A Place To Bury Strangers - Transfixiation
Czytano: 3404 razy
55%
"Worship" mnie zniszczyło, wgniotło w fotel i wywierciło dziurę w brzuchu – był to krążek absolutny, totalny, choć może i niezbyt odkrywczy, biorąc pod uwagę wcześniejsze albumu grupy. Jego siła tkwiła w niezwykłej wprost organiczności uczuć – przemawiających do świadomości słuchacza poprzez odpowiednie połączenie dysonansów z konsonansami. Teraz otrzymaliśmy "Transfixation", które jest po prostu takie sobie... A może jest nawet gorsze...
Chciałbym rzec "nie mnie to oceniać", lecz, metaforycznie rzecz biorąc, uderzyłbym wtedy głową w ścianę; w końcu recenzje z natury są oceniające. Niestety serce mi się kraje, gdy zdaję sobie sprawę, że na własne życzenie muszę zbesztać zespół, który do niedawna sycił mnie całą gamą różnokolorowych emocji. No bo nijak nie potrafię wyciągnąć z "Transfixiation" niczego co by zostało we mnie na dłużej. Ok, mamy to chwytliwe "We've Come So Far" - naprawdę niezły kawałek – ale co zresztą? Technicznie – bez zarzutu, ale przecież nie o to w tym chodzi. Inna sprawa, że niektóre momenty opisywanego krążka na siłę przypominają mi dokonania innych, niezwykle zacnych grup, które z shoegazem za dużo wspólnego nie mają (a i nie chciałbym żeby miały). Czepiam się tutaj utworu "Deeper", który przywodzi mi na myśl (sic!) Sunn O))). Oczywiście Sunn O))) to klasa sama w sobie, a ich "Monoliths & Dimensions" traktuję w kategoriach katharsis, ale proszę was – gdzie Sunn O))), a gdzie A Place To Bury Strangers? Obie kapele są zasłużone, ale dla własnych gatunków... I fajnie jakby tak pozostało... Wiem, że jestem skory do daleko idących porównań, no ale przecież – sztukę odbieramy perspektywicznie, więc czuję się usprawiedliwiony.
Wrócę może do albumu, chociaż nie wiem w sumie czego się uczepić. Długości? "Transfixiation" jest dostateczne pod tym względem. Wokali? Ta sama maniera co ostatnio. No dobra może miejscami, więcej lo-fi, ale ostatecznie różnicy wielkiej nie ma. W ogóle cały ten krążek jest trochę jakby odcinaniem kuponów. To samo co wcześniej tylko na gorszych patentach. Sam już nie wiem – taki chyba jest urok "szwendania się" po przeciętności. W sumie dałem się nabrać na markę – ot kolejne doświadczenie życiowe.
A może teraz naprawdę powinienem wrócić do albumu? Tak więc oprócz wyżej wymienionego "We've Come So Far" – mógłbym stwierdzić, że bronią się jeszcze pierwszy i ostatni kawałek. Otóż zarówno "Supermaster" jak i "I Will Die" mają pewne predyspozycje do zagoszczenia na mojej stałej playliście. Chyba muszą jeszcze trochę dojrzeć w mojej duszy, bo na razie, ot tak od ręki – jestem w stanie wymienić setki lepszych pozycji. Czas to zweryfikuje.
O ile w kontekście samego albumu nie ma co podsumowywać, o tyle w kontekście szeroko pojętego 2015 roku – muszę stwierdzić, że na chwilę obecną dobrej muzyki jest jak na lekarstwo. Oby prędko się to zmieniło!
Tracklista:
01. Supermaster
02. Straight
03. Love High
04. What We Don't See
05. Deeper
06. Lower Zone
07. We've Come so Far
08. Now It's Over
09. I'm so Clean
10. Fill the Void
11. I Will Die
Chciałbym rzec "nie mnie to oceniać", lecz, metaforycznie rzecz biorąc, uderzyłbym wtedy głową w ścianę; w końcu recenzje z natury są oceniające. Niestety serce mi się kraje, gdy zdaję sobie sprawę, że na własne życzenie muszę zbesztać zespół, który do niedawna sycił mnie całą gamą różnokolorowych emocji. No bo nijak nie potrafię wyciągnąć z "Transfixiation" niczego co by zostało we mnie na dłużej. Ok, mamy to chwytliwe "We've Come So Far" - naprawdę niezły kawałek – ale co zresztą? Technicznie – bez zarzutu, ale przecież nie o to w tym chodzi. Inna sprawa, że niektóre momenty opisywanego krążka na siłę przypominają mi dokonania innych, niezwykle zacnych grup, które z shoegazem za dużo wspólnego nie mają (a i nie chciałbym żeby miały). Czepiam się tutaj utworu "Deeper", który przywodzi mi na myśl (sic!) Sunn O))). Oczywiście Sunn O))) to klasa sama w sobie, a ich "Monoliths & Dimensions" traktuję w kategoriach katharsis, ale proszę was – gdzie Sunn O))), a gdzie A Place To Bury Strangers? Obie kapele są zasłużone, ale dla własnych gatunków... I fajnie jakby tak pozostało... Wiem, że jestem skory do daleko idących porównań, no ale przecież – sztukę odbieramy perspektywicznie, więc czuję się usprawiedliwiony.
Wrócę może do albumu, chociaż nie wiem w sumie czego się uczepić. Długości? "Transfixiation" jest dostateczne pod tym względem. Wokali? Ta sama maniera co ostatnio. No dobra może miejscami, więcej lo-fi, ale ostatecznie różnicy wielkiej nie ma. W ogóle cały ten krążek jest trochę jakby odcinaniem kuponów. To samo co wcześniej tylko na gorszych patentach. Sam już nie wiem – taki chyba jest urok "szwendania się" po przeciętności. W sumie dałem się nabrać na markę – ot kolejne doświadczenie życiowe.
A może teraz naprawdę powinienem wrócić do albumu? Tak więc oprócz wyżej wymienionego "We've Come So Far" – mógłbym stwierdzić, że bronią się jeszcze pierwszy i ostatni kawałek. Otóż zarówno "Supermaster" jak i "I Will Die" mają pewne predyspozycje do zagoszczenia na mojej stałej playliście. Chyba muszą jeszcze trochę dojrzeć w mojej duszy, bo na razie, ot tak od ręki – jestem w stanie wymienić setki lepszych pozycji. Czas to zweryfikuje.
O ile w kontekście samego albumu nie ma co podsumowywać, o tyle w kontekście szeroko pojętego 2015 roku – muszę stwierdzić, że na chwilę obecną dobrej muzyki jest jak na lekarstwo. Oby prędko się to zmieniło!
Tracklista:
01. Supermaster
02. Straight
03. Love High
04. What We Don't See
05. Deeper
06. Lower Zone
07. We've Come so Far
08. Now It's Over
09. I'm so Clean
10. Fill the Void
11. I Will Die