Sin Deadly Sin - Fall From Heaven
Czytano: 2873 razy
49%
Po debiutanckim albumie reaktywowanej części składu blackmetalowego Evenfall zdecydowanie spodziewano się wiele. Niestety, zarówno gotycka aranżacja projektu Sin deadly sin, jak i cała konwencja albumu Fall from heaven, budzą wyłącznie wątpliwości.
Fall from haven to zestaw 11 podobnie brzmiących, melodramatycznych utworów, z których żaden nie zostaje w pamięci dostatecznie długo, by się nim cieszyć. Kawałki oparte są w zasadzie na tych samych akordach, cechują je zbliżone - jak nie identyczne - dynamika i rytm. Wszystkie utwory - choć bardzo podobne - muzycznie brzmią nienajgorzej: są mocno gitarowe, melodyjnie syntezatorowe, z ograniczonym potencjałem linii basu i prawie powermetalową perkusją. Problem pojawia się zawsze, gdy wchodzi wokal Roberty Staccuneddu: monotonny i nosowy, za mocno wysunięty na plan pierwszy, prawie zawsze zagłusza muzyczne tło - to, które mogłoby album uratować. Po wielokrotnym wysłuchaniu albumu można już wszakże wskazać na słabsze i nieco lepsze momenty albumu. Brzmieniowo na tle pozostałych wyróżnia się wieńcząca album trójca. Q.o.t.d., które na tle pozostałych brzmi bardzo dojrzale, dobrze balansuje temperaturę brzmienia heavymetalowymi gitarami zestrojonymi z delikatnymi syntezatorami. My Prayer należałoby wyróżnić ze względu na konsekwentne trzymanie się tematu i rytmikę, której brakuje w wielu poprzedzających je utworach. Wieńczące album From your lips to w zasadzie jedyna ballada na całym albumie - i brzmi zaskakująco dobrze. Tam wokal nie toczy batalii z muzycznymi aranżacjami, są one bowiem ograniczone do minimum. Nieco cieplejsze uczucia, poza wymienionymi już utworami, budzi również Moon darkened silence - które brzmi jednak bardzo podobnie do My Prayer, niestety. Na potępienie zasługują w zasadzie wszystkie pozostałe piosenki, na czele z kawałkiem singlowym Your heaven, w którym fantastyczne intro i dobry, klawiszowy motyw przewodni rujnuje nudny i jednolicie brzmiący wokal. Pomijając wspomniane Moon darkened silence, aż do Q.o.t.d. na albumie nie dzieje się nic, a wszystkie utwory brzmią zbyt podobnie, by się na ich temat rozwodzić.
Fall from haven to jedno z największych muzycznych rozczarowań ostatnich miesięcy. Ekipa grająca niegdyś black metal, teraz łagodzi gitary, tłumi bas i delikatnie puka w klawisze syntezatorów - których i tak w Evenfall nie brakowało, ale były… silniejsze? Sin deadly sin prezentuje dosyć ubogie i jednorodne brzmienie, pomimo ogromnego potencjału (i świetnej gitary, naprawdę!). Prawdopodobnie wrażenie byłoby o niebo lepsze, gdyby nie wymuszony, nosowy i do bólu nudny wokal, który zagłusza i tak nieeksponowane tło muzyczne. Głos Staccuneddu nie wyraża żadnych emocji, jest tendencyjny i zamiast podkreślać atuty zespołu - tylko je zagłusza. Ogólnie - Fall from heaven to propozycja dla miłośników gotyckiego metalu, którzy dla zasady przesłuchują wszystko, co mieści się w ramach gatunku. I na koniec - słuchacie na własne ryzyko.
Tracklista:
01. Take My Pain
02. Your Heaven
03. Don’t Sleep Anymore
04. Nothing
05. Moon Darkened Silence
06. Left Alone
07. Ophelia’s Dream
08. White December
09. Q.o.t.d.
10. My Prayer
11. From Your Lips
Fall from haven to zestaw 11 podobnie brzmiących, melodramatycznych utworów, z których żaden nie zostaje w pamięci dostatecznie długo, by się nim cieszyć. Kawałki oparte są w zasadzie na tych samych akordach, cechują je zbliżone - jak nie identyczne - dynamika i rytm. Wszystkie utwory - choć bardzo podobne - muzycznie brzmią nienajgorzej: są mocno gitarowe, melodyjnie syntezatorowe, z ograniczonym potencjałem linii basu i prawie powermetalową perkusją. Problem pojawia się zawsze, gdy wchodzi wokal Roberty Staccuneddu: monotonny i nosowy, za mocno wysunięty na plan pierwszy, prawie zawsze zagłusza muzyczne tło - to, które mogłoby album uratować. Po wielokrotnym wysłuchaniu albumu można już wszakże wskazać na słabsze i nieco lepsze momenty albumu. Brzmieniowo na tle pozostałych wyróżnia się wieńcząca album trójca. Q.o.t.d., które na tle pozostałych brzmi bardzo dojrzale, dobrze balansuje temperaturę brzmienia heavymetalowymi gitarami zestrojonymi z delikatnymi syntezatorami. My Prayer należałoby wyróżnić ze względu na konsekwentne trzymanie się tematu i rytmikę, której brakuje w wielu poprzedzających je utworach. Wieńczące album From your lips to w zasadzie jedyna ballada na całym albumie - i brzmi zaskakująco dobrze. Tam wokal nie toczy batalii z muzycznymi aranżacjami, są one bowiem ograniczone do minimum. Nieco cieplejsze uczucia, poza wymienionymi już utworami, budzi również Moon darkened silence - które brzmi jednak bardzo podobnie do My Prayer, niestety. Na potępienie zasługują w zasadzie wszystkie pozostałe piosenki, na czele z kawałkiem singlowym Your heaven, w którym fantastyczne intro i dobry, klawiszowy motyw przewodni rujnuje nudny i jednolicie brzmiący wokal. Pomijając wspomniane Moon darkened silence, aż do Q.o.t.d. na albumie nie dzieje się nic, a wszystkie utwory brzmią zbyt podobnie, by się na ich temat rozwodzić.
Fall from haven to jedno z największych muzycznych rozczarowań ostatnich miesięcy. Ekipa grająca niegdyś black metal, teraz łagodzi gitary, tłumi bas i delikatnie puka w klawisze syntezatorów - których i tak w Evenfall nie brakowało, ale były… silniejsze? Sin deadly sin prezentuje dosyć ubogie i jednorodne brzmienie, pomimo ogromnego potencjału (i świetnej gitary, naprawdę!). Prawdopodobnie wrażenie byłoby o niebo lepsze, gdyby nie wymuszony, nosowy i do bólu nudny wokal, który zagłusza i tak nieeksponowane tło muzyczne. Głos Staccuneddu nie wyraża żadnych emocji, jest tendencyjny i zamiast podkreślać atuty zespołu - tylko je zagłusza. Ogólnie - Fall from heaven to propozycja dla miłośników gotyckiego metalu, którzy dla zasady przesłuchują wszystko, co mieści się w ramach gatunku. I na koniec - słuchacie na własne ryzyko.
Tracklista:
01. Take My Pain
02. Your Heaven
03. Don’t Sleep Anymore
04. Nothing
05. Moon Darkened Silence
06. Left Alone
07. Ophelia’s Dream
08. White December
09. Q.o.t.d.
10. My Prayer
11. From Your Lips