Blume - Autumn Ruins
Czytano: 3068 razy
90%
Tegoroczna jesień obfituje w ciekawe wydawnictwa, jak chociażby Blume ze swoim "Autumn Ruins". Jest to dopiero druga płyta tego zespołu, jednak przy przesłuchaniu ma się wrażenie, iż na muzycznej scenie działają już od dawna. Czy jest to sprawa charakterystycznego brzmienia, czy też podjętej tematyki, krążek wprowadza w miłą dla ucha, nieco ulotną atmosferę, odwiecznych ludzkich zmagań.
Na tym albumie ma się do czynienia z niespokojnym, trudnym do uchwycenia klimatem. Już samo intro wprowadza w temat podjęty przez wykonawców – stan pozostawienia samemu sobie w poczuciu opuszczenia, jak również pogrążania się w rozpaczy. Kolejny utwór to rewelacyjne połączenie elektroniki i ciepłych wokali, tak jest zresztą na całej płycie, poza jednym wyjątkiem, a mianowicie "For My Lorraine", który jako jedyny odstaje od całości poprzez utrzymanie w stylistyce ballad Love Like Blood - niespodziewanie na pierwszy plan wysuwa się tu gitara akustyczna.
Utwory na tym albumie zawierają przekaz dotyczący miłosnych zaklęć, złamanych obietnic, świadomości nieuchronnego końca uczuć. Słuchacze mają możliwość uczestniczyć w tym sacrum walki wewnętrznej, nierozerwalnie powiązanej z mnogością sprzecznych odczuć, skrajnych wrażeń, potokiem rwących myśli, niechybnie związanych z dojmującym przeżyciem utraty bliskiej osoby.
Jest to przejmujący krążek, głęboko osobisty, poruszający się pod powierzchnią zwyczajowych masek i utartych zapewnień, że nic się nie stało. Blume z wyczuciem przekłada na muzykę, to co zdawało by się jest od zawsze trudne do uchwycenia, aplikując przy tym serię leczniczych doznań, które swoim brzmieniem koją zszargane nerwy i pobudzają zmysły.
Piękny, poruszający album. Doskonale komponuje się z wszechobecną, nieco senną porą roku. Zróżnicowane dźwięki obfitują w elektronikę stanowiąc dobre tło dla smutnych i niepokojących wokali. Płyta tworzy swoistą mapę uczuć, za pomocą wyważonego brzmienia. A "Western Rust" pozostanie na długo jednym z moich ulubionych kawałków.
Tracklista:
01. Ruins and Despair
02. Western Rust
03. Alone
04. To The Night
05. The Chosen
06. Arclight
07. Plutonian Shores
08. Freia
09. It’s Your Turn
10. For My Lorraine
Na tym albumie ma się do czynienia z niespokojnym, trudnym do uchwycenia klimatem. Już samo intro wprowadza w temat podjęty przez wykonawców – stan pozostawienia samemu sobie w poczuciu opuszczenia, jak również pogrążania się w rozpaczy. Kolejny utwór to rewelacyjne połączenie elektroniki i ciepłych wokali, tak jest zresztą na całej płycie, poza jednym wyjątkiem, a mianowicie "For My Lorraine", który jako jedyny odstaje od całości poprzez utrzymanie w stylistyce ballad Love Like Blood - niespodziewanie na pierwszy plan wysuwa się tu gitara akustyczna.
Utwory na tym albumie zawierają przekaz dotyczący miłosnych zaklęć, złamanych obietnic, świadomości nieuchronnego końca uczuć. Słuchacze mają możliwość uczestniczyć w tym sacrum walki wewnętrznej, nierozerwalnie powiązanej z mnogością sprzecznych odczuć, skrajnych wrażeń, potokiem rwących myśli, niechybnie związanych z dojmującym przeżyciem utraty bliskiej osoby.
Jest to przejmujący krążek, głęboko osobisty, poruszający się pod powierzchnią zwyczajowych masek i utartych zapewnień, że nic się nie stało. Blume z wyczuciem przekłada na muzykę, to co zdawało by się jest od zawsze trudne do uchwycenia, aplikując przy tym serię leczniczych doznań, które swoim brzmieniem koją zszargane nerwy i pobudzają zmysły.
Piękny, poruszający album. Doskonale komponuje się z wszechobecną, nieco senną porą roku. Zróżnicowane dźwięki obfitują w elektronikę stanowiąc dobre tło dla smutnych i niepokojących wokali. Płyta tworzy swoistą mapę uczuć, za pomocą wyważonego brzmienia. A "Western Rust" pozostanie na długo jednym z moich ulubionych kawałków.
Tracklista:
01. Ruins and Despair
02. Western Rust
03. Alone
04. To The Night
05. The Chosen
06. Arclight
07. Plutonian Shores
08. Freia
09. It’s Your Turn
10. For My Lorraine