AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Aniaetleprogrammeur - The friendly expectations of the stars


Czytano: 3255 razy

90%


Jednym z trzech wyróżnianych przez Boecjusza w klasycznym podziale rodzajem muzyki była musica mundana, która wynikała między innymi z ruchu ciał niebieskich i, czego nie trudno się domyślić, nie mogła zostać zarejestrowana przez ludzkie ucho. Tak mówi średniowieczna myśl. Trio Aniaetleprogrammeur udowadnia jednak, że sfery rozbrzmiewają słyszalnymi dźwiękami i, co więcej, rozbrzmiewają współczesnym no-wave.

The friendly expectations of the stars to tytuł drugiego albumu grupy, który ukazał się w styczniu 2013 roku. Jak wszyscy wiemy, gwiazdy okazały się łaskawe dla rodzaju ludzkiego (co część z nas przyjęła z rozczarowaniem), oszczędzając apokalipsy na przełomie roku. Niektórzy wciąż wierzą w początek mistycznej przemiany – czy się zawiodą, czas pokaże. Jednak dla Aniaetleprogrammeur nowa era bez wątpienia już się rozpoczęła, znaczona nowatorską i emocjonalną, wyrażającą uczucia obywateli obecnej epoki, muzyką.

Zespół od samego początku kreuje własne, rozległe i kosmiczne przestrzenie. Na swoich superstrunach rozpina kolejne wymiary i przekracza ich granice, będąc jak Doctor Who muzycznego świata, ale w wydaniu wyłącznie dla dorosłych, bez naiwności brytyjskiego science fiction. Po niepokojącym, tajemniczym Intro następuje wybuch supernowej – w Realism słychać każdą warstwę dźwiękowej materii, słychać, jak eksploduje, a słuchacz przedziera się przez kolejne obłoki gwiezdnego pyłu, by odkryć jego niezmierzoną głębię. I niezmierzoną moc - pulsującą tanecznym beatem, maszynowym rockiem, syntetycznymi podkładami, zmieniającymi się z sekundy na sekundę. I już wtedy odbiorca orientuje się, że właśnie rozpoczął podróż po przestrzeniach, których istnienia dotąd nawet nie podejrzewał, podróż, którą, nawet samotnie, zagubiony w swoim emocjonalnym świecie, zamierza kontynuować.
Moldy rozpoczyna się odrobinę kakofonicznie, ale kompozycja pełna noise’owych elementów nabiera z czasem coraz większego uporządkowania, przybierając na sile dzięki żywej perkusji, do której dołącza z czasem przetworzony wokal traktowany jak instrument (co znamienne dla większości materiału), wbudowujący się i przenikający z warstwami elektroniki. Ostre, niskie gitary udowadniają jednak swoją mocą szybko, że Aniaetleprogrammeur to twór przede wszystkim o rockowym rodowodzie. Dużą rolę grają tu sample, które przedzierają się przez ścianę dźwięku i nadają wraz z innymi elementami ostatniej części utworu obłąkanego charakteru.
Time Travel ma w sobie coś z Atari Teenage Riot, ale nie wywołuje odczucia irytacji towarzyszącego obcowaniu z autorami Delete yourself!. Elementy elektroniki są tu zdecydowanie ograniczone na rzecz ostrych riffów i melodyjnej, nisko strojonej gitary, które dominują nad całością energicznej, utrzymanej w szybkim tempie kompozycji. Gitara, która zaczyna gasnąć w połowie utworu, gdy motoryczny rytm ustaje. Nagle, jakby słuchacz przeniósł się przez czasoprzestrzenny tunel do innego kawałka wszechświata, Time Travel nabiera ambientowego, melancholijnego charakteru i prowadzi przez rozległy syntetyczny podkład, do którego dochodzą oszczędne klawisze, a z czasem i perkusja, progresywnie wraz z gitarą przekształcając utwór z powrotem do początkowych cech. Wszystko dzieje się płynnie, poszczególne części nie są od siebie oderwane, co uwidacznia talent kompozytorski zespołu.
Wytchnieniem jest atmosferyczne Out Of You, zdecydowanie oszczędniejsze i wolniejsze, odznaczające się elementami skromnej chóralności w tle i głębią. Ale choć w miarę statyczna kompozycja zostaje w końcu zaburzona przez pojawiające się w połowie utworu gitary, które, zwłaszcza gdy operują na wyższych dźwiękach, są jakby uwolnieniem kumulowanych od początku emocji, to sam melancholijny klimat zostaje utrzymany, choć zmienia się środek wyrazu, a dźwięki nabierają na sile. To jeden z najlepszych punktów albumu, w którym atmosfera i moc doskonale się równoważą i żaden element nie umniejsza roli drugiego – kosmiczna próżnia współegzystująca z gorącymi czerwonymi olbrzymami.
Low Passion wydaje się być najbardziej przystępną kompozycją na albumie, nie rezygnującą z punkowo-industrialnego fundamentu, ale odbijającą elementy popu. Podobna do Realism, choć mniej zróżnicowana, to wciąż warstwowa, wciąż eksplodująca i płonąca, elektroniczna korona słoneczna – nie tak daleka od przeciętnego słuchacza, choć nadal właściwa dla Aniaetleprogrammeur.
Po Interlude, odrobinę niepokojącym, ale wprawiającym w nastrój wyczekiwania, szumem i stłumionymi uderzeniami w głębi rozpoczyna się Affliction, które powoli rozkręcają brudna elektronika i żywa perkusja, w której ważną rolę pełnią wybrzmiewające talerze. Rytm i kolejne wwiercające się w uszy motywy magnetyzują i narkotyzują, zwłaszcza w połączeniu z wokalem, mniej zmodyfikowanym niż dotychczas, szalonym, pełnym jęków i wokaliz z nałożonym efektem delay. Kiedy ostatni niski bas wybrzmiewa, pozostaje szok.
Out Of Me rozpoczyna moją ulubioną część płyty. Początek jest zwodniczy – jednak enigmatyczne efekty oraz zagłuszona sekcja rytmiczna to jedynie wprowadzenie do głębokiej melancholii i marzycielskiej atmosfery. Wraz z klimatem zmienia się instrumentarium – ważną rolę odgrywa tu pianino i lekka, ambientowa przestrzeń oraz hipnotyzujący, głęboki beat.
Wszechświat się rozszerza i melancholia zmienia się w smutek, a marzenia w ból, gdy Hanrigabriel zaczyna szeptać po francusku na tle szumu ulicy i fortepianowych pasaży w Project 21. Cichnące i wzrastające powoli, by gwałtownie wybuchnąć emocjami motywy wygrywane przez syntetyzator, umiarkowany rytm perkusji w refrenach, szczątkowa gitara elektryczna w tle, delikatne pulsacje, imitujące brzmienie instrumentów smyczkowych dźwięki, gdy głos wokalisty milknie – a przede wszystkim właśnie ten głos oraz fortepian, który ujawnia swoją indywidualność i bierze w posiadanie słuchacza na tle szumu, gdy wszystko inne już znika – wraz z samą strukturą utworu czynią kompozycję najlepszą z tych, które znalazły się na albumie, najbardziej osobistym z osobistych wyznań, a dla mnie, osobiście, jednym z najważniejszych muzycznych skarbów, z jakimi w długim czasie się spotkałem.
The Great Change wraca do noise’owego stylu, a ciężka ściana dźwięku tworzona przez gitary i "kosmiczne", psychodeliczne dźwięki oraz cały arsenał brudnej elektroniki przytłacza, wprowadzając nieustępliwie słuchacza wraz z tekstem w koszmar realizmu.
Outro (528) utrzymuje tę atmosferę, z początku - nim zmieni się ona w lekką i senną - powtarzając dźwięki z poprzedniej pozycji oraz z Intro, tworząc równocześnie pętlę. "Pętla" to dobre określenie, ponieważ słuchacz nie chcąc opuszczać świata wykreowanego przez Aniaetleprogrammeur, zanurza się w nim ponownie – jak w teorii wiecznie odradzającego się i implodującego wszechświata.

The friendly expectations of the stars zasysa w czarną dziurę, z której nie ma powrotu. To innowacyjne i awangardowe połączenie mgławicowych szumów, punkowych gitar, psychodelicznej elektroniki i nietypowych liryków perfekcyjnie oddających chaos i zagubienie. Zdecydowanie wyższy poziom muzycznej ekspresji.
Za najmocniejsze punkty albumu uważam Realism, Low Passion, Out Of You i Project 21, ale to zdecydowanie trudny wybór, gdyż jestem bezpowrotnie oczarowany całością. Jestem oczarowany i, jak gwiazdy, oczekuję dalszych dokonań tria.

Tracklista:

01. Intro
02. Realism
03. Moldy
04. Time Travel
05. Out Of You
06. Low Passion
07. Interlude
08. Affliction
09. Out Of Me
10. Project 21
11. The Great Change
12. Outro (528)
Autor:
Tłumacz: hellium
Data dodania: 2013-10-09 / Recenzje muzyki


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: