Salem: 1976 - Wounded Birds of a Feather
Czytano: 2291 razy
90%
Osobom które nie są zaznajomione z muzyką Salem: 1976, a sądząc po jej enigmatycznym stylu, znajdzie się kilka takich, samo imię sugeruje poważnie mroczne i głębokie brzmienia. Osoby te nie będą rozczarowane. Jeśli muzyka może być przyjemnie złowieszcza, desperacko uległa i rozkosznie depresyjna, to ta zdecydowanie taką jest. A ja mam do takiej słabość.
Kristopher Bernard, który jest za tę płytę odpowiedzialny, urodził się w Salem w roku 1976. W tym samym roku i miejscu zmarł jego ojciec. Jeśli ktoś miałby potrzebę doszukać się w tym symbolizmu, proponuję się zastanowić nad tragicznym pięknem symetrii w cyklu życia i śmierci i nad potrzebą kontaktu z duszami tych, którzy odeszli. "Wounded Birds of a Feather" jest to jego drugi album, ale nie jest typową kolekcją piosenek, czy nawet utworów muzycznych. Raczej jest to zestawienie doświadczeń wyrażonych za pomocą dźwięków. ("Czyż nie wszystka muzyka jest tym właśnie?" - zapytał byś. To fakt że jest, ale w tym przypadku intencją jest żeby wybitnie podkreślić to zjawisko).
Jak zaczniesz słuchać tej płyty to natychmiast okaże się że ma na celu namieszać ci w głowie. Yell At Me Father wciągnie cię niskim mruczeniem i złowróżbnym, ciężko zniekształconym głosem, i będzie ci się wydawało że zaraz wybuchnie piekło. Po chwili okaże się że nic z tego. Być może twój schemat tego jak powinna brzmieć płyta zostanie poddany wyzwaniu co może być dosyć frustrujące. I dobrze. Tak miało być. Następny kawałek również będzie się z tobą droczył. A Backdoor to Heaven rozpędza się dosyć powoli ale jak już dojdzie to okazuje się utworem pełnym złożonych, interesujących, jakby zainspirowanych naturą dźwięków, którym przewodzi jednostajny rytm. Trudno nie kiwać głową. It's Not My Fault może sprawić ci niespodziankę pogodną, durową melodią więc nie zdziw się jak zaczniesz wyobrażać sobie że zbierasz kwiatki na leśnej polanie w ponury, mglisty dzień. I tak dalej. Mogłabym powymyślać porównania dla wszystkich 13 utworów z tej płyty ale nie ma to większego sensu ponieważ lepiej posłuchaj i zrób swoje własne. Mówię serio, posłuchaj i to zaraz gdyż czy mówiłam już że ten album jest zajebisty?
Każdy kawałek jest pełen niemalże dotykalnych substancji dźwiękowych, umiejętnie połączonych ze sobą, czego rezultatem jest idealna proporcja hałasu do melodii. Jest to wyborna uczta składająca się z dań które najlepiej smakują po północy i w samotności. Jest piękna. Smacznego.
Tracklista:
01.Yell At Me FAther
02. A Backdoor to Heaven
03. It's Not My Fault
04. Tomorrow Hides itslef in Yesterday's Shadows
05. Theme From a Hollow Promise Pt.2 (I Cast You Out)
06. Cougar Brown
07. Goodbye Mary Jane
08. All is Not Gold
09. Salem Reverie
10. You're Still Heree
11. Benthic Beats
12. Her Carcinogenic Smile
13. The Amniotic Sea (Origin of life Pt.13)
Kristopher Bernard, który jest za tę płytę odpowiedzialny, urodził się w Salem w roku 1976. W tym samym roku i miejscu zmarł jego ojciec. Jeśli ktoś miałby potrzebę doszukać się w tym symbolizmu, proponuję się zastanowić nad tragicznym pięknem symetrii w cyklu życia i śmierci i nad potrzebą kontaktu z duszami tych, którzy odeszli. "Wounded Birds of a Feather" jest to jego drugi album, ale nie jest typową kolekcją piosenek, czy nawet utworów muzycznych. Raczej jest to zestawienie doświadczeń wyrażonych za pomocą dźwięków. ("Czyż nie wszystka muzyka jest tym właśnie?" - zapytał byś. To fakt że jest, ale w tym przypadku intencją jest żeby wybitnie podkreślić to zjawisko).
Jak zaczniesz słuchać tej płyty to natychmiast okaże się że ma na celu namieszać ci w głowie. Yell At Me Father wciągnie cię niskim mruczeniem i złowróżbnym, ciężko zniekształconym głosem, i będzie ci się wydawało że zaraz wybuchnie piekło. Po chwili okaże się że nic z tego. Być może twój schemat tego jak powinna brzmieć płyta zostanie poddany wyzwaniu co może być dosyć frustrujące. I dobrze. Tak miało być. Następny kawałek również będzie się z tobą droczył. A Backdoor to Heaven rozpędza się dosyć powoli ale jak już dojdzie to okazuje się utworem pełnym złożonych, interesujących, jakby zainspirowanych naturą dźwięków, którym przewodzi jednostajny rytm. Trudno nie kiwać głową. It's Not My Fault może sprawić ci niespodziankę pogodną, durową melodią więc nie zdziw się jak zaczniesz wyobrażać sobie że zbierasz kwiatki na leśnej polanie w ponury, mglisty dzień. I tak dalej. Mogłabym powymyślać porównania dla wszystkich 13 utworów z tej płyty ale nie ma to większego sensu ponieważ lepiej posłuchaj i zrób swoje własne. Mówię serio, posłuchaj i to zaraz gdyż czy mówiłam już że ten album jest zajebisty?
Każdy kawałek jest pełen niemalże dotykalnych substancji dźwiękowych, umiejętnie połączonych ze sobą, czego rezultatem jest idealna proporcja hałasu do melodii. Jest to wyborna uczta składająca się z dań które najlepiej smakują po północy i w samotności. Jest piękna. Smacznego.
Tracklista:
01.Yell At Me FAther
02. A Backdoor to Heaven
03. It's Not My Fault
04. Tomorrow Hides itslef in Yesterday's Shadows
05. Theme From a Hollow Promise Pt.2 (I Cast You Out)
06. Cougar Brown
07. Goodbye Mary Jane
08. All is Not Gold
09. Salem Reverie
10. You're Still Heree
11. Benthic Beats
12. Her Carcinogenic Smile
13. The Amniotic Sea (Origin of life Pt.13)