mind.area - Maze
Czytano: 2654 razy
27%
A więc mind.area powraca... tylko po co?
Już dawno nie słyszałam tak wtórnej, nudnej i przyprawiającej o ból głowy muzyki, jaką funduje nam mind.area na płycie Maze. Cokolwiek chcą zaprezentować – my to już wszystko słyszeliśmy w dziesiątkach tysięcy podobnych utworów... Nie ma tam zbyt wielu rzeczy, na których można byłoby przystanąć i posłuchać – ani specjalnej mocy, ani feelingu, ani wyszukanych warstw muzycznych czy chociażby czegoś do potańczenia, o tekstach nawet nie wspominając... Muzycy z mind.area chyba nie do końca wiedzieli, co chcą zrobić, zaczynając projekt Maze i nie dowiedzieli się do ostatniej minuty końcowego utworu.
Na przykład pierwszy utwór, Destiny. Leciutkie bity, przeciętne tempo no i ten tekst... Wanna be wanna be wanna be yoooour... destiny! Szkoda, że jeszcze nie wpletli baby baby baby oooouh. Jakie to miało być, romantyczne? Okej, i dark electro ma swój szczególny romantyzm, ale jest zdecydowanie bardziej... dosadny, wyrazisty, zarówno w muzyce, jak i tekście.
Trudno sobie wyobrazić miejsce, w którym płyta mogłaby być odtwarzana. Klub? Za słabe. Knajpa? No, może. Ale taka z kawką i ciastkiem, nienachalna i cicha. Koncert? Szkoda czasu i funduszy. Tam wszystko brzmi dokładnie tak samo. Mało melodyjne, schematyczne, w żaden sposób nie poruszające (nie wspominając o fakcie, że czasem chciałoby się, żeby muzyka targnęła za włosy i rzuciła o najbliższą ścianę).
Ciężko nawet wskazać inspiracje, jakie kryją się u podstaw muzyki mind.area. Wygląda na to, że z każdego gatunku brali nie więcej niż 20% i mieszali w najgorszych możliwych proporcjach. W Proclamation wydają się chcieć przemycić coś ciekawego (plamy dźwiękowe vs bity), ale znów czynią to szalenie nieumiejętnie, bo nie ma ani jednego, ani drugiego. I cały czas are you ready, are you ready... Tak, jestem gotowa wyłączyć tę płytę i odłożyć w najdalszy kąt, ale nie mogę dopóki nie zmierzę się z nią do końca.
Behind The Horizon takie łagodne, takie... jak reszta. Nie ma się w co wsłuchiwać. Później Lowdown z featuringiem Reizstrom i można byłoby się spodziewać czegoś ciekawego... na próżno? Niekoniecznie, chociaż to też nie jest pozycja, która może porwać w jakiś szczególny sposób.
Insane zapowiadał się nieźle, dosyć mrocznie, ale potem harmonia zmieniła się na durową i cały klimat diabli wzięli.
Existence najwidoczniej chciało aspirować do kawałka tanecznego i poniekąd nawet mu to wychodzi – ale znów, mniej więcej w połowie wchodzą plamy dźwiękowe i nie da się do tego pogibać, a chwilę później serwują nam bit rodem z "Jak się masz, kochanie".
Faces i Beauty również nie wnoszą nic nowego do tego, co słyszeliśmy wcześniej, ALE...
Chyba pojawia się światełko w tunelu! Oto Blacklash, który może być liderem na tej płycie. Są i cięższe bity, i wyrazista linia melodyczna, i konsekwencja w klimacie... To jak dotychczas zdecydowanie najmocniejsza pozycja na płycie, najbardziej konsekwentna i sensowna.
Zaraz jednak pojawia się Slow i... nie sposób uwierzyć własnym uszom, konsekwencja zostaje zachowana! W innej konwencji co prawda, ale to nawet i lepiej, jak się okazuje. Jest feeling, jest spójnie. Nooo, panowie, nie można było tak od razu?
Trzy ostatnie pozycje niestety są bardziej podobne do wcześniejszych, ale na szczęście nie psują odbioru. Deadlock wydaje się być dobrym zakończeniem propozycji Maze, mniej więcej podsumowuje to, co działo się dotychczas – ze wszystkimi wzlotami i upadkami.
Płyta Maze wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony jest wtórna i nudna, z drugiej zaś ma przebłyski godne uwagi... Nie wiem jednak, czy z czystym sumieniem można byłoby ją polecić miłośnikom gatunku. Ale z drugiej strony... ktoś to wymyślił, nagrał, zapłacił, miał chęć i wizję. Abstrahując od efektu końcowego (o ile można się na to pokusić), praca włożona w stworzenie płyty jest niemała i bardzo ważna.
Tym niemniej trzeba uważać, aby nie wywołać w sobie jednego z najmniej miłych uczuć – poczucia straconego czasu.
Tracklista:
01. Destiny
02. No Chance (feat. EGOamp)
03. Proclamation
04. Corruption (feat. Empty)
05. Behind The Horizon
06. Lowdown (feat. Reizstrom)
07. Insane
08. Existence (feat. Blame)
09. Faces
10. Beauty
11. Backlash (feat. Drowning Susan)
12. Slow (feat. LPF12)
13. No Doubt
14. Cutnpaste
15. Deadlock
Inne artykuły:
Już dawno nie słyszałam tak wtórnej, nudnej i przyprawiającej o ból głowy muzyki, jaką funduje nam mind.area na płycie Maze. Cokolwiek chcą zaprezentować – my to już wszystko słyszeliśmy w dziesiątkach tysięcy podobnych utworów... Nie ma tam zbyt wielu rzeczy, na których można byłoby przystanąć i posłuchać – ani specjalnej mocy, ani feelingu, ani wyszukanych warstw muzycznych czy chociażby czegoś do potańczenia, o tekstach nawet nie wspominając... Muzycy z mind.area chyba nie do końca wiedzieli, co chcą zrobić, zaczynając projekt Maze i nie dowiedzieli się do ostatniej minuty końcowego utworu.
Na przykład pierwszy utwór, Destiny. Leciutkie bity, przeciętne tempo no i ten tekst... Wanna be wanna be wanna be yoooour... destiny! Szkoda, że jeszcze nie wpletli baby baby baby oooouh. Jakie to miało być, romantyczne? Okej, i dark electro ma swój szczególny romantyzm, ale jest zdecydowanie bardziej... dosadny, wyrazisty, zarówno w muzyce, jak i tekście.
Trudno sobie wyobrazić miejsce, w którym płyta mogłaby być odtwarzana. Klub? Za słabe. Knajpa? No, może. Ale taka z kawką i ciastkiem, nienachalna i cicha. Koncert? Szkoda czasu i funduszy. Tam wszystko brzmi dokładnie tak samo. Mało melodyjne, schematyczne, w żaden sposób nie poruszające (nie wspominając o fakcie, że czasem chciałoby się, żeby muzyka targnęła za włosy i rzuciła o najbliższą ścianę).
Ciężko nawet wskazać inspiracje, jakie kryją się u podstaw muzyki mind.area. Wygląda na to, że z każdego gatunku brali nie więcej niż 20% i mieszali w najgorszych możliwych proporcjach. W Proclamation wydają się chcieć przemycić coś ciekawego (plamy dźwiękowe vs bity), ale znów czynią to szalenie nieumiejętnie, bo nie ma ani jednego, ani drugiego. I cały czas are you ready, are you ready... Tak, jestem gotowa wyłączyć tę płytę i odłożyć w najdalszy kąt, ale nie mogę dopóki nie zmierzę się z nią do końca.
Behind The Horizon takie łagodne, takie... jak reszta. Nie ma się w co wsłuchiwać. Później Lowdown z featuringiem Reizstrom i można byłoby się spodziewać czegoś ciekawego... na próżno? Niekoniecznie, chociaż to też nie jest pozycja, która może porwać w jakiś szczególny sposób.
Insane zapowiadał się nieźle, dosyć mrocznie, ale potem harmonia zmieniła się na durową i cały klimat diabli wzięli.
Existence najwidoczniej chciało aspirować do kawałka tanecznego i poniekąd nawet mu to wychodzi – ale znów, mniej więcej w połowie wchodzą plamy dźwiękowe i nie da się do tego pogibać, a chwilę później serwują nam bit rodem z "Jak się masz, kochanie".
Faces i Beauty również nie wnoszą nic nowego do tego, co słyszeliśmy wcześniej, ALE...
Chyba pojawia się światełko w tunelu! Oto Blacklash, który może być liderem na tej płycie. Są i cięższe bity, i wyrazista linia melodyczna, i konsekwencja w klimacie... To jak dotychczas zdecydowanie najmocniejsza pozycja na płycie, najbardziej konsekwentna i sensowna.
Zaraz jednak pojawia się Slow i... nie sposób uwierzyć własnym uszom, konsekwencja zostaje zachowana! W innej konwencji co prawda, ale to nawet i lepiej, jak się okazuje. Jest feeling, jest spójnie. Nooo, panowie, nie można było tak od razu?
Trzy ostatnie pozycje niestety są bardziej podobne do wcześniejszych, ale na szczęście nie psują odbioru. Deadlock wydaje się być dobrym zakończeniem propozycji Maze, mniej więcej podsumowuje to, co działo się dotychczas – ze wszystkimi wzlotami i upadkami.
Płyta Maze wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony jest wtórna i nudna, z drugiej zaś ma przebłyski godne uwagi... Nie wiem jednak, czy z czystym sumieniem można byłoby ją polecić miłośnikom gatunku. Ale z drugiej strony... ktoś to wymyślił, nagrał, zapłacił, miał chęć i wizję. Abstrahując od efektu końcowego (o ile można się na to pokusić), praca włożona w stworzenie płyty jest niemała i bardzo ważna.
Tym niemniej trzeba uważać, aby nie wywołać w sobie jednego z najmniej miłych uczuć – poczucia straconego czasu.
Tracklista:
01. Destiny
02. No Chance (feat. EGOamp)
03. Proclamation
04. Corruption (feat. Empty)
05. Behind The Horizon
06. Lowdown (feat. Reizstrom)
07. Insane
08. Existence (feat. Blame)
09. Faces
10. Beauty
11. Backlash (feat. Drowning Susan)
12. Slow (feat. LPF12)
13. No Doubt
14. Cutnpaste
15. Deadlock
Inne artykuły:
- mind.area - Disorder EP - 2013-01-07 (Recenzje muzyki)