Luceed - Voodoo Pop
Czytano: 2574 razy
46%
Siedem grzechów głównych, numer-Bóg-wie-jaki: nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Ze znajomości katolickiego katechizmu egzaminował mnie w dzieciństwie otyły ksiądz. Jego obraz pojawił mi się w pamięci, gdy przesłuchałem po raz pierwszy album zespołu Luceed. Oni również grzeszą nieumiarkowaniem, ale w karmieniu słuchacza wszystkim, co mają do zaoferowania. Karmią na siłę, w myśl zasady: "Dopóki nie zjesz kotlecika i nie pochłoniesz ziemniaczków, dopóki nie wypijesz pełnej szklanki kompociku, nie odejdziesz od stołu". To, niestety, nie wychodzi im na dobre. A czy wy, dzieci, umyliście już rączki?
Istnieją przesłanki, a jakże, na podstawie których można wywnioskować, że ta płyta mogłaby być o niebo lepsza. Pewna doza kreatywności w grze słów w tytule ("popp" to po luksembursku lalka) zanika w realizacji ambitnego, ale z zasady ryzykownego pomysłu, by połączyć post-punka z alternatywnym rockiem i z popem. Z tego zlepku powstaje głównie nad wyraz melodyjny pop-rock ze sporą dawką metalowych zapożyczeń, co pozostawia wiele do życzenia.
Główną zaletą tej muzyki są linie gitar. Atrakcyjne, w pewnym stopniu wirtuozerskie, co sugerują przyjemne solówki obecne na płycie (rozkoszna w "Circus Made"), świadczą o talencie bądź doświadczeniu (albo o obu tych rzeczach) ich autora. To jego działania powinny stanowić trzon muzyki zespołu (struny grzbietowe!), dziwi więc fakt, że tak łatwo pozwolono na zmarnowanie tego potencjału, rozpuszczając je w kiczowatej, prostej elektronice drążącej nieprzyjemnie uszy i niechcącej za żadne skarby zamilknąć. Szczególnie wyraźne jest to w "King and Mason" zamienionym przez nią w irytującą futbolową przyśpiewkę (z czasem klawiszom podporządkowują się nawet riffy), którą trudno znieść, w "Clowns & Ruins" oraz "Vagabounds A.D." (ukazującym też słabość w komponowaniu nijakich refrenów oraz w pisaniu tekstów, które, pomimo wysiłków, na ogół nie robią żadnego wrażenia). Czasem bywa jednak lepiej: w "Circus Made" ten aspekt "Voodoo Pop" odrobinę rewanżuje poczynione spustoszenie, budując odpowiednie napięcie, nie razi tak bardzo w żywiołowym, shoegaze’owym "Skull & Stones".
Wokal jest... znośny. Fałsz w rzewnym "Black6Myth" (jeśli wartym wzmianki, to tylko z powodu kilku smykowych nut w dialogu z ciężką gitarą) przypomina, że przydałyby się lekcje śpiewu. To druga rzecz, która dziwi – jak w tak dobrze wyprodukowanym materiale można było pozwolić sobie na taką wpadkę? Ale i pojawiają się lepsze momenty – maniera na McCoya co jakiś czas ubarwia muzykę, raz po raz mamy do czynienia z głosem ponurym i zdecydowanym, co ujawnia się m.in. w "Revelation 23".
Obok pomyłek są i dobre punkty. Ściąga z "Mourning Sun" Fields of the Nephilim, jednak w bardzo przystępnym wydaniu, na pewno zasługuje na uwagę w "El-Xyr". Podobnie z przywodzącym skojarzenia z The Beauty of Gemina "Twilight X" i ze spokojnieszym "Praise". Sympatię budzi przyjemne, ostre "Revelation 23", które każe przypuszczać, że przynajmniej część zespołu może mieć cieplejszy stosunek do Iron Maiden. Czyli Luceed ma jednak coś do zaoferowania.
Osobnej wzmianki wymaga najlepsze na płycie "Koh-i-noor, part I". Niepokojące, przepełnione wpływami muzyki orientalnej przypomina album "In Requiem" Paradise Lost. Syntetyzator, gitary, wokalizy, rytm perkusji – wszystko tka tu pustynny czar i uwodzi arabskim ciepłem. Niski, ciemny wokal wreszcie brzmi mocno, wywołując gesią skórkę. Oszczędność tekstu i przejrzysta struktura kompozycji, brak zbędnych elektronicznych, wątpliwych ozdobników - do takiego myślenia jak w "Koh-i-noor" powinna dążyć grupa. Bez niego tworzą labirynt, ale zamiast wciągnąć tam słuchacza, sami się w nim gubią.
Nastawiony głównie na masowe wymogi "Voodoo Pop" na pewno tym samym zyska zwolenników, rekrutujących się z fanów niewymagającego rocka i potupu nóżką. Kolejny supermarket w dzielnicy. W dużej części eklektyzm w złym guście. Kolejny akt stołówkowego terroru. Może z czasem porzuci jednak złe nawyki i zacznie serwować langustę, wydaje się, że zna przepis. To jednak pytanie na przyszłość. Pamiętam, że panie ze stołówki bywają uparte.
Tracklista:
01. El-Xyr
02. Clowns & Ruins
03. Circus Made
04. Vagabounds A.D.
05. Black6Myth
06. Skull & Stones
07. Koh-i-noor, part I
08. Fallen
09. King and Mason
10. Twilight X
11. Praise
12. Aeternus Amor
13. Revelation 23