AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
BOKKA, Henric de la Cour, Kite - Praga 2024


Czytano: 206 razy


W pięknych murach praskiego Futurum Music Bar, miejsca przesiąkniętego historią i legendarnymi występami, rozegrała się noc, która na długo pozostanie w pamięci tych, którzy mieli szczęście w niej uczestniczyć. Wieczór zorganizowany przez wieloletnich przyjaciół z Sanctuary.cz zgromadził trzy niezwykłe zespoły – każdy inny, każdy nawiedzający na swój sposób. Powrót polskiego zespołu BOKKA, szwedzkiego duetu KITE oraz enigmatycznego Henrica de la Cour obiecywał eklektyczną mieszankę nowoczesnej, melodycznej elektroniki. To, co nastąpiło, przerosło wszelkie oczekiwania, rozmazując granice między rzeczywistością a surrealizmem.

Wieczór otworzyła BOKKA, wciągając publiczność w swój własny wszechświat. Minimalistyczna, ale wizualnie uderzająca scenografia idealnie współgrała z ich brzmieniem. Ich muzyka, która często przypomina dryfowanie przez dystopijny pejzaż snu, była jednocześnie kojąca i niepokojąca, jakby nie było wiadomo, czy należy się odprężyć, czy przygotować na coś mroczniejszego. Gdy zagrali utwory takie jak "Let It", hipnotyczne rytmy i melancholijne wokale owijały się wokół publiczności, wciągając ją głębiej w tę futurystyczną noir. Można było poczuć ciężar każdego dźwięku, każdej pauzy, jakby powietrze w pomieszczeniu się zmieniło. Pomimo cichej, tajemniczej osobowości zespołu, ich występ był naładowany emocjami, przypominając publiczności, dlaczego BOKKA wciąż pozostaje jednym z najbardziej przekonujących zespołów z Polski.

Następnie na scenę wkroczył Henric de la Cour, którego obecność była czymś więcej niż tylko występem – była aktem katharsis. Skąpany w miękkim świetle minimalnych reflektorów, Henric zaprezentował coś, co wykraczało poza muzykę. To było jak oglądanie kogoś, kto wlewa całą swoją duszę, całe swoje istnienie w przestrzeń wokół siebie. Znany ze swojego głębokiego, introspektywnego brzmienia, Henric wprowadził na scenę poczucie surowego dramatu, łącząc melancholię darkwave z głosem, który zdawał się nieść ciężar lat walki z niewidzialnymi siłami. Jego walka z mukowiscydozą – chorobą, która powinna go dawno uciszyć – była jak niepisany bohater na scenie. Ale Henric, nieustraszony, zdawał się wyzywać los z każdą nutą. Jego piosenki, przesiąknięte osobistą refleksją i egzystencjalnym rozrachunkiem, poruszały publiczność jak wspólna tajemnica. W jego obecności było coś kruchego, a jednocześnie niezłomnego, każda linijka była mieszanką smutku i buntu. Publiczność została wciągnięta w jego świat, pełen mrocznego uroku i introspekcji, gdzie kruchość i siła współistnieją w delikatnym tańcu. To nie był tylko występ; to było okno na życie naznaczone zmaganiami, ale i cichą, nieugiętą siłą.

A potem, jakby cała noc budowała się na ten moment, na scenę wkroczył KITE.

Szwedzki duet – Niklas Stenemo i Christian Hutchinson Berg – przez ostatnią dekadę zbudował kultowe grono fanów, a ich powrót do Pragi był prawdziwym objawieniem. Znani z emocjonalnie naładowanej muzyki napędzanej syntezatorami, KITE od zawsze wyróżniali się na skandynawskiej scenie, tworząc pejzaże dźwiękowe, które są zarówno rozległe, jak i głęboko osobiste. Choć nigdy nie wydali pełnego albumu studyjnego, ich EP-ki i występy na żywo stały się legendarne, a ta noc w Futurum była tego doskonałym przykładem.

Od pierwszych akordów utworów takich jak "True Colours", energia w sali natychmiast się zmieniła. Głos Niklasa, eteryczny, a jednocześnie potężny, wypełnił przestrzeń surową intensywnością, której nie sposób było się oprzeć. Scena, skąpana w głębokim, nastrojowym świetle, stworzyła intymną atmosferę, mimo pulsujących elektronicznych bitów. Każda piosenka była jak emocjonalna podróż – utwory takie jak "Panic", "The Rhythm" czy "Losing" (zachwycająca kolaboracja z Henrikiem de la Cour) wywoływały fale emocji, które zalewały publiczność.
Głos Niklasa ma zdolność przenikania prosto do duszy. Delikatny w jednej chwili, w następnej uderza z siłą przypływu. Jego dramatyczna, a jednocześnie subtelna interpretacja sprawiała, że utwory brzmiały tak, jakby były śpiewane bezpośrednio do każdej osoby na widowni, tworząc atmosferę zarówno osobistą, jak i wszechogarniającą. A do tego wizualna oprawa zespołu – prosta, a jednak doskonale współgrająca z emocjonalnym przepływem muzyki. Cały występ był jak starannie wyreżyserowana symfonia dźwięku, światła i emocji, która zostawiła publiczność oczarowaną.
To, co wyróżnia KITE na żywo, to ich zdolność do sprawienia, że czujesz się częścią czegoś większego. Ich muzyka, zakorzeniona w darkwave, ale wzbogacona o popowe wrażliwości, dotyka czegoś pierwotnego – czegoś, co rezonuje na głębokim poziomie emocjonalnym. Utwory takie jak "Losing" uderzały z taką emocjonalną siłą, że niemożliwe było nie dać się porwać intensywności. W tych momentach ujawniała się prawdziwa wielkość Kite – ich zdolność do tworzenia muzyki, która jest zarówno przystępna, jak i głęboko poruszająca, muzyki, która zostaje z tobą długo po tym, jak wybrzmi ostatnia nuta.
Noc w Futurum nie była tylko kolejnym koncertem – to było immersyjne doświadczenie, podróż przez emocjonalne spektrum muzyki elektronicznej. Futurum Music Bar, ze swoją bogatą historią i legendarną akustyką, okazał się idealnym miejscem dla tego tria zespołów. Intymność tej przestrzeni pozwoliła na niezwykłą więź między artystami a publicznością, na wspólną chwilę, w której czas zdawał się zatrzymać, a istniała tylko muzyka. Dzięki przemyślanej kuracji Sanctuary.cz, to wydarzenie stało się czymś więcej niż tylko nocą występów. Było przypomnieniem o potędze muzyki na żywo, o tym, jak może nas połączyć, uzdrowić i przenieść do miejsc, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Dziękuję!
Autor:
Tłumacz: khocico
Data dodania: 2024-09-28 / Relacje




Najnowsze komentarze: