Uniqplan - Wilderness
Debiutancki album tej warszawskiej kapeli to produkt naprawdę zawodowy. Nie ma się czego wstydzić. Więcej! Słychać, że muzycy cały czas starają się nadążać za "światowym brzmieniem". Wysoki poziom aranżacji i realizacji sprawia, że słucha się jej z przyjemną lekkością. Szczególnie zadowoleni będą wszyscy Ci, którzy z sentymentem podchodzą do wszystkiego, co nurt około elektroniczny proponował 2, 3 dekady temu.
Wilderness to płyta przede wszystkim elektroniczna, choć bardziej pasowałoby tu określenie "syntetyczna" z rockowym feelingiem. Mamy tu zatrzęsienie przebojowych melodii, których tworzenie zdaje się przychodzić muzykom z niezwykłą łatwością. Jeśli chodzi o stronę liryczną, to - o ile do angielskich tekstów przyczepić się nie mogę - nad ich interpretacją możnaby jeszcze troszkę popracować. Głos wokalisty zdaje się być czasem nachalny, a frazy przerysowane. Jest to jednak w zasadzie jedyny mankament krążka. Utwory jak Wilderness, Not Synthetic, This Make Sense czy Love Radiation z pewnością zadziałają jak magnes dla wszystkich wielbicieli lat 80. Ich niezwykła chwytliwość sprawia wrażenie, że gdzieś się to już słyszało. Piosenki szybko zapadają w pamięć. Nie brakuje również ambitniejszych kompozycji, jak doskonały Even If czy zamykający album Wunderlust. Obie z tajemniczym, elektro-psychodelicznym polotem. Warto zazanczyć, że płyta choć zupełnie nie razi przygnębieniem czy mrokiem ma w sobie pewną melancholijność, charakterystyczną dla wszystkiego, co przed nazwą kreśli sobie termin "indie".
Reasumując, jest to dobra płyta, która przywróciła mi nieco nadwątloną wiarę w rodzime zespoły. (udam, że wyjątkowo kiczowaty Fairy Tale nie znalazł się na płycie). Depeche Mode? New Order? - odniesienia zdają się być oczywiste, lecz czy to źle i czy świadczy to o braku oryginalności? Nie koniecznie. Widać, że zespół ma swoje inspiracje i jasno określoną ścieżkę, którą chce podążać. Brawo.
Tracklista:
01. Halfway
02. Not Synthetic
03. This Makes Sense
04. Freeland
05. Love Radiation
06. Fairy Tale
07. Wilderness
08. Stranger
09. WYSIWYG
10. Even If
11. One Day
12. Wanderlust
Wilderness to płyta przede wszystkim elektroniczna, choć bardziej pasowałoby tu określenie "syntetyczna" z rockowym feelingiem. Mamy tu zatrzęsienie przebojowych melodii, których tworzenie zdaje się przychodzić muzykom z niezwykłą łatwością. Jeśli chodzi o stronę liryczną, to - o ile do angielskich tekstów przyczepić się nie mogę - nad ich interpretacją możnaby jeszcze troszkę popracować. Głos wokalisty zdaje się być czasem nachalny, a frazy przerysowane. Jest to jednak w zasadzie jedyny mankament krążka. Utwory jak Wilderness, Not Synthetic, This Make Sense czy Love Radiation z pewnością zadziałają jak magnes dla wszystkich wielbicieli lat 80. Ich niezwykła chwytliwość sprawia wrażenie, że gdzieś się to już słyszało. Piosenki szybko zapadają w pamięć. Nie brakuje również ambitniejszych kompozycji, jak doskonały Even If czy zamykający album Wunderlust. Obie z tajemniczym, elektro-psychodelicznym polotem. Warto zazanczyć, że płyta choć zupełnie nie razi przygnębieniem czy mrokiem ma w sobie pewną melancholijność, charakterystyczną dla wszystkiego, co przed nazwą kreśli sobie termin "indie".
Reasumując, jest to dobra płyta, która przywróciła mi nieco nadwątloną wiarę w rodzime zespoły. (udam, że wyjątkowo kiczowaty Fairy Tale nie znalazł się na płycie). Depeche Mode? New Order? - odniesienia zdają się być oczywiste, lecz czy to źle i czy świadczy to o braku oryginalności? Nie koniecznie. Widać, że zespół ma swoje inspiracje i jasno określoną ścieżkę, którą chce podążać. Brawo.
Tracklista:
01. Halfway
02. Not Synthetic
03. This Makes Sense
04. Freeland
05. Love Radiation
06. Fairy Tale
07. Wilderness
08. Stranger
09. WYSIWYG
10. Even If
11. One Day
12. Wanderlust