Wywiad z Traumadoll
Czytano: 5824 razy
Adam Radziszewski i Agata Pawłowicz zdecydowali się połączyć siły i jako TRAUMADOLL 1 maja 2019 roku wydali swój pierwszy wspólny materiał zatytułowany "Elusive. Wydawnictwo cechuje się dynamiczną melodyką, zimnymi, emocjonalnymi wokalami i precyzją aranżacji. O muzyce, inspiracjach
Adam gra w Orbicide i Uncarnate, Agata udzielała się w projektach: Desdemona, This Cold, Abyss gazes i Alienoil.
Dlaczego właściwie zdecydowaliście się stworzyć projekt razem?
Ag: Ja na Adama polowałam kilka dobrych lat. Zapoznałam się jakimś zbawiennym przypadkiem z Orbicide i w głowie narodziła mi się myśl żeby właśnie z tym człowiekiem coś spłodzić. Muzycznie oczywiście. Podobało mi się to, co stworzył, podejście do tematu i fakt, że Adam zajmuje się całą produkcją. Od momentu, kiedy do niego napisałam, minęło sporo czasu, ale w końcu z próżnej gadaniny trafiłam na moment, kiedy szukał kogoś do połączenia sił twórczych i pociąg ruszył.
Ad: Cóż, trochę się miotam między projektami… Miałem szkic pierwszego kawałka do czegoś nowego, szukałem wokali. W sumie do końca nie wiedziałem, jakich, myślałem chyba o deklamacji albo przeciągłych wokalizach. Ale zgłosiła się Agata i powstało z tego coś dużo ciekawszego.
Czym to co prezentujecie w Traumadoll różni się w Waszym odczuciu od Waszych innych projektów?
Ad: Dla mnie to powrót do fascynacji psychodeliczną elektroniką i minimalem. Chciałem tym razem uciec od przesterowanych wrzasków i pikających arpeggiatorów, synthpopowych progresji harmonicznych. Zamiast tego miała być przestrzeń, dużo przestrzeni i subtelna ewolucja, powolne płynięcie z niewidzialnym prądem pod zewnętrzną minimalną skorupą. Zimne i niepokojące wokale Agaty ściągnęły to wszystko w jeszcze dziwniejsze rejony, elektro-gotyk na kwasie.
Ag: Ja z założenia tworzę muzykę z wieloma ludźmi co skutkuje mnogością różnych projