. Ludzie okazują to jak doceniają show poprzez krzyk i dziki taniec. Show kończy się, pozostawiając uczucie, że był krótszy niż poprzednie.
Moja opinia: super było zobaczyć ich na żywo - po pierwsze - dla muzyki, po drugie, dla tańca, po trzecie, by ich posłuchać - z pewnością ten show będzie łatwy do zapamiętania.

I znowu długie oczekiwanie, które dało mi możliwość zrobienia pewnych notatek z ostatniego koncertu, i biała kurtyna podniosła się znowu.

To jest powrót The CNK, ex Count Nosferatu Kommando, który stał się Cosa Nostra Klub w 2005 roku, kiedy się przeformowali po raz drugi. Grupa, ostatnia z lokalnych, została gorąco powitana, mimo mniejszej liczby publiczności. Od 1996 roku, gdy zaczynali jako grupa black metalowa, francuscy metalowcy nigdy nie przestali czcić ich, i mieli cholerną rację!
Ten wojenno - industrialno - metalowy zespół z jego osobliwie błyskotliwymi tekstami, i jego militarno sowieckim przebraniem naprawdę trafi do ciebie swoją paskudą!
Na potrzeby tego pokazu na żywo wypożyczyli basistę z Herrschaft, który pasował tam idealnie. "Dinner is ready" otwierał ogień, show się rozpoczął i grali piosenki pochodzące z "L'Hymne a la Joie" (2007). Dźwięk gitar i głos są brutalnie ostre, niczym ostrze noża, w chwili gdy sekcja rytmiczna sprawia wrażenie nalotu z powietrza. Gdy nadchodzi moment "Die Holzhammermethode", gość noszący kominiarkę pojawia się z długim młotem w ręce, grożąc członkom zespołu i śpiewając niektóre fragmenty. Publiczność została pokonana, i przez cały koncert ludzie śpiewali razem z Mr. Hreidmarrem, charyzmatycznym wokalistą, uparcie powtarzającym "Get a Gun".
W końcu grupa jest usatysfakcjonowana odpowiedzią i zapowiada ostatnią piosenkę. Wydaje się, ze hala zaraz się zawali: czas na "Get a Gun", i to porywa wszystkich, nie tylko The CNK! Niczym ostatni fajerwerk dudni, i narasta, ostatnia piosenka jest ostatnia bombą atomową na dzisiejszy wieczór, i wszyscy się mocno w to wczuwają. Show się kończy, i wojna jest skończona: wszyscy jesteśmy wykończeni, ale diabelnie usatysfakcjonowani. CNK pieprzenie rządzi!

Podczas oczekiwania po wspaniałym show The CNK, oficjalne ogłoszenie zepsuło nasze wspaniałe nastroje: Das Ich, który miał występować przed Hocico, miał wypadek w Niemczech, podczas swej drogi do Paryża. Słuchając słów ich menagera, który mówił przez głośniki, sprawa wyglądała poważnie (po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że Stefan Ackerman doznał urazu głowy, i został hospitalizowany), i było niemożliwym dla zespołu wziąć udział w festiwalu. Smutne "Ohhh!" rozeszło się po teatrze. Zapowiedziano, ze w związku z tym Straftanz zagra dwie piosenki więcej.

I byli w końcu, Straftanz! Naprawdę lubię ich mocno zaangażowany "industrial-streetfighting", który niezwłocznie zmusza Cię do tańca, to był pierwszy raz, gdy widziałam ich na żywo, byłam ciekawa ich pokazu, bo byłam przekonana, że to bardziej nadaje się na parkiet, niż do słuchania na żywo.
Pierwsze dziesięć minut pokazało, że mam rację: z jing po lewej stronie sceny i -jl- po prawej, oboje miksujący intro, mimo wysiłków -jl- by rozgrzać publiczność, muzyka nieco zbyt powolna (jeśli można tak powiedzieć o Straftanz). Ale kiedy k-x wreszcie dotarł na scenę, wszystko się wreszcie zmieniło.
Cholera, ten facet naprawdę kopie tyłki! Jego zaraźliwa energia w końcu cię dopadnie niczym Pied Piper z myszami, nie mogliśmy pomóc tańcząc i machając rękami na jego znaki.
Przez cala długość pokazu grupy było TYLE ZABAWY, i wyglądało to bardziej jak noc w Oktoberfest, niż gotycki festiwal. Trio wspomagane przez dwie uśmiechnięte tancerki, naprawdę rozbawiło ludzi, i szybko wrócił dobry nastrój, nawet śpiewali niemieckie teksty (widząc francuzów śpiewających niemieckie teksty - to coś co można zobaczyć tylko raz w życiu, zapewniam was)! k-x jest opętany, zeskakiwał ze sceny, by przyłączyć się do tłumu i pozwalał im śpiewać, wskakiwał znów na platformę, i zapowiadał nową piosenkę, nigdy nie wykonywaną na żywo "Monkey say monkey do" - śpiewaną przez jing (refren przez k-x). Z "Tanz kaputt" publiczność osiągnęła prawie siódme niebo (nawet jeśli zbyt wysoka temperatura mogłaby przypominać bardziej piekło), ale szczytem całego show był finałowa część ze "Straftanz". Tancerki, w rzeczywistości, być może zbyt zmęczone, lub zbyt zgrzane, zaproponowały przehandlować ludzi z pierwszych miejsc, by weszli na scenę. To był początek Armageddonu: każdy wskakiwał przytłaczając zespół i depczących na platformach, pod rozbawionymi oczami całej grupy. To był prawdziwy freak show, okropnie było patrzeć na szczere, ale cholernie zabawne (poszukajcie filmów na youtube jeśli mi nie wierzycie!): to było wiele warte zakończenie niesamowitego rave/koncertu! Teraz jestem zadowolona, ze się myliłam odnośnie Straftanz na żywo!*
*Proszę odnotujcie, że zespoły w nastroju Oktoberfestowym, zachowują się wesoło i po zasłużonym odpoczynku mieszają się z tłumem, ciesząc się z towarzystwa fanów. Fajni ludzie!

Ostatnie oczekiwanie było zdecydowanie najdłuższe (włączając brakujące Das Ich) i dało nam nieco odpocząć, byśmy mogli iść kupić kanapki, lub piwo w najbliższym supermarkecie, zjeść w kawiarni lub pogadać ze sobą.
Gdy zapadł zmrok, nadszedł czas by wrócić. Długo oczekiwane Hocico zaczęło swój show. Cóż mogłabym powiedzieć? Widziałam ich ostatnio w Berlinie na E-tropolis, jakoś 15 dni wcześniej, gdzie ich występ był straszny, z jakimiś robalo-podobnymi wykonawcami, cyberpunkowymi rzeczami na scenie za Racso, dużymi ekranami na których były wyświetlane obrazy; tu w Paryżu scena była uproszczona i tylko dla dwóch Meksykanów tworzących show. Duet nie rozczarował nas. Pokaz rozkręcił się w typowy dla Hocico sposób, z Erk biegającym po scenie od jednego końca do drugiego (który dał mi trudne pole do manewru w zrobieniu kilku zdjęć), zachęcając publiczność i przybijając "piątki" z ludźmi, zawsze statyczny Racso był niewyczerpany za swoim keyboardem, zwyczajowa gwałtowność i wściekłość śpiewu, który tak uwielbiamy i... setlista była dokładnie taka sama jak na E-tropolis, zaczynając od "A fatal desire", przechodząc do nowego singla "Dog eat dog", z tą samą chwilą przerwy pod koniec, powrót na scenę po długich nawoływaniach, i identyczne dodatkowe dwa utwory - "Forgotten Tears" i "Poltergeist".
W każdym razie, mały teatr był tak przepełniony, że nie można było się ruszyć (byłam zmuszona szukać miejsca na pierwszym poziomie), i ludzie byli dosłownie doprowadzeni do szału. Jak dla mnie, nie jest to tajemnicą, ze absolutnie UWIELBIAM Hocico od ich pierwszego albumu, wiec byłam wyjątkowo poruszona, gdy grali stare piosenki, jak "Odio bajo en el alma", które spowodowało, że prawie wyskoczyłam z balkonu.
Na koniec, po nie mających końca podziękowaniach dla publiczności (jak zawsze) Erk opuścił nas z Racso, który został parę minut dłużej, by w końcu odejść, dziękując.
Po wszystkim, mimo ze występ był identyczny jak ten w Berlinie, to zawsze jest Hocico! Dziękuję wam chłopcy!

Dobra, festiwal się skończył. Co jak co, nawet mimo pewnych usterek, które nieco ujmują festiwalowi - takich jak zbyt długie oczekiwanie pomiędzy występami, czy totalny brak miejsca pod sceną dla profesjonalistów by zrobić jakieś zdjęcia (tak, że byli zmuszeni poruszać się pomiędzy ludźmi z publiczności, drażniących się nawzajem), ten trzeci Dark Castle Fetival był w porządku, z całkiem mała, ale miłą lokalizacją w samym centrum miasta, z klimatyzacją (bardzo ważne przy tak wysokich temperaturach jak wtedy), i bardzo sprawny system nagłośnieniowy. Mój ostateczny komentarz to: trzymam kciuki i wyczekuję następnego!

Teraz nadszedł czas by odpocząć nieco przed afterparty z Dulce Liquido na początku. Na balkonach całe Straftanz imprezowało z fanami, gdy Gothika i inni goście z Francuskich grup mieszali się z publicznością wewnątrz i na zewnątrz "Le Divan du Monde". Większość ludzi wyszła, inni zaginęli w "brasseries" w sąsiedztwie.
Jak dla mnie, zostanę kilka godzin dłużej, czas dołączyć do diabelnie bystrego Racso za mixerem, potańczyć odrobinę razem z innymi odważnymi, i w końcu odkryć, że mogę czuć się zmęczona... tak, ja również!

Strony:
Autor:
Tłumacz: goth4you
Data dodania: 2010-10-29 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: