Alien Hand Syndrome - Slumber
Czytano: 3603 razy
70%
Druga płyta austriackiego artysty Clemensa Engerta vel Alien Hand Syndrome zawiera materiał, którego klasyfikacja może przysporzyć pewnych trudnoci. Co prawda, etykieta alternatywnego rocka, jaką przywodzą na myśl skojarzenia m. in. z Placebo, może być w zupełności słuszna dla sporej części utworów, jednak główna siła albumu tkwi w neoklasycznych balladach, a elementy popu i brudnej elektroniki dodatkowo urozmaicają przyjemność doznań.
Elementem szczególnie rzucającym się w uszy jest wokal. Barwą przypominający w pewnym stopniu Briana Molko, niekoniecznie przypadł mi do gustu przy pierwszym przesłuchaniu. Rozpraszało mnie wrażenie, że wokalista nie do końca radzi sobie z techniczną stroną śpiewu, męcząc się przy swoim zadaniu, jednak ustąpiło, gdy uświadomiłem sobie, że tak prawdopodobnie miało brzmieć to w zamierzeniu. Wpasowujące się w konwencję wyjątkowe zapomnienie się emocjonalne głosu spycha na dalszy plan techniczne walory, prawdopodobnie angażując struny głosowe, ich drżenie i ciężkie oddechy w zaplanowany spektakl. Po zaakceptowaniu tego faktu śpiew Clemensa przestaje przeszkadzać.
Hałaśliwy rock przeplata się w niej z nastrojowymi, spokojnymi aranżacjami, głównie na wiolonczelę i fortepian. Jakkolwiek, pierwsze uderzenia są zdecydowanie mocne - przepełniony smutkiem, przykuwający uwagę dynamicznym kontrastem zwrotek i refrenu singiel "Violent Yellow" uzupełnia się z utrzymanym w szybszym tempie, przypominającym odrobinę dźwięki z "Eat Me, Drink Me" Marilyna Mansona (zasługa w tym też krótkich okrzyków, w jakie zamienia się wokal) "Zampano" z głośną i pracującą ciężej gitarą elektryczną. Ten "mansonowy" charakter odezwie się w pesymistycznym "Hedonic Treadmill", rozpoczynającym się spokojnie, balladowo oszczędnymi nutami gitary i basu, do których dołącza nisko strojona wiolonczela i fortepian, a gdy zdaje się już, że one właśnie będą prowadziły utwór do końca, gitara elektryczna i talerze uderzają z pełną mocą, nie zabijając jednak melancholijnego piękna.
A jego jest sporo w najlepszym na płycie, neoklasycznym "Ballad About The Cranes". Ślizgająca się pomiędzy fortepianowymi nutami wiolonczela tworzy - wraz z charakterystycznym taktem, z dźwiękami przypominającymi operową żeńską wokalizę, z duetem z gościnnym żeńskim wokalem oraz z mormorando - gotycką atmosferę w stylu neoklasycznego popu RoBERT. Muzyczna poezja dopełnia się przez wyśpiewywane słowa.
Kolejne ballady nie są już tak porywające, tworzą bardziej oniryczną atmosferę, jak "Dot Me". Spokój wyraża się głównie przez pianino, któremu towarzyszy męsko-damski dialog, bardziej w postaci wyrównanej melorecytacji, wchodzący momentami prawie w szept. Słuchacz odpływa, gdy zwiększa się dynamizm oraz pojawia się wiolonczela. "Dark Was The Night" przypomina wieczór w nocnym, nastrojowym klubie z lat 30., a z "Sore Moon", najbardziej poruszającego utworu na krążku i jednego z moich faworytów, wypływa przygniatający smutek powtarzających się nieustannie nut fortepianu i wiolonczeli, jak w kręgu nie do przerwania. Co prawda, w połowie kompozycji dołącza bas, a struny wydają w tle bardziej wibrujące dźwięki, ale i tak wszystko wraca do punktu wyjścia przy akompaniamencie żeńskiej wokalizy.
Wpadający w ucho, utrzymany w stylu pop-rocka "Slumber" charakteryzuje się wyjątkową melodyjnością zapewnioną przez uzupełniające się klasyczne struny i gitarę elektryczną. W podobną konwencję wpada kolejna perła na płycie, zdecydowany, energiczny, symboliczny "Daniel And The Lions". Jasna, emocjonalna gra forte wiolonczeli rozpoczyna utwór na uderzenie bębnów po trafnie dobranych samplach; gitary i perkusja wybuchają z pełną mocą w refrenie. Wyrazisty rockowy singiel wzbogacony o intermezzo z mocarną ścianą dźwięków z rosnącym napięciem i fortepianowym motywem.
Relaksujące "Batty Street Lodger" to z kolei zabawa aranżacją z noise'ową elektroniką i kolejnymi stopniowymi zmianami w utworze, wypada jednak najsłabiej na tle materiału, a jej brak na "Slumber" nie musiałby zostać uznany za dużą stratę. Sytuacji nie poprawia kiepski tekst refrenu.
Druga płyta Alien Hand Syndrome to interesująca synergia brzmień, która każe mi czekać na kolejne wydawnictwa projektu, tym bardziej, że widoczny jest wyraźny wzrost muzycznej dojrzałości w stosunku do debiutu. Unikanie banalnej pretensjonalności i skupianie się na wrażeniu to zalety tej płyty, wadą jest niekiedy zbyt "syntetyczne" brzmienie. Ponadto, szkoda, że nie kończy się ona na "Sore Moon". Mam jednak nadzieję, że Clemens będzie kontynuował swoją pracę, jej owoce mogą okazać się wkrótce nadzwyczaj sycące.
Tracklista:
01. Violent Yellow
02. Zampano
03. Ballad About The Cranes
04. Slumber
05. Dot Me
06. Daniel And The Lions
07. Batty Street Lodger
08. Dark Was The Night
09. Hedonic Treadmill
10. Sore Moon
11. Nihilistic Itching
12. Broomstick Jesus (2013)
Elementem szczególnie rzucającym się w uszy jest wokal. Barwą przypominający w pewnym stopniu Briana Molko, niekoniecznie przypadł mi do gustu przy pierwszym przesłuchaniu. Rozpraszało mnie wrażenie, że wokalista nie do końca radzi sobie z techniczną stroną śpiewu, męcząc się przy swoim zadaniu, jednak ustąpiło, gdy uświadomiłem sobie, że tak prawdopodobnie miało brzmieć to w zamierzeniu. Wpasowujące się w konwencję wyjątkowe zapomnienie się emocjonalne głosu spycha na dalszy plan techniczne walory, prawdopodobnie angażując struny głosowe, ich drżenie i ciężkie oddechy w zaplanowany spektakl. Po zaakceptowaniu tego faktu śpiew Clemensa przestaje przeszkadzać.
Hałaśliwy rock przeplata się w niej z nastrojowymi, spokojnymi aranżacjami, głównie na wiolonczelę i fortepian. Jakkolwiek, pierwsze uderzenia są zdecydowanie mocne - przepełniony smutkiem, przykuwający uwagę dynamicznym kontrastem zwrotek i refrenu singiel "Violent Yellow" uzupełnia się z utrzymanym w szybszym tempie, przypominającym odrobinę dźwięki z "Eat Me, Drink Me" Marilyna Mansona (zasługa w tym też krótkich okrzyków, w jakie zamienia się wokal) "Zampano" z głośną i pracującą ciężej gitarą elektryczną. Ten "mansonowy" charakter odezwie się w pesymistycznym "Hedonic Treadmill", rozpoczynającym się spokojnie, balladowo oszczędnymi nutami gitary i basu, do których dołącza nisko strojona wiolonczela i fortepian, a gdy zdaje się już, że one właśnie będą prowadziły utwór do końca, gitara elektryczna i talerze uderzają z pełną mocą, nie zabijając jednak melancholijnego piękna.
A jego jest sporo w najlepszym na płycie, neoklasycznym "Ballad About The Cranes". Ślizgająca się pomiędzy fortepianowymi nutami wiolonczela tworzy - wraz z charakterystycznym taktem, z dźwiękami przypominającymi operową żeńską wokalizę, z duetem z gościnnym żeńskim wokalem oraz z mormorando - gotycką atmosferę w stylu neoklasycznego popu RoBERT. Muzyczna poezja dopełnia się przez wyśpiewywane słowa.
Kolejne ballady nie są już tak porywające, tworzą bardziej oniryczną atmosferę, jak "Dot Me". Spokój wyraża się głównie przez pianino, któremu towarzyszy męsko-damski dialog, bardziej w postaci wyrównanej melorecytacji, wchodzący momentami prawie w szept. Słuchacz odpływa, gdy zwiększa się dynamizm oraz pojawia się wiolonczela. "Dark Was The Night" przypomina wieczór w nocnym, nastrojowym klubie z lat 30., a z "Sore Moon", najbardziej poruszającego utworu na krążku i jednego z moich faworytów, wypływa przygniatający smutek powtarzających się nieustannie nut fortepianu i wiolonczeli, jak w kręgu nie do przerwania. Co prawda, w połowie kompozycji dołącza bas, a struny wydają w tle bardziej wibrujące dźwięki, ale i tak wszystko wraca do punktu wyjścia przy akompaniamencie żeńskiej wokalizy.
Wpadający w ucho, utrzymany w stylu pop-rocka "Slumber" charakteryzuje się wyjątkową melodyjnością zapewnioną przez uzupełniające się klasyczne struny i gitarę elektryczną. W podobną konwencję wpada kolejna perła na płycie, zdecydowany, energiczny, symboliczny "Daniel And The Lions". Jasna, emocjonalna gra forte wiolonczeli rozpoczyna utwór na uderzenie bębnów po trafnie dobranych samplach; gitary i perkusja wybuchają z pełną mocą w refrenie. Wyrazisty rockowy singiel wzbogacony o intermezzo z mocarną ścianą dźwięków z rosnącym napięciem i fortepianowym motywem.
Relaksujące "Batty Street Lodger" to z kolei zabawa aranżacją z noise'ową elektroniką i kolejnymi stopniowymi zmianami w utworze, wypada jednak najsłabiej na tle materiału, a jej brak na "Slumber" nie musiałby zostać uznany za dużą stratę. Sytuacji nie poprawia kiepski tekst refrenu.
Druga płyta Alien Hand Syndrome to interesująca synergia brzmień, która każe mi czekać na kolejne wydawnictwa projektu, tym bardziej, że widoczny jest wyraźny wzrost muzycznej dojrzałości w stosunku do debiutu. Unikanie banalnej pretensjonalności i skupianie się na wrażeniu to zalety tej płyty, wadą jest niekiedy zbyt "syntetyczne" brzmienie. Ponadto, szkoda, że nie kończy się ona na "Sore Moon". Mam jednak nadzieję, że Clemens będzie kontynuował swoją pracę, jej owoce mogą okazać się wkrótce nadzwyczaj sycące.
Tracklista:
01. Violent Yellow
02. Zampano
03. Ballad About The Cranes
04. Slumber
05. Dot Me
06. Daniel And The Lions
07. Batty Street Lodger
08. Dark Was The Night
09. Hedonic Treadmill
10. Sore Moon
11. Nihilistic Itching
12. Broomstick Jesus (2013)