Dear Deer- Les deux piliers

Czytano: 227 razy
75%
Niektóre duety podążają za trendami. Inne je rozszarpują na strzępy. Dear Deer należą do tej drugiej kategorii: ich brzmienie jest zarazem dzikie i przemyślane, chaotyczne i poetyckie, emocjonalne i zupełnie nieokiełznane. Widziałam ich raz — podczas Dark Spring Festival 2023 — i wystarczył ten jeden moment, by zostali w moim sercu na zawsze. Nie dlatego, że byli perfekcyjni. Ale dlatego, że byli żywi, autentyczni, prawdziwi – tak jakby każde ich słowo i każdy dźwięk wypływały prosto z trzewi.
"Les deux piliers" ("Dwa filary") brzmi jak manifest wyszeptany przez zaciśnięte zęby. Tekst bawi się ideą przeciwieństw: linie i marginesy, pełnia i pustka, obecność i brak. "C'est plein et vide, un choix dirigé" — pełne i puste, wybór, który już został za nas dokonany. Każdy wers wydaje się odpychać poprzedni, jakby myśl zawsze rodziła kontrmyśl, w nieskończonej walce o sens. Jest w tym napięcie, ale też ciche poddanie. Wokal — raz śpiewany, raz wykrzyczany, nakładany warstwami — staje się odrębnym żywiołem. Clothilde i Frédéric nie tyle śpiewają, co stają się emocją. Ich głosy rozrywają konwencje, ignorując wszelkie zasady. I właśnie to jest ich największą siłą. To nie jest zwykła piosenka — to mały teatr wykuty w zniekształceniach, scena, na której błysk i brud tańczą ze sobą w uścisku. Muzycznie utwór jest szorstki i dziki. Rytm pulsuje jak maszyna ucząca się czuć. Gitary drapią powierzchnię, syntezatory wibrują jak farba rozpływająca się w wodzie. To nie jest łatwy przebój, który nucisz pod prysznicem. To manifest buntu, teatralności i prawdziwej intymności.
Dear Deer oferują skok w szczeliny pomiędzy tym, co znane. W marginesy. W pęknięcia świata. Tam, gdzie wszystko naprawdę się zaczyna.
"Les deux piliers" ("Dwa filary") brzmi jak manifest wyszeptany przez zaciśnięte zęby. Tekst bawi się ideą przeciwieństw: linie i marginesy, pełnia i pustka, obecność i brak. "C'est plein et vide, un choix dirigé" — pełne i puste, wybór, który już został za nas dokonany. Każdy wers wydaje się odpychać poprzedni, jakby myśl zawsze rodziła kontrmyśl, w nieskończonej walce o sens. Jest w tym napięcie, ale też ciche poddanie. Wokal — raz śpiewany, raz wykrzyczany, nakładany warstwami — staje się odrębnym żywiołem. Clothilde i Frédéric nie tyle śpiewają, co stają się emocją. Ich głosy rozrywają konwencje, ignorując wszelkie zasady. I właśnie to jest ich największą siłą. To nie jest zwykła piosenka — to mały teatr wykuty w zniekształceniach, scena, na której błysk i brud tańczą ze sobą w uścisku. Muzycznie utwór jest szorstki i dziki. Rytm pulsuje jak maszyna ucząca się czuć. Gitary drapią powierzchnię, syntezatory wibrują jak farba rozpływająca się w wodzie. To nie jest łatwy przebój, który nucisz pod prysznicem. To manifest buntu, teatralności i prawdziwej intymności.
Dear Deer oferują skok w szczeliny pomiędzy tym, co znane. W marginesy. W pęknięcia świata. Tam, gdzie wszystko naprawdę się zaczyna.
Wytwórnia: Icy Cold Records
Data wydania: 14.04.2025