Pankow - Throw Out Rite
Czytano: 4041 razy
49%
"Throw Out Rite" jest krążkiem, który na długo zapadnie mi w pamięć. Wszystko za sprawą niebywałych trudności w ocenie, jakich mi przysporzył. Ambiwalencja fragmentów beznadziejnych i nowatorskich jest tutaj tak ogromna, że aż głowa może eksplodować. Smaczku dodaje fakt, iż o włoskim Pankow nie słyszałem przed wysłuchaniem tej reedycji, a informacje na temat grupy, do których udało mi się dotrzeć są bardzo szczątkowe. Nie pozwala mi to na osadzenie "Throw Out Rite" w odpowiednim kontekście, a przecież, jak wszyscy dobrze wiemy, muzyka, a szczególnie ta eksperymentalna, zależna jest zarówno od czasów, jak i środowiska w jakim powstawała. Spróbujmy spojrzeć na "Kollaps" czysto muzycznie... Nie da się!
Pankow to ponoć pionierzy włoskiego industrialu elektronicznego. Opisywany album został wydany po raz pierwszy w roku 1983. Na dodatek wtedy składał się tylko z 6 utworów. Tutaj został wzbogacony o 4 bonus tracki. Niestety nie zdołałem zdobyć informacji o tym, które pozycje stanowią dodatek. Wydaje mi się, że cztery ostatnie, ale głowy bym nie dał. Płyta pomimo tego, że przywodzi na myśl bardzo różnorodne skojarzenia – jest nad wyraz spójna. Dlatego tak trudno to ocenić.
A skoro już wspomniałem o skojarzeniach – pozwolę sobie rozwinąć ten wątek. "Throw Out Rite" jest produktem bardzo solidnie osadzonym w stylistce dark independent lat 80. Syntezatory, powtarzalne linie basowe, automaty perkusyjne, brak klasycznych wokali i ogólne zmechanizowanie to chleb powszedni dla Pankow. Jednak pierwsze nasuwające się skojarzenia mogą być mylące. Mówiąc metaforycznie – "Throw Out Rite" to taki kociołek, do którego ktoś wrzucił pierwsze nagrania Skinny Puppy, Front Line Assembly i Einsturzende Neubauten chcąc uzyskać ich esencję, po czym stwierdził, że to wszystko jest zbyt mało ironiczne i trzeba do kotła wrzucić również The Residents, Snakefingera i współczesną (sic!), litewską scenę dark cabaret. Niestety, uzyskana mieszanka okazała się być zbyt groteskową, więc trzeba było ją jeszcze czymś doprawić. Jako lek przyszedł dark ambient w stylu Schulze'a i jazzowe saksofony. Efektem tej dziwacznej procedury stał się krążek, który z jednej strony mógłby spokojnie zostać pogrzebanym na kartach historii, a z drugiej wręcz przeciwnie. "Throw Out Rite" jest żywą skamieliną, aczkolwiek inspirującą i zastanawiającą. Niczym lancetnik wśród zwierząt – wywołuje u ludzi podziw pomieszany ze zdziwieniem - "jak takie coś przetrwało?". Mnie osobiście "Throw Out Rite" kojarzy się z wykwintnym, drogim, piwem, które cierpi na jedną bolączkę – jest nieodleżakowane, w wyniku czego genialny, wciskający w fotel, smak łączy się z nieułożonym i niezbalansowanym alkoholem. Wiem, że specyficzne porównanie.
Najlepsze momenty? Numer 3, który przywodzi mi na myśl specyficzny motyw muzyczny występujący w filmie "Matrix Rewolucje", w scenie, w której przedstawiony jest klub dla fetyszystów. Warto odnotować również numer 8 za świetnie wpleciony saksofon, który w efekcie sprawia, iż "Satellite" to najambitniejszy utwór na krążku. Równie przyjemnie słucha się utworu "Spinnen" oscylującego między dark ambientem, a free jazzem, jak i kawałka "Zz Walhalla", gdzie typowo "frontowa" melodyka łączy się z typowo "blixowym" śpiewem. Duży minus należy się Pankow za "Voce", czyli niedorozwiniętą wersję dzisiejszej twórczości Obsrra zmieszanej z wczesnym The Residents. Bardzo blado wypada również "Rendez–Vous Dans Un Bois", będące, napiszę wprost, wydłużonym do ponad czterech minut interludium.
Niestety, nie przewiduję "Throw Out Rite" drugiego życia. Krążek ów jest zbyt dziwaczny, zbyt niedzisiejszy i zbyt nierówny by dotrzeć bezpośrednio do współczesnego słuchacza; taki spojrzy nań niczym, całkiem dobrze wykształcony człowiek na solidne, aczkolwiek nie wybitne dzieło malarstwa abstrakcyjnego – z powagą i bez zrozumienia. Jego rzekomy intelektualizm zostanie pobudzony na czas trwania albumu, a skończy się równo z ostatnim dźwiękiem ostatniego utworu. Nic ponadto.
