Ah Cama-Sotz – “Blood Moon”

Czytano: 240 razy
80%
Jeśli ktoś szuka niebanalnej i absolutnie hipnotyzującej mieszanki rytualnej intensywności, magnetycznego bitu, szeptów szamanizmu, mroku i zarazem rozedrganej materii dźwiękowej – Ah Cama-Sotz to właśnie ten adres. Jestem wierną fanką od lat, a każda nowa płyta to dla mnie coś więcej niż premiera – to osobisty rytuał.
"Blood Moon" płynie wielotorowo – jego głównym nurtem jest powtarzający się transowy rytm, tętniący jak ceremonialny puls. Wokół niego rozchodzą się poboczne melodie niczym żyły i tętnice dźwiękowego krwioobiegu: chóralne echa, zaśpiewy, dźwiękowe ornamenty, które oplatają wszystko i pulsują na obrzeżach, raz przyspieszając, raz zwalniając. Krwawe księżyce od wieków fascynują – były zapowiedzią upadku władzy, znakiem nadchodzącej przemiany, czasem modlitwy lub świętego niepokoju. Ich światło nie tylko barwi noc, ale sięga głęboko – otwiera to, co zakryte. Grzech, żal, złość, namiętność – wszystko to, czego kultura każe się wstydzić, a co nadal istnieje i potrzebuje przestrzeni. W kulturze chińskiej mówi się o yin i yang – o harmonii światła i cienia. Ta płyta nie wybiera jednej ze stron – pozwala im współistnieć. Ah Cama-Sotz nie opowiada – przywołuje. Te utwory nie tyle rozbrzmiewają, co wstają spod skóry. Jest w tej muzyce coś pierwotnego i osobistego – jakbyśmy słuchali wyrytych w kamieniu wspomnień. A jednocześnie – niezwykła precyzja, z jaką Herman Klapholz układa każdą warstwę, dbałość o brzmienie i wyważenie – zakorzenia tę podróż w teraźniejszości. Ta muzyka nie wciąga – ona otula. Jak dym przy nocnym rytuale. Jak sen zapamiętany nie obrazem, lecz biciem serca. Gdy już przeniknie do środka – zostaje. Jak historie szeptane raz, a zapamiętywane na zawsze. Brawo, polecam!
"Blood Moon" płynie wielotorowo – jego głównym nurtem jest powtarzający się transowy rytm, tętniący jak ceremonialny puls. Wokół niego rozchodzą się poboczne melodie niczym żyły i tętnice dźwiękowego krwioobiegu: chóralne echa, zaśpiewy, dźwiękowe ornamenty, które oplatają wszystko i pulsują na obrzeżach, raz przyspieszając, raz zwalniając. Krwawe księżyce od wieków fascynują – były zapowiedzią upadku władzy, znakiem nadchodzącej przemiany, czasem modlitwy lub świętego niepokoju. Ich światło nie tylko barwi noc, ale sięga głęboko – otwiera to, co zakryte. Grzech, żal, złość, namiętność – wszystko to, czego kultura każe się wstydzić, a co nadal istnieje i potrzebuje przestrzeni. W kulturze chińskiej mówi się o yin i yang – o harmonii światła i cienia. Ta płyta nie wybiera jednej ze stron – pozwala im współistnieć. Ah Cama-Sotz nie opowiada – przywołuje. Te utwory nie tyle rozbrzmiewają, co wstają spod skóry. Jest w tej muzyce coś pierwotnego i osobistego – jakbyśmy słuchali wyrytych w kamieniu wspomnień. A jednocześnie – niezwykła precyzja, z jaką Herman Klapholz układa każdą warstwę, dbałość o brzmienie i wyważenie – zakorzenia tę podróż w teraźniejszości. Ta muzyka nie wciąga – ona otula. Jak dym przy nocnym rytuale. Jak sen zapamiętany nie obrazem, lecz biciem serca. Gdy już przeniknie do środka – zostaje. Jak historie szeptane raz, a zapamiętywane na zawsze. Brawo, polecam!
Tracklista:
1.Scarlet Echoes in the Cosmic Dark
2. Where the Spirits Wake
3. Lunar Sacrament
4. A Celestial Fire, Deep and Red
5. The Cycle Turns, the Night is Done
6. The Silent Hymn of a Blood Moon
Data wydania: 02.05.2025
https://ahcama-sotz.bandcamp.com/album/blood-moon