Wildebeest - Wildebeest EP
Czytano: 2372 razy
80%
Odwiedzając jedną z popularnych stron internetowych z... ekhm, no nie ważne z czym, moją uwagę przykuł still z filmiku na niej umieszczonego, przedstawiającego kobietę w barwach ‘wojenno-rytualnych’, co automatycznie wytworzyło w mojej głowie szereg powiązań, z których ‘ritual-tribal-dark ambient’ wiódł prym. Zachęcony, dziabnąłem ‘play‘ i...pomyliłem się. Muzyka Wildebeest (bo tak się kapela nazywa) to bynajmniej nie jest ambient, ale coś do czego jest mi znacznie bliżej, czyli rock.
No dobra, nie jest to rock w ‘czystej postaci’, ale taki nieco bardziej alternatywny, tudzież lekko elektroniczny, brzmiący przy tym bardzo ‘żywo’. W fazie początkowej, filarami Wildebeest były osoby Mariam Zakarian oraz Seva Grigoraki, z czego ta druga opuściła kapelę w kwietniu 2012 pozostawiając Mariam jedyną, która trzyma projekt przy życiu. I jak widać wychodzi jej to całkiem dobrze, dowodem czego jest niedawno wypuszczona, pierwsza, czteroutworowa epka Wildebeest nazwana po prostu ‘Wildebeest’, którą to własnie wyczaiłem na... pewnym portalu.
Nie ukrywam, że najbardziej do gustu przypadł mi singlowy ‘Red Song’, zapewne ze względu na jego dynamikę oraz chwytliwą melodię. Niczym miejska szamanka, Zakarian zaprasza nas do tańca przy ognisku (takim rozpalonym w pustej beczce), podczas którego uwolnimy nasze skrywane pragnienie zrzucenia miejskich okowów, by poczuć w ustach smak wolności, choćby na te 4.46. O ile ‘Red Song’ to mój faworyt, pozostałe trzy utwory wcale nie są gorsze. Na dobry początek, niczym poranna kawa, wita nas ‘Bricks and Slices’, który przy pierwszym łyku łechta podniebienie, by po chwili rozejść się po organizmie z pełną, rockową mocą. Następujący po nim ‘3AM’ zaczyna się równie niepozornie co poprzednik, jednak od razu słychać tu zmianę dynamiki, która szybko daje o sobie znać pod postacią rwanych riffów oraz szybszej pracy perkusji.
W pierwszych sekundach ‘Oceanisk’ kusi słuchacza dźwiękami przywodzącymi na myśl latynoski chillout pod palemką, by po chwili (tak wiem, Wildebeest chyba lubują się w budowaniu suspensu) odsłonić swoje agresywne oblicze, tym razem podkreślone dodatkowo growlami i krzykiem Petera Fogtmanna Thomsen’a, dorzucjąc tym samym dodatkowy pazur do kawałka. A jeśli już przy wokalach jesteśmy, to do głosu Mariam (często przesterowanego) przyczepić się nie można, choć myślę że stać ją na więcej (patrz końcówka ‘3AM’). Ale biorąc pod uwagę fakt, że poza kilkoma radami otrzymanymi podczas nagrań jest to naturalny, nie wytrenowany głos, należą się Mariam jedynie pochwały.
Z nieukrywaną ciekawością będę śledził dalszy rozwój Wildebeest, którego owocem, mam nadzieję, w niedalekiej przyszłości będzie pełnoprawny album, bo pomysł na swoją muzykę niezaprzeczalnie jest, a sądząc po historii z nagraniem i wydaniem wyżej opisanej epki (całość na stronie http://wildebeestband.wordpress.com/), szczęścia też nie brakuje.
Życzę powodzenia i chcę więcej!
P.S. Dla chcących wesprzeć zespół, link do strony gdzie można zakupić epkę http://mariamism.storenvy.com/products/457005-wildebeest-ep-limited-edition-signed-digipak
Tracklist:
01. Bricks and Slices
02. 3AM
03. Oceanisk
04. Red Song
No dobra, nie jest to rock w ‘czystej postaci’, ale taki nieco bardziej alternatywny, tudzież lekko elektroniczny, brzmiący przy tym bardzo ‘żywo’. W fazie początkowej, filarami Wildebeest były osoby Mariam Zakarian oraz Seva Grigoraki, z czego ta druga opuściła kapelę w kwietniu 2012 pozostawiając Mariam jedyną, która trzyma projekt przy życiu. I jak widać wychodzi jej to całkiem dobrze, dowodem czego jest niedawno wypuszczona, pierwsza, czteroutworowa epka Wildebeest nazwana po prostu ‘Wildebeest’, którą to własnie wyczaiłem na... pewnym portalu.
Nie ukrywam, że najbardziej do gustu przypadł mi singlowy ‘Red Song’, zapewne ze względu na jego dynamikę oraz chwytliwą melodię. Niczym miejska szamanka, Zakarian zaprasza nas do tańca przy ognisku (takim rozpalonym w pustej beczce), podczas którego uwolnimy nasze skrywane pragnienie zrzucenia miejskich okowów, by poczuć w ustach smak wolności, choćby na te 4.46. O ile ‘Red Song’ to mój faworyt, pozostałe trzy utwory wcale nie są gorsze. Na dobry początek, niczym poranna kawa, wita nas ‘Bricks and Slices’, który przy pierwszym łyku łechta podniebienie, by po chwili rozejść się po organizmie z pełną, rockową mocą. Następujący po nim ‘3AM’ zaczyna się równie niepozornie co poprzednik, jednak od razu słychać tu zmianę dynamiki, która szybko daje o sobie znać pod postacią rwanych riffów oraz szybszej pracy perkusji.
W pierwszych sekundach ‘Oceanisk’ kusi słuchacza dźwiękami przywodzącymi na myśl latynoski chillout pod palemką, by po chwili (tak wiem, Wildebeest chyba lubują się w budowaniu suspensu) odsłonić swoje agresywne oblicze, tym razem podkreślone dodatkowo growlami i krzykiem Petera Fogtmanna Thomsen’a, dorzucjąc tym samym dodatkowy pazur do kawałka. A jeśli już przy wokalach jesteśmy, to do głosu Mariam (często przesterowanego) przyczepić się nie można, choć myślę że stać ją na więcej (patrz końcówka ‘3AM’). Ale biorąc pod uwagę fakt, że poza kilkoma radami otrzymanymi podczas nagrań jest to naturalny, nie wytrenowany głos, należą się Mariam jedynie pochwały.
Z nieukrywaną ciekawością będę śledził dalszy rozwój Wildebeest, którego owocem, mam nadzieję, w niedalekiej przyszłości będzie pełnoprawny album, bo pomysł na swoją muzykę niezaprzeczalnie jest, a sądząc po historii z nagraniem i wydaniem wyżej opisanej epki (całość na stronie http://wildebeestband.wordpress.com/), szczęścia też nie brakuje.
Życzę powodzenia i chcę więcej!
P.S. Dla chcących wesprzeć zespół, link do strony gdzie można zakupić epkę http://mariamism.storenvy.com/products/457005-wildebeest-ep-limited-edition-signed-digipak
Tracklist:
01. Bricks and Slices
02. 3AM
03. Oceanisk
04. Red Song