Tracklista:
01. Das Wodkalied
02. Rendez-Vous Dans Un Bois
03. Wait And Search
04. Zz Walhalla
05. Destiny
06. I'm Food For You
07. Voce
08. Satellite
09. Spinnen
10. Senza Titolo
Pankow to ponoć pionierzy włoskiego industrialu elektronicznego. Opisywany album został wydany po raz pierwszy w roku 1983. Na dodatek wtedy składał się tylko z 6 utworów. Tutaj został wzbogacony o 4 bonus tracki. Niestety nie zdołałem zdobyć informacji o tym, które pozycje stanowią dodatek. Wydaje mi się, że cztery ostatnie, ale głowy bym nie dał. Płyta pomimo tego, że przywodzi na myśl bardzo różnorodne skojarzenia – jest nad wyraz spójna. Dlatego tak trudno to ocenić.
A skoro już wspomniałem o skojarzeniach – pozwolę sobie rozwinąć ten wątek. "Throw Out Rite" jest produktem bardzo solidnie osadzonym w stylistce dark independent lat 80. Syntezatory, powtarzalne linie basowe, automaty perkusyjne, brak klasycznych wokali i ogólne zmechanizowanie to chleb powszedni dla Pankow. Jednak pierwsze nasuwające się skojarzenia mogą być mylące. Mówiąc metaforycznie – "Throw Out Rite" to taki kociołek, do którego ktoś wrzucił pierwsze nagrania Skinny Puppy, Front Line Assembly i Einsturzende Neubauten chcąc uzyskać ich esencję, po czym stwierdził, że to wszystko jest zbyt mało ironiczne i trzeba do kotła wrzucić również The Residents, Snakefingera i współczesną (sic!), litewską scenę dark cabaret. Niestety, uzyskana mieszanka okazała się być zbyt groteskową, więc trzeba było ją jeszcze czymś doprawić. Jako lek przyszedł dark ambient w stylu Schulze'a i jazzowe saksofony. Efektem tej dziwacznej procedury stał się krążek, który z jednej strony mógłby spokojnie zostać pogrzebanym na kartach historii, a z drugiej wręcz przeciwnie. "Throw Out Rite" jest żywą skamieliną, aczkolwiek inspirującą i zastanawiającą. Niczym lancetnik wśród zwierząt – wywołuje u ludzi podziw pomieszany ze zdziwieniem - "jak takie coś przetrwało?". Mnie osobiście "Throw Out Rite" kojarzy się z wykwintnym, drogim, piwem, które cierpi na jedną bolączkę – jest nieodleżakowane, w wyniku czego genialny, wciskający w fotel, smak łączy się z nieułożonym i niezbalansowanym alkoholem. Wiem, że specyficzne porównanie.
Najlepsze momenty? Numer 3, który przywodzi mi na myśl specyficzny motyw muzyczny występujący w filmie "Matrix Rewolucje", w scenie, w której przedstawiony jest klub dla fetyszystów. Warto odnotować również numer 8 za świetnie wpleciony saksofon, który w efekcie sprawia, iż "Satellite" to najambitniejszy utwór na krążku. Równie przyjemnie słucha się utworu "Spinnen" oscylującego między dark ambientem, a free jazzem, jak i kawałka "Zz Walhalla", gdzie typowo "frontowa" melodyka łączy się z typowo "blixowym" śpiewem. Duży minus należy się Pankow za "Voce", czyli niedorozwiniętą wersję dzisiejszej twórczości Obsrra zmieszanej z wczesnym The Residents. Bardzo blado wypada również "Rendez–Vous Dans Un Bois", będące, napiszę wprost, wydłużonym do ponad czterech minut interludium.
Niestety, nie przewiduję "Throw Out Rite" drugiego życia. Krążek ów jest zbyt dziwaczny, zbyt niedzisiejszy i zbyt nierówny by dotrzeć bezpośrednio do współczesnego słuchacza; taki spojrzy nań niczym, całkiem dobrze wykształcony człowiek na solidne, aczkolwiek nie wybitne dzieło malarstwa abstrakcyjnego – z powagą i bez zrozumienia. Jego rzekomy intelektualizm zostanie pobudzony na czas trwania albumu, a skończy się równo z ostatnim dźwiękiem ostatniego utworu. Nic ponadto.
Tracklista:
01. Das Wodkalied
02. Rendez-Vous Dans Un Bois
03. Wait And Search
04. Zz Walhalla
05. Destiny
06. I'm Food For You
07. Voce
08. Satellite
09. Spinnen
10. Senza Titolo