TUSK - Sacrifice
Czytano: 2272 razy
54%
To nie kolejny wampiryczny przebój dla nastolatków. To również nie mash-up przebojów Madonny i nagrań, które doprowadziły do afery taśmowej w polskiej polityce, nie mającej, na szczęście, nic wspólnego z muzycznym projektem o nazwie brzmiącej jednako z nazwiskiem premiera nadwiślańskiego kraju. Co łączy te dwie rzeczy, to fakt, że do muzyki TUSK można tańczyć tak intensywnie jak ministrowie na swoich stołkach (jak również apokaliptyczna wizja towarzysząca sejmowym obradom).
Image tego berlińskiego producenta kojarzy się częściowo z teatralną postacią Klausa Nomiego (chociaż znacznie odbiega od niej muzycznie), zdominowana jest jednak przez estetykę campowego sci-fi rodem z "The Rocky Horror Picture Show". Nie odważyłbym się nazwać tego albumu queer popem, mimo to pewna nietypowość i cały ten stylizacyjny camp przenika nieprzejednanie dźwięki zawarte na, skądinąd obiecującym, debiucie.
Zamiłowanie do musicalu i seksualna niejednoznaczność samego autora, wcielającego się na swoich występach w rolę obrońcy świata przed kultem wzywającym swoją boginię, by zniszczyła Ziemię, dodają zróżnicowanym stylistycznie utworom tajemniczości, "kosmicznej" plastyczności, odrobiny epickiego rozmachu – co dla świata synth-wave jest raczej niecodzienne.
TUSK przypomina, że lata 80. w muzyce wciąż mają się dobrze, i udowadnia wytaczaną przez niektórych tezę, że style sprzed 20 lat powracają, by zawojować parkiety, podczas gdy o tych sprzed dziesięciu należy milczeć. Jednoznacznie krzyczy o tym syntetyzator stanowiący fundament wszystkich dziesięciu kompozycji.
O ile wprowadzające, odrobinę hipnotyzujące i skonstruowane jako monotonne wezwanie "Goddess Save Us" importuje trochę mroku do kompozycji, to już "The Rain Keeps Falling Down" zbliża się do funky, nastawiając słuchacza głównie na niczym nieskrępowane doświadczenia na parkiecie. W całym materiale zapożyczeń gatunkowych jest sporo. Czasem odbiorca czuje się jak na imprezie disco i rave, gdy do głosu dochodzą wpływy acid house ("Thought of You"), czasem wraca do etapu fascynacji synth-popem i ruchem New Romantic ("Heart Stop Racing"), czasem zwraca uwagę na urozmaiconą rytmikę ("I want to die"). Ta mnogość wpływów sprawia, ze trudniej wskazać bezpośrednie inspiracje "osobowe". Może być to i David Bowie (daje o tym znać "Certain Things"), i Annie Lenox, i Pet Shop Boys... Ciekawie brzmią zapożyczenia z new wave, czy to w warstwie rytmicznej ("Walking Disaster"), czy melodyjnej, co ciekawie prezentuje się w "Desire", w którym imitujące brzmienie instrumentów dętych cold wave’owe podkłady spotykają się z "Gorączką Sobotniej Nocy". Ciekawie skomponowane zostało spokojniejsze "Less is more", gdzie znalazło się miejsce na melancholijny smutek, więcej mroku, ale nie zrezygnowano z tanecznego drygu lat 80.
Niektórym płyta wyda się jednak zbyt monotonna, nawet pomimo zróżnicowanych inspiracji. Ambiwalentny stosunek mam również do wokalu, owszem, chwytliwego, ale z drugiej strony "flegmatycznego". I choć campowy charakter też nie wszystkim będzie odpowiadał, a nawet z jego powodu zaszufladkują tę muzykę jako "do słuchania po alkoholu", sądzę, że stanowi on niewątpliwy atut "Sacrifice".
Tracklista:
01. Goddess Save Us
02. The Rain Keeps Falling Down
03. I Want to Die
04. Heart Stop Racing
05. Thought of You
06. Walking Disaster
07. Certain Things
08. Less Is More
09. Desire
10. Coming For You
Image tego berlińskiego producenta kojarzy się częściowo z teatralną postacią Klausa Nomiego (chociaż znacznie odbiega od niej muzycznie), zdominowana jest jednak przez estetykę campowego sci-fi rodem z "The Rocky Horror Picture Show". Nie odważyłbym się nazwać tego albumu queer popem, mimo to pewna nietypowość i cały ten stylizacyjny camp przenika nieprzejednanie dźwięki zawarte na, skądinąd obiecującym, debiucie.
Zamiłowanie do musicalu i seksualna niejednoznaczność samego autora, wcielającego się na swoich występach w rolę obrońcy świata przed kultem wzywającym swoją boginię, by zniszczyła Ziemię, dodają zróżnicowanym stylistycznie utworom tajemniczości, "kosmicznej" plastyczności, odrobiny epickiego rozmachu – co dla świata synth-wave jest raczej niecodzienne.
TUSK przypomina, że lata 80. w muzyce wciąż mają się dobrze, i udowadnia wytaczaną przez niektórych tezę, że style sprzed 20 lat powracają, by zawojować parkiety, podczas gdy o tych sprzed dziesięciu należy milczeć. Jednoznacznie krzyczy o tym syntetyzator stanowiący fundament wszystkich dziesięciu kompozycji.
O ile wprowadzające, odrobinę hipnotyzujące i skonstruowane jako monotonne wezwanie "Goddess Save Us" importuje trochę mroku do kompozycji, to już "The Rain Keeps Falling Down" zbliża się do funky, nastawiając słuchacza głównie na niczym nieskrępowane doświadczenia na parkiecie. W całym materiale zapożyczeń gatunkowych jest sporo. Czasem odbiorca czuje się jak na imprezie disco i rave, gdy do głosu dochodzą wpływy acid house ("Thought of You"), czasem wraca do etapu fascynacji synth-popem i ruchem New Romantic ("Heart Stop Racing"), czasem zwraca uwagę na urozmaiconą rytmikę ("I want to die"). Ta mnogość wpływów sprawia, ze trudniej wskazać bezpośrednie inspiracje "osobowe". Może być to i David Bowie (daje o tym znać "Certain Things"), i Annie Lenox, i Pet Shop Boys... Ciekawie brzmią zapożyczenia z new wave, czy to w warstwie rytmicznej ("Walking Disaster"), czy melodyjnej, co ciekawie prezentuje się w "Desire", w którym imitujące brzmienie instrumentów dętych cold wave’owe podkłady spotykają się z "Gorączką Sobotniej Nocy". Ciekawie skomponowane zostało spokojniejsze "Less is more", gdzie znalazło się miejsce na melancholijny smutek, więcej mroku, ale nie zrezygnowano z tanecznego drygu lat 80.
Niektórym płyta wyda się jednak zbyt monotonna, nawet pomimo zróżnicowanych inspiracji. Ambiwalentny stosunek mam również do wokalu, owszem, chwytliwego, ale z drugiej strony "flegmatycznego". I choć campowy charakter też nie wszystkim będzie odpowiadał, a nawet z jego powodu zaszufladkują tę muzykę jako "do słuchania po alkoholu", sądzę, że stanowi on niewątpliwy atut "Sacrifice".
Tracklista:
01. Goddess Save Us
02. The Rain Keeps Falling Down
03. I Want to Die
04. Heart Stop Racing
05. Thought of You
06. Walking Disaster
07. Certain Things
08. Less Is More
09. Desire
10. Coming For You