Projekt LR – M3DYCYN4
Czytano: 3038 razy
84%
Wykonawca:
Katalog płyt:
Od początku do końca tworzenia tej recenzji przyznam, że z twarzy nie schodził mi uśmiech. Że niby mało gotyckie, że niby mało trÓ? No i co z tego! Zaraz się wytłumaczę.
Pierwsze primo, tracklista – widać, że będzie ciekawie. Najpopularniejsza forma cyfrowego kodowania informacji, którą oczywiście większość spokojnie przeczyta, no ale – właśnie, nie wszyscy.
Już pierwszy utwór (1NF0) wprowadza w klimat całej płyty – elektro, elektro, elektro, elektro, a teksty psychodeliczne i co najfajniejsze – po polsku. Najlepsze! Takie podejście przydarza się zdecydowanie za rzadko, chapeau bas. Tylko jednego wybaczyć nie mogę – LABOLATORIUM?! Z łacińskiego labora – praca. A tak to miodzio, po polsku, ach, no z zachwytu wyjść nie mogę i wcale nie chcę. To, że THC i kanabis jest praktycznie tym samym też nie wadzi (tehacyna jako składnik psychoaktywny kanabinoidów) i pewnie jeszcze kilka innych, ale nie szkodzi, nie psują odbioru całokształtu.
A tak poza tym to cała płyta jest tak umiejętnie skonstruowana, że praktycznie nie czuć przejścia pomiędzy utworami. Spokojnie piszę sobie tę recenzję, chcę rzetelnie, utwór po utworze... cooo?! Już czwarty?! No hej, hola! Ale spójność to kolejny plus na konto Projektu LR. Być może to zasługa całkiem przyjemnych i krótkich wstawek muzycznych (pozycje 3, 5, 7, 11, 13 i ewentualnie 9), spajających płytę.
W13C3J to jeden z tych utworów, po zakończeniu których cały czas nucimy, potupujac nogą. I na całe szczęście, w13c3j jest takich ;)
C4NC3R – skocznie, rytmicznie, dekadencko: w tym kierunku cała płyta w zamierzeniu twórców zmierza, co ładnie komponuje się z całością. Przyjemne dla ucha elektro, jak wszędzie zresztą.
W utworze 3W4KU4CJ4 początek wydawał się obietnicą wyluzowania i spuszczenia z tonu – gdzie tam, dalej ostro się bawimy. Spójne i w klimacie, ważna sprawa.
C245 D3K4D3NJC1 – mam wrażenie, że twórcy chcieli, by akurat ta pozycja była sztandarowa dla płyty. Dlaczego? Bo stanowi kwintesencję stylu i klimatu, a tekst wydaje się dojrzalszy niż którykolwiek z pozostałych. Warstwy elektroniczne ładnie się nakładają, budują, rozwijają, a wokal tym razem zaskakuje melodyjnością – zazwyczaj jest growlująco-deklamujący.
P5YCH14TRYK miła, psychodeliczna przejściówka. Przyznam, że gdyby nie konkretny koncept płyty, mogłaby się muzycznie aż tak dobrze nie obronić – elektro jest wszędzie w każdej możliwej postaci, na chwilę obecną w nieomal wszystkich projektach muzycznych. Ale liczy się to, co można z nim zrobić. A twórcy obrali ścieżkę niesamowitej energii - przepełnionej motywami rezygnacji, fałszu, umierającej nadziei, które w efekcie mogą być przecież jedynie mirażem wyzwolonym przez rozmaite, psychoaktywne substancje. Miodzio!
Właściwie to na tym mogłabym skończyć recenzję, bo zaczęłabym się powtarzać. Wszędzie spójnie, energetycznie i po polsku. Jeśli chodzi o target słuchaczy, to niepodzielnie kojarzy mi się z szalonymi czasami szkolnymi – pierwsze Komandosy (zniknęły! Po 127 latach produkcji!), pierwsze starte glany, ubezpieczanie barierek i przygodnie poznani, dziwni ludzie, których spotyka się ponownie na różnych masowych spędach.
Czy poszłabym na koncert? Tak! Chociażby dlatego, by poczuć się młodszą ;) Nie ma nic fajniejszego niż świadomość, że masz przed sobą wciąż kilka pięknych lat, przepełnionych możliwościami. A kapela, która wyzwala takie uczucia, warta jest uwagi. Więc jeśli kiedyś Projekt LR zawita do Wrocławia, ubezpieczam barierki!
Tracklista:
01. 1NF0
02. WI3C3J
03. 04
04. C4NC3R
05. 03
06. 3W4KU4CJ4
07. 02
08. C245 D3K4D3NJC1 (reMETS)
09. P5YCH14TRYK
10. P0SŁ4N1EC
11. 01
12. 4NN3JMD
13. 00
14. PMSD (reMETS)
15. M0DL1TW4
Inne artykuły:
Pierwsze primo, tracklista – widać, że będzie ciekawie. Najpopularniejsza forma cyfrowego kodowania informacji, którą oczywiście większość spokojnie przeczyta, no ale – właśnie, nie wszyscy.
Już pierwszy utwór (1NF0) wprowadza w klimat całej płyty – elektro, elektro, elektro, elektro, a teksty psychodeliczne i co najfajniejsze – po polsku. Najlepsze! Takie podejście przydarza się zdecydowanie za rzadko, chapeau bas. Tylko jednego wybaczyć nie mogę – LABOLATORIUM?! Z łacińskiego labora – praca. A tak to miodzio, po polsku, ach, no z zachwytu wyjść nie mogę i wcale nie chcę. To, że THC i kanabis jest praktycznie tym samym też nie wadzi (tehacyna jako składnik psychoaktywny kanabinoidów) i pewnie jeszcze kilka innych, ale nie szkodzi, nie psują odbioru całokształtu.
A tak poza tym to cała płyta jest tak umiejętnie skonstruowana, że praktycznie nie czuć przejścia pomiędzy utworami. Spokojnie piszę sobie tę recenzję, chcę rzetelnie, utwór po utworze... cooo?! Już czwarty?! No hej, hola! Ale spójność to kolejny plus na konto Projektu LR. Być może to zasługa całkiem przyjemnych i krótkich wstawek muzycznych (pozycje 3, 5, 7, 11, 13 i ewentualnie 9), spajających płytę.
W13C3J to jeden z tych utworów, po zakończeniu których cały czas nucimy, potupujac nogą. I na całe szczęście, w13c3j jest takich ;)
C4NC3R – skocznie, rytmicznie, dekadencko: w tym kierunku cała płyta w zamierzeniu twórców zmierza, co ładnie komponuje się z całością. Przyjemne dla ucha elektro, jak wszędzie zresztą.
W utworze 3W4KU4CJ4 początek wydawał się obietnicą wyluzowania i spuszczenia z tonu – gdzie tam, dalej ostro się bawimy. Spójne i w klimacie, ważna sprawa.
C245 D3K4D3NJC1 – mam wrażenie, że twórcy chcieli, by akurat ta pozycja była sztandarowa dla płyty. Dlaczego? Bo stanowi kwintesencję stylu i klimatu, a tekst wydaje się dojrzalszy niż którykolwiek z pozostałych. Warstwy elektroniczne ładnie się nakładają, budują, rozwijają, a wokal tym razem zaskakuje melodyjnością – zazwyczaj jest growlująco-deklamujący.
P5YCH14TRYK miła, psychodeliczna przejściówka. Przyznam, że gdyby nie konkretny koncept płyty, mogłaby się muzycznie aż tak dobrze nie obronić – elektro jest wszędzie w każdej możliwej postaci, na chwilę obecną w nieomal wszystkich projektach muzycznych. Ale liczy się to, co można z nim zrobić. A twórcy obrali ścieżkę niesamowitej energii - przepełnionej motywami rezygnacji, fałszu, umierającej nadziei, które w efekcie mogą być przecież jedynie mirażem wyzwolonym przez rozmaite, psychoaktywne substancje. Miodzio!
Właściwie to na tym mogłabym skończyć recenzję, bo zaczęłabym się powtarzać. Wszędzie spójnie, energetycznie i po polsku. Jeśli chodzi o target słuchaczy, to niepodzielnie kojarzy mi się z szalonymi czasami szkolnymi – pierwsze Komandosy (zniknęły! Po 127 latach produkcji!), pierwsze starte glany, ubezpieczanie barierek i przygodnie poznani, dziwni ludzie, których spotyka się ponownie na różnych masowych spędach.
Czy poszłabym na koncert? Tak! Chociażby dlatego, by poczuć się młodszą ;) Nie ma nic fajniejszego niż świadomość, że masz przed sobą wciąż kilka pięknych lat, przepełnionych możliwościami. A kapela, która wyzwala takie uczucia, warta jest uwagi. Więc jeśli kiedyś Projekt LR zawita do Wrocławia, ubezpieczam barierki!
Tracklista:
01. 1NF0
02. WI3C3J
03. 04
04. C4NC3R
05. 03
06. 3W4KU4CJ4
07. 02
08. C245 D3K4D3NJC1 (reMETS)
09. P5YCH14TRYK
10. P0SŁ4N1EC
11. 01
12. 4NN3JMD
13. 00
14. PMSD (reMETS)
15. M0DL1TW4
Inne artykuły:
- Halotan Records - Sampler 03 - 2012-02-25 (Recenzje muzyki)