Brillig - The Red Coats
Czytano: 2044 razy
80%
Przyznam szczerze, że nie lubię szant, a właściwie tego, co prezentowane jest przez miłośników beznamiętnej poezji śpiewanej 500 kilometrów od morza, przy ognisku w górach i akompaniamencie źle nastrojonej gitary. Nie chciałabym tu nikogo obrażać, to moja osobista awersja. Miałam więc pewne obawy odpalając ostatnią płytę Brillig – The Red Coast - otagowaną m.in. jako: "folk", "shanty", "murder ballads" (to akurat mnie przyciągnęło), "alternative rock", jednak spotkało mnie miłe zaskoczenie.
Australijczycy, których pierwszy krążek, moim skromnym zdaniem, do najbardziej udanych nie należał, najwidoczniej potrzebowali czasu, by się dograć i tym razem pokazali, na co ich stać (oby nie było to ich ostatnie słowo!). The Red Coast to płyta bardzo przyjemna, dopracowana zarówno na pod względem brzmienia, jak i treści. Przepełnia ją melancholijny, ponury klimat, wykreowany przez dwa dobrze współgrające wokale (męski i żeński) oraz bogatą paletę instrumentów, takich jak banjo, altówka, gitara, autoharfa, akordeon, ukulele, harmonijka, bas i oczywiście perkusja.
Muzyka jest wybornym dopełnieniem tego, co stanowi sedno albumu - tekstów ballad. Każda z opowiadanych historii jest inna, a razem tworzą całość, z której wyłania się spójny krajobraz dawnych, zapyziałych, portowych miasteczek. Szare niebo i szare morze. Zapuszczeni marynarze, przesiadujący w speluniastych tawernach w towarzystwie śmierci, gdzie wszystko przesiąknięte jest wonią alkoholu, tytoniu i ryb. Małe, obskurne hotele, stęchłe powietrze, szare podwórka, stracone miłości, życia przegrane w karty, samotność prowadząca do szaleństwa, gorycz rodząca zbrodnię. Takie jest tło opowieści snutych na The Red Coats. Wizja to dość przygnębiająca, ale muzyczna aranżacja nie jest tak mroczna. Niektóre utwory są nawet jakby wesołe. Poza tym, jak to w balladach, o rzeczach przeraźliwych opowiada się z sentymentem, językiem łatwym, w spokojnym rytmie i przy lekkiej melodii. Zdecydowanie lubię ten dysonans.
Warto wspomnieć o tym, iż grupa Brillig dostarcza swym słuchaczom nie tylko doznań dźwiękowo-lirycznych. Ich występy na żywo są ponoć wzbogacone o scenografię oraz kostiumy adekwatne do muzycznej treści i przypominają spektakle teatralne. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mogła przekonać się o tym również polska publiczność.
Tracklista:
01. Death At Sea
02. The Red Coats
03. Bird From the Ashes
04. Assorted Fate
05. The Old Captain
06. The Frozen Lake
07. Intermission
08. Absinthe Makes the Heart Grow Fonder
09. Jack Davey
10. Springtime in Kyoto
11. Phantom's Theme
12. Emily of the Grace
Australijczycy, których pierwszy krążek, moim skromnym zdaniem, do najbardziej udanych nie należał, najwidoczniej potrzebowali czasu, by się dograć i tym razem pokazali, na co ich stać (oby nie było to ich ostatnie słowo!). The Red Coast to płyta bardzo przyjemna, dopracowana zarówno na pod względem brzmienia, jak i treści. Przepełnia ją melancholijny, ponury klimat, wykreowany przez dwa dobrze współgrające wokale (męski i żeński) oraz bogatą paletę instrumentów, takich jak banjo, altówka, gitara, autoharfa, akordeon, ukulele, harmonijka, bas i oczywiście perkusja.
Muzyka jest wybornym dopełnieniem tego, co stanowi sedno albumu - tekstów ballad. Każda z opowiadanych historii jest inna, a razem tworzą całość, z której wyłania się spójny krajobraz dawnych, zapyziałych, portowych miasteczek. Szare niebo i szare morze. Zapuszczeni marynarze, przesiadujący w speluniastych tawernach w towarzystwie śmierci, gdzie wszystko przesiąknięte jest wonią alkoholu, tytoniu i ryb. Małe, obskurne hotele, stęchłe powietrze, szare podwórka, stracone miłości, życia przegrane w karty, samotność prowadząca do szaleństwa, gorycz rodząca zbrodnię. Takie jest tło opowieści snutych na The Red Coats. Wizja to dość przygnębiająca, ale muzyczna aranżacja nie jest tak mroczna. Niektóre utwory są nawet jakby wesołe. Poza tym, jak to w balladach, o rzeczach przeraźliwych opowiada się z sentymentem, językiem łatwym, w spokojnym rytmie i przy lekkiej melodii. Zdecydowanie lubię ten dysonans.
Warto wspomnieć o tym, iż grupa Brillig dostarcza swym słuchaczom nie tylko doznań dźwiękowo-lirycznych. Ich występy na żywo są ponoć wzbogacone o scenografię oraz kostiumy adekwatne do muzycznej treści i przypominają spektakle teatralne. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mogła przekonać się o tym również polska publiczność.
Tracklista:
01. Death At Sea
02. The Red Coats
03. Bird From the Ashes
04. Assorted Fate
05. The Old Captain
06. The Frozen Lake
07. Intermission
08. Absinthe Makes the Heart Grow Fonder
09. Jack Davey
10. Springtime in Kyoto
11. Phantom's Theme
12. Emily of the Grace