Immundus - You Will Never Get Out Of Here Alive
Czytano: 4265 razy
75%
Po udanym albumie "Insomnia" Bruno Duarte vel Immundus prezentuje swoje kolejne dzieło w stylu ghost/horror ambient - "You Will Never Get Out Of Here Alive", choć jego tytuł mógłby brzmieć równie dobrze: "Gdyby fortepian miał pazury".
A to dlatego, że w odróżnieniu od zróżnicowanego stylistycznie poprzednika, na którym najlepiej wypadały utwory o podbudowie neoklasycznej, ale stanowiły one zaledwie część nagrań, tym razem kompozycje tworzą jedną konceptualną całość, syntetyczną neoklasyczną formę, będącą jakby zapisem recitalu obłąkanego pianisty grającego na rozstrojonym instrumencie. Trudno byłoby mi powiedzieć, że nie jestem z takiego obrotu spraw zadowolony. Przy tym Bruno Duarte postawił zdecydowanie na minimalizm.
Podczas gdy o oddziaływaniu "Insomnii" decydowało w dużej mierze rozmycie i kinowy charakter muzyki, na "You Will Never Get Out Of Here Alive" do czynienia mamy z dźwiękami konkretnymi, łatwo uchwytnymi, z grozą mniej dosłowną (mniej efektów charakterystycznych dla ścieżki dźwiękowej do filmów grozy), ale z grozą elegantszą i nie tracącą na sile. Opiera się ona głównie na pojedynczych akordach, z dominacją silnych, niskich dźwięków, choć nierzadko kontrapunktowanych delikatniejszymi, wysokimi nutami. Skromnym melodiom ("The Sleepless Wanderer", "Between Light", kompozycja tytułowa), zawsze towarzyszą celowe dysonanse. Przestrzeń tworzą głównie syntetyzatory w tle, czy to o chóralnym brzmieniu, niby widmo mowy, czy też zbliżone do mglistego poszumu lub dźwięków takich jak świsty czy zgrzyty - wszystko to częściowo zsynchronizowane z fortepianem i go podkreślające. Syntetyzatory te zlewają się w jedno z potężnym pogłosem klawiszy, co demonizuje całą dźwiękową fakturę.
Typowe dla stylu Immundus pozostają kilkusekundowe, uporczywe repetycje niczym paranoiczne myśli. Paranoja i osaczenie, osaczenie przez fortepianowe akordy, klawiszowa klaustrofobia to główne towarzyszące podczas odsłuchu odczucia.
Bo nie jest to album dla tych, którzy szukają w muzyce odprężenia – wręcz przeciwnie: pełen napięcia, budzący niepokój, chwytający za gardło, duszny. Trudno wyjść z tej przygody bez psychicznego umęczenia (nietożsamego w żadnym wypadku ze znużeniem), tak sugestywne wrażenie nieokreślonego, a więc takiego, przed którym nie można się obronić, zagrożenia wywołują te dźwięki. Zarazem zmieniający się pogłos, zmiany w dynamice, zsyłają wizję, a raczej wrażenie wizji, uwięzienia w pułapce, w jakimś zagrzybionym, obskurnym, nawiedzonym i niebezpiecznym miejscu, przez które musimy wędrować, natrafiając na coraz to nowe strachy. I można tak traktować ten materiał, jako konkretny obraz sytuacji pełnej grozy - jako to, co w malarstwie nazywane jest czasem "literaturą" - albo kierując się mottem projektu ("soundtrack do ciemniejszej strony życia") – jako wędrówkę przez życie, w którym przecież czekają nas przeróżne lęki i niebezpieczeństwa (w końcu na pewno "żywi" nie możemy tej wędrówki zakończyć).
Łącznik między poprzednikiem a recenzowanym albumem stanowi "Paranoia Drift", gdzie na pewien czas fortepianowe prowadzenie się urywa, główne motywy przygasają, ustępując miejsca syntetyzatorom, co skutecznie wywołuje odczucie zagubienia. Muzyka Immundus nie opiera się jednak tylko na nieustannym wrażeniu błądzenia i lęku, Bruno Duarte przejawia przecież wyraźną skłonność do melancholii – obecnej i tu, dającej słuchaczowi chwile wytchnienia ("A Spirit’s Serenade"). Melancholię budzą też skrzypce w kompozycji tytułowej, choć o uldze trudno tu mówić z uwagi na towarzyszący akompaniament. Zresztą utwór ten to ciekawa zabawa konwencją czy raczej drwina z niej - opiera się przecież na kabaretowej melodii, która w innych okolicznościach mogłaby zostać uznana za jowialną.
Jeśli chodzi o minimalistyczne podejście, widoczne jest ono nie tylko w wyróżnieniu jednego instrumentu prowadzącego, ale też w tworzeniu wariacji motywów czy też w oparciu kończących płytę kompozycji wyłącznie o fortepian - "Angst" przy tym odznacza się repetycjami, symbolizującymi tu jakby uczucie zmęczenia i pogodzenia się z losem na koniec podróży (mimo paroksyzmów strachu), a "Between Light" reprezentuje wrażliwszą stronę projektu, uwalniając od niepokoju, przynosząc w końcu ukojenie.
"You Will Never Get Out Of Here Alive" to dowód, że Immundus wciąż się rozwija, a jednocześnie ani trochę nie traci tego, co gwarantuje słuchaczowi zwiększoną ilość adrenaliny we krwi. I choćby dla niej warto sięgnąć po tę płytę.
A to dlatego, że w odróżnieniu od zróżnicowanego stylistycznie poprzednika, na którym najlepiej wypadały utwory o podbudowie neoklasycznej, ale stanowiły one zaledwie część nagrań, tym razem kompozycje tworzą jedną konceptualną całość, syntetyczną neoklasyczną formę, będącą jakby zapisem recitalu obłąkanego pianisty grającego na rozstrojonym instrumencie. Trudno byłoby mi powiedzieć, że nie jestem z takiego obrotu spraw zadowolony. Przy tym Bruno Duarte postawił zdecydowanie na minimalizm.
Podczas gdy o oddziaływaniu "Insomnii" decydowało w dużej mierze rozmycie i kinowy charakter muzyki, na "You Will Never Get Out Of Here Alive" do czynienia mamy z dźwiękami konkretnymi, łatwo uchwytnymi, z grozą mniej dosłowną (mniej efektów charakterystycznych dla ścieżki dźwiękowej do filmów grozy), ale z grozą elegantszą i nie tracącą na sile. Opiera się ona głównie na pojedynczych akordach, z dominacją silnych, niskich dźwięków, choć nierzadko kontrapunktowanych delikatniejszymi, wysokimi nutami. Skromnym melodiom ("The Sleepless Wanderer", "Between Light", kompozycja tytułowa), zawsze towarzyszą celowe dysonanse. Przestrzeń tworzą głównie syntetyzatory w tle, czy to o chóralnym brzmieniu, niby widmo mowy, czy też zbliżone do mglistego poszumu lub dźwięków takich jak świsty czy zgrzyty - wszystko to częściowo zsynchronizowane z fortepianem i go podkreślające. Syntetyzatory te zlewają się w jedno z potężnym pogłosem klawiszy, co demonizuje całą dźwiękową fakturę.
Typowe dla stylu Immundus pozostają kilkusekundowe, uporczywe repetycje niczym paranoiczne myśli. Paranoja i osaczenie, osaczenie przez fortepianowe akordy, klawiszowa klaustrofobia to główne towarzyszące podczas odsłuchu odczucia.
Bo nie jest to album dla tych, którzy szukają w muzyce odprężenia – wręcz przeciwnie: pełen napięcia, budzący niepokój, chwytający za gardło, duszny. Trudno wyjść z tej przygody bez psychicznego umęczenia (nietożsamego w żadnym wypadku ze znużeniem), tak sugestywne wrażenie nieokreślonego, a więc takiego, przed którym nie można się obronić, zagrożenia wywołują te dźwięki. Zarazem zmieniający się pogłos, zmiany w dynamice, zsyłają wizję, a raczej wrażenie wizji, uwięzienia w pułapce, w jakimś zagrzybionym, obskurnym, nawiedzonym i niebezpiecznym miejscu, przez które musimy wędrować, natrafiając na coraz to nowe strachy. I można tak traktować ten materiał, jako konkretny obraz sytuacji pełnej grozy - jako to, co w malarstwie nazywane jest czasem "literaturą" - albo kierując się mottem projektu ("soundtrack do ciemniejszej strony życia") – jako wędrówkę przez życie, w którym przecież czekają nas przeróżne lęki i niebezpieczeństwa (w końcu na pewno "żywi" nie możemy tej wędrówki zakończyć).
Łącznik między poprzednikiem a recenzowanym albumem stanowi "Paranoia Drift", gdzie na pewien czas fortepianowe prowadzenie się urywa, główne motywy przygasają, ustępując miejsca syntetyzatorom, co skutecznie wywołuje odczucie zagubienia. Muzyka Immundus nie opiera się jednak tylko na nieustannym wrażeniu błądzenia i lęku, Bruno Duarte przejawia przecież wyraźną skłonność do melancholii – obecnej i tu, dającej słuchaczowi chwile wytchnienia ("A Spirit’s Serenade"). Melancholię budzą też skrzypce w kompozycji tytułowej, choć o uldze trudno tu mówić z uwagi na towarzyszący akompaniament. Zresztą utwór ten to ciekawa zabawa konwencją czy raczej drwina z niej - opiera się przecież na kabaretowej melodii, która w innych okolicznościach mogłaby zostać uznana za jowialną.
Jeśli chodzi o minimalistyczne podejście, widoczne jest ono nie tylko w wyróżnieniu jednego instrumentu prowadzącego, ale też w tworzeniu wariacji motywów czy też w oparciu kończących płytę kompozycji wyłącznie o fortepian - "Angst" przy tym odznacza się repetycjami, symbolizującymi tu jakby uczucie zmęczenia i pogodzenia się z losem na koniec podróży (mimo paroksyzmów strachu), a "Between Light" reprezentuje wrażliwszą stronę projektu, uwalniając od niepokoju, przynosząc w końcu ukojenie.
"You Will Never Get Out Of Here Alive" to dowód, że Immundus wciąż się rozwija, a jednocześnie ani trochę nie traci tego, co gwarantuje słuchaczowi zwiększoną ilość adrenaliny we krwi. I choćby dla niej warto sięgnąć po tę płytę.
Tracklista:
01. Nightcrawler
02. Drained For Blood At The Altar
03. Paranoia Drift
04. The Sleepless Wanderer
05. You Will Never Get Out Of Here Alive
06. Pierced in Sleep
07. A Spirit's Serenade
08. The Pit
09. Angst
10. Between Light
Inne artykuły:
- Immundus - Insomnia - 2015-04-12 (Recenzje muzyki)