(((S))) - Welcome To The Heartland
Czytano: 3601 razy
61%
Tak więc "Welcome to the Heartland" to bardzo przyzwoite lo-fi/indie/post-punk garściami czerpiące z dorobku takich grup jak Guided By Voices, czy Sonic Youth. Całkowicie szczerze – mało to gotyckie i mało w tym jakiegoś czystego mroku. W żadnym razie nie rzutuje to jednak na obraz całości – mamy tu wszak do czynienia z całkiem przyzwoitym koncept-albumem. Informacja, o tym, iż album zawiera 16 utworów może być nieco myląca, gdyż połowa z nich to interludia - skądinąd świetnie wykonane. W praktyce dostajemy tu zaledwie 8 pełnoprawnych kompozycji – co jest najprawdopodobniej największą wadą albumu.
Chociaż w sumie to nie – największą wadą jest totalny brak czegoś odkrywczego. Album wręcz kipi od cudzych rozwiązań kompozycyjnych i brzmieniowych. Oczywiście utwory są równie zgrabne, co wpadające w ucho, ale odbiorcę osłuchanego również w muzyce nie gotyckiej może ten fakt nieco zirytować – szczególnie wtedy kiedy jest w stanie określić na jakich płytach spokojnie poradziłyby sobie utwory serwowane nam przez (((S))). Dla przykładu pierwsze dwa kawałki "Snakebite" i "House" to kompozycje żywcem wyjęte z "Goo", a takie choćby "Sons of the Defeated" brzmi jak jeden ze szlagierów duńskiej formacji Carpark North. Cóż począć?
To właśnie owe skojarzenia zaburzają mi odpowiednią recepcję poszczególnych propozycji – a jest ich znacznie więcej! Uważny słuchacz dosłucha się pewnie elementów typowych dla Foals, Yo La Tengo, Oomph! lub pierwszej płyty Neutral Milk Hotel. Najbardziej zastanawia mnie czy (((S))) czerpie zeń świadomie? Może po prostu ma takie podobne pomysły... A może to ja mam po prostu dziwne skojarzenia?
Technicznie w zasadzie bez zarzutu – elementy noise'u są odpowiednio stonowane i wplecione w zgrabne riffy lub partie syntezatora. Za ten fakt należy się (((S))) ogromny szacunek – mało kto zdaje sobie sprawę jak trudnym wyzwaniem jest robienie melodyjnego i rytmicznego noise'u, który mimo wszystko wciąż pozostanie noisem.
Wokalnie też jest w porządku – (((S))) niesamowitego głosu i możliwości zdaje się nie ma, ale to czym dysponuje wykorzystuje w sposób więcej niż poprawny. Dzięki temu całość odpowiednio "unosi się" i biegnie naprzód wywołując całkiem pozytywne emocje i doznania.
"Welcome to the Heartland" trwa 42 minuty – absolutnie idealny czas – wystarczający by się nie znudzić, ani też by nie czuć niedosytu. W zasadzie album jest idealny w swojej przeciętności. Z czystym sercem mogę go polecić prawie każdemu kto nie ma czego słuchać – na pewno taka osoba znajdzie w nim coś dla siebie. Z innej perspektywy krążek może stanowić świetne wprowadzenie do noise rocka ze względu na wymienioną już wcześniej zgrabność noise'owych fragmentów - niedoświadczonego słuchacza nie będą one gryźć w uszy, a raczej staną się dlań miłym i oryginalnym uatrakcyjnieniem. Zdecydowanie w roli preludium do hałasu "Welcome to the Heartland" sprawdza się najlepiej!
Tracklista:
01. Welcome To The Heartland
02. Snakebite
03. Echo Descending
04. House
05. I've Got The Melody Deep In My Heart
06. Perfectly Imperfect
07. The Naked Nude
08. Caravaggio On My Mind
09. The Walker
10. Madhouse
11. The Lions Weep
12. Over And Out
13. A Romance With Your Own Monologue
14. Sons Of The Defeated
15. What Happens In The Heartland Stays In The Heartland
16. Hey Echo
Chociaż w sumie to nie – największą wadą jest totalny brak czegoś odkrywczego. Album wręcz kipi od cudzych rozwiązań kompozycyjnych i brzmieniowych. Oczywiście utwory są równie zgrabne, co wpadające w ucho, ale odbiorcę osłuchanego również w muzyce nie gotyckiej może ten fakt nieco zirytować – szczególnie wtedy kiedy jest w stanie określić na jakich płytach spokojnie poradziłyby sobie utwory serwowane nam przez (((S))). Dla przykładu pierwsze dwa kawałki "Snakebite" i "House" to kompozycje żywcem wyjęte z "Goo", a takie choćby "Sons of the Defeated" brzmi jak jeden ze szlagierów duńskiej formacji Carpark North. Cóż począć?
To właśnie owe skojarzenia zaburzają mi odpowiednią recepcję poszczególnych propozycji – a jest ich znacznie więcej! Uważny słuchacz dosłucha się pewnie elementów typowych dla Foals, Yo La Tengo, Oomph! lub pierwszej płyty Neutral Milk Hotel. Najbardziej zastanawia mnie czy (((S))) czerpie zeń świadomie? Może po prostu ma takie podobne pomysły... A może to ja mam po prostu dziwne skojarzenia?
Technicznie w zasadzie bez zarzutu – elementy noise'u są odpowiednio stonowane i wplecione w zgrabne riffy lub partie syntezatora. Za ten fakt należy się (((S))) ogromny szacunek – mało kto zdaje sobie sprawę jak trudnym wyzwaniem jest robienie melodyjnego i rytmicznego noise'u, który mimo wszystko wciąż pozostanie noisem.
Wokalnie też jest w porządku – (((S))) niesamowitego głosu i możliwości zdaje się nie ma, ale to czym dysponuje wykorzystuje w sposób więcej niż poprawny. Dzięki temu całość odpowiednio "unosi się" i biegnie naprzód wywołując całkiem pozytywne emocje i doznania.
"Welcome to the Heartland" trwa 42 minuty – absolutnie idealny czas – wystarczający by się nie znudzić, ani też by nie czuć niedosytu. W zasadzie album jest idealny w swojej przeciętności. Z czystym sercem mogę go polecić prawie każdemu kto nie ma czego słuchać – na pewno taka osoba znajdzie w nim coś dla siebie. Z innej perspektywy krążek może stanowić świetne wprowadzenie do noise rocka ze względu na wymienioną już wcześniej zgrabność noise'owych fragmentów - niedoświadczonego słuchacza nie będą one gryźć w uszy, a raczej staną się dlań miłym i oryginalnym uatrakcyjnieniem. Zdecydowanie w roli preludium do hałasu "Welcome to the Heartland" sprawdza się najlepiej!
Tracklista:
01. Welcome To The Heartland
02. Snakebite
03. Echo Descending
04. House
05. I've Got The Melody Deep In My Heart
06. Perfectly Imperfect
07. The Naked Nude
08. Caravaggio On My Mind
09. The Walker
10. Madhouse
11. The Lions Weep
12. Over And Out
13. A Romance With Your Own Monologue
14. Sons Of The Defeated
15. What Happens In The Heartland Stays In The Heartland
16. Hey Echo