Mono + Microphonics
Czytano: 3178 razy
Galerie:
- Castle Party 2024 - 2024-07-22 (Festiwale)
- Wrocław Industrial Festival 2018 - 2018-11-07 (Festiwale)
- Mera Luna 2017 - 2017-08-21 (Festiwale)
- Wrocław Industrial Festival 2016 - 2016-11-12 (Festiwale)
- Castle Party 2016 - 2016-08-05 (Festiwale)
- M'era Luna 2015 - 2015-08-17 (Festiwale)
- Wave Gotik Treffen 2015 - 2015-06-02 (Festiwale)
- Amphi Festival 2014 - 2014-08-01 (Festiwale)
- Wrocław Industrial Festival 2013 - 2013-11-11 (Festiwale)
- M'era Luna 2013 - 2013-08-14 (Festiwale)
- Castle Party 2013 - 2013-07-17 (Festiwale)
- Amphi Festival 2012 - 2012-07-31 (Festiwale)
- Zita Rock Festival 2012 - 2012-06-17 (Festiwale)
- Wave Gotik Treffen 2012 - 2012-05-29 (Festiwale)
- Antyscena 2011 - 2011-10-09 (Festiwale)
- Schlagstrom! Festival 2011 - 2011-09-08 (Festiwale)
- M'era Luna 2011 - 2011-08-19 (Festiwale)
- Castle Party 2011 - 2011-07-27 (Festiwale)
- Zita Rock Festival 2011 - 2011-06-21 (Festiwale)
- Mono + Microphonics - 2011-06-05 (Koncerty)
- Industrial Booom 2011 - 2011-04-25 (Festiwale)
- Desdemona + CO.IN + Monolight + Synchropath - 2010-10-08 (Koncerty)
- Red Emprez + MonoLight - 2010-09-12 (Koncerty)
- Amphi Festival 2010 - 2010-07-27 (Festiwale)
- Wave Gotik Treffen 2010 - 2010-05-26 (Festiwale)
Ostatnie tematy na forum:
- Mono No Aware - 2010-09-30
27-ego maja we wrocławskim klubie Firlej, a dzień później w krakowskim Kwadracie, zagrała japońska grupa instrumentalna – Mono. Ich występ poprzedził około półgodzinny support w wykonaniu belgijskiego muzyka Dirk’a Serries, ukrywającego się pod pseudonimem Microphonics. Na początek słów kilka poświęcić należy supportowi, choć chętnie nie podejmowałabym tego wyzwania, aby nie okazać się kompletnym ignorantem w dziedzinie współczesnych trendów muzycznych. Muszę przyznać, że przez pierwsze 10 minut zastanawiałam się czy to już właściwy występ, czy dopiero strojenie instrumentu – w tym przypadku gitary, nad którą Belg siedział skulony z boku sceny w przyćmionym świetle, wydobywając z niej dźwięki niepodobne absolutnie do niczego, co do tej pory znałam. O ile element poznawczy uznać mogę za zaletę mojego pierwszego spotkania na żywo z muzyką określaną mianem ambientalnej, o tyle na tej zalecie muszę poprzestać. Rozumiem, że moja dziecinna naiwność do poszukiwania w muzyce melodii i walorów estetycznych nie może mieć zastosowania do tego rodzaju twórczości. Skoro jednak nie można jej odbierać i oceniać według utartych standardów i schematów, jedyne co pozostaje to zamknąć oczy, pozwolić się ponieść a następnie opisać stany emocjonalne, których się doświadczyło. Czego nie mogłam zrozumieć, postanowiłam poczuć. Niestety, przez pierwsze kilka minut czułam głównie trudny do zlokalizowania rezonans. Nie jestem pewna czy efekt był zamierzony, czy przyczyną był błąd techniczny, ale wibracje drewnianej podłogi w sali koncertowej sprawiły, że zaczęłam obawiać się o strukturę swojej czaszki. Potem było zdecydowanie lepiej, niestety – jak dla mnie bez rewelacji. Jednostajna, niepokojąca plama dźwięku była w stanie wciągnąć mnie na kilka minut, ale nie na dłużej. Sądzę że tego rodzaju koncerty powinny odbywać się w znacznie bardziej kameralnych sytuacjach i przy perfekcyjnym nagłośnieniu, które być może pozwoliłoby wydobyć drobne dźwiękowe smaczki i wzbudzić w słuchaczach zamierzone emocje.
Z prawdziwą ulgą powitałam na scenie gwiazdę wieczoru. Muzycy z tokijskiej grupy mono pojawili się przed publicznością cicho jak duchy, skupieni, skromni, sprawiający wrażenie niemal wyalienowanych. Pozostali tacy przez większość czasu- niezwykle oszczędni w wyrazie scenicznym, wszyscy bez wyjątku ubrani na czarno, introwertyczni, z półprzymkniętymi oczami pochyleni i skoncentrowani na swoich instrumentach, jakby świat poza nimi nie istniał. Nie pozostawiali wątpliwości co do tego, że w ich występie najważniejsza jest muzyka i że zależy im na tym, aby również publiczność mogła w stu procentach skupić się tylko na niej. Nie oznacza to jednak, że na scenie zabrakło energii. Wręcz przeciwnie. Obserwując zachowanie artystów, dało się zauważyć, że muzyka całkowicie ich pochłania i porywa a przy tym, że granie sprawia im niezwykłą frajdę. Nastrój ten natychmiast udzielił się publiczności. Mono znani są ze stosunkowo długich- średnio około 10-minutowych instrumentalnych kompozycji, porywających linii melodycznych, wirtuozerskiej gry i energetycznych koncertów. Kto spodziewał się po nich tego we Wrocławiu, nie zawiódł się.
Z prawdziwą ulgą powitałam na scenie gwiazdę wieczoru. Muzycy z tokijskiej grupy mono pojawili się przed publicznością cicho jak duchy, skupieni, skromni, sprawiający wrażenie niemal wyalienowanych. Pozostali tacy przez większość czasu- niezwykle oszczędni w wyrazie scenicznym, wszyscy bez wyjątku ubrani na czarno, introwertyczni, z półprzymkniętymi oczami pochyleni i skoncentrowani na swoich instrumentach, jakby świat poza nimi nie istniał. Nie pozostawiali wątpliwości co do tego, że w ich występie najważniejsza jest muzyka i że zależy im na tym, aby również publiczność mogła w stu procentach skupić się tylko na niej. Nie oznacza to jednak, że na scenie zabrakło energii. Wręcz przeciwnie. Obserwując zachowanie artystów, dało się zauważyć, że muzyka całkowicie ich pochłania i porywa a przy tym, że granie sprawia im niezwykłą frajdę. Nastrój ten natychmiast udzielił się publiczności. Mono znani są ze stosunkowo długich- średnio około 10-minutowych instrumentalnych kompozycji, porywających linii melodycznych, wirtuozerskiej gry i energetycznych koncertów. Kto spodziewał się po nich tego we Wrocławiu, nie zawiódł się.
Już od pierwszego kawałka całkiem mnie zaczarowali. Każdy utwór, mimo że pozbawiony tekstu, zdawał się opowiadać nową historię, momentami delikatną i liryczną, by po chwili przejść w fantastyczny drapieżny hałas, przez cały czas wciągający, interesujący i zaskakujący czymś nowym. Żywiołowa gra na gitarach Taki i Yody, którzy przez cały koncert usytuowani byli z przodu sceny po jej lewej i prawej stronie, prowadzili lnie melodyczne oparte na dynamicznej perkusji. Szalejący za bębnami Yasunori Takada pozostawał na scenie nieco w cieniu, z tyłu na tle pięknego złotego gongu. Gdy trzem facetom w kapeli towarzyszy kobieta, jest rzeczą dość oczywistą, że to ona stanowi od strony wizualnej najbardziej wdzięczny i malowniczy element występu. Urocza basistka – Tamaki, zamieniająca od czasu do czasu struny na klawisze, koncentrowała na sobie uwagę publiczności nie tylko dlatego, że znajdowała się w centrum trójkąta wyznaczonego na scenie przez trzech pozostałych członków kapeli, jak również nie tylko z uwagi na świetną grę. Nie ulega jednak wątpliwości, że to wrażenia słuchowe odgrywały w czasie koncertu Mono najważniejszą rolę. Zespół zaprezentował 8 utworów w części głównej występu, a po krótkiej przerwie, w odpowiedź na okrzyki publiczności, dorzucili jeszcze bis, choć podobno dawanie bisów nie było do niedawna w ich zwyczaju.
Poniżej set lista z występu tokijskiego zespołu:
Ashes In The Snow
Follow The Map
Burial At Sea
Pure As Snow (Trails of the Winter Storm)
Sabbath
Yearning
Halo
Moonlight
----------------------
Everlasting Light
Poniżej set lista z występu tokijskiego zespołu:
Ashes In The Snow
Follow The Map
Burial At Sea
Pure As Snow (Trails of the Winter Storm)
Sabbath
Yearning
Halo
Moonlight
----------------------
Everlasting Light
Strony: