AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Catherines Cathedral - Flowerdust


Czytano: 1650 razy

85%


Wykonawca:

Katalog płyt:
Catherines Cathedral to grupa rodem z zimnej Szwecji, parająca się gotyckim rockiem, której twórczość nie wywołała żywej reakcji wśród słuchaczy gotyckiego rocka. Pojawili się w 1992 roku, a więc w czasie całkowicie odpowiednim dla gatunku. Co więc sprawiło, że pojawili się i zniknęli niezauważeni? Bez względu na odpowiedź, po odsłuchu "Flowerdust" wiem, że do czynienia mamy z jednym z tych nieprzeciętnych, acz bardzo niedocenionych zespołów.
 
Mogłoby się wydawać, że muzyka Szwedów to wynik fuzji wpływów The Sisters of Mercy i Fields of the Nephilim. Być może jest w tym trochę racji, bo echa obu formacji słychać na "Flowerdust" dość dobrze. Ale porównywanie do największych tuzów gatunku, jakkolwiek pochlebne by nie było, bywa też niekiedy krzywdzące. Śmiem twierdzić, że debiut Szwedów wprowadził odrobinę powietrza do gatunku, a ten, kto trafił na tę płytę we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, z pewnością był usatysfakcjonowany. Dziś też powinien.
 
Wokal to najbardziej wyeksponowany element na "Flowerdust". Nic w tym dziwnego, bo maniera wokalna M. Valleya (odpowiedzialnego także za gitary i klawisze na albumie) jest co najmniej charakterystyczna. Szorstki i niechlujny, ale nie mniej emocjonalny wokal, zdradza bardziej niż silne inspiracje brudną manierą Paula McCoya.
Prawie tak samo głośno rzęzi bas, którego brzmienie doskonale wpisuje się w ramy gatunku, nie pozwalając przebić się zbyt głośno pozostałym instrumentom. Wywleczone na wierzch linie basu wraz z charczącym wokalem tworzą iście posępną atmosferę. Sprzyjają temu tempa, raczej wolne, z nielicznymi szybszymi momentami. Całość spowija grobowa aura, sprawiając, że "Flowerdust" określić można jako obskurny rock gotycki.
 
Spod warstwy sonicznego brudu wyłaniają się czasem lekkie i śpiewne momenty, które uzupełniają spektrum dźwiękowe i równoważą strukturę albumu. Duża w tym zasługa klawiszy, tworzących klimatyczne tło dla pozostałych instrumentów, a także łagodnych damskich wokali, które wraz z wiodącymi męskimi tworzą interesujący dialog. Dzięki temu niepokojące momenty przeistaczają się czasem w oniryczne, poetyckie tony na granicy jawy i snu.
 
"Flowerdust" to udany mariaż dusznego mroku z urokliwym liryzmem. Sensualizm w idealnej równowadze z obskuryzmem. Choć nie jest to album odkrywczy, może zaintrygować.
 
Tracklista:
01. My Elysian Field
02. Sensurround
03. Grief
04. Tortured
05. Silent Age
06. Isabelle
07. Noxious Pandemonium
08. The Resurrection
Autor:
Data dodania: 2018-01-11 / Recenzje muzyki




Najnowsze komentarze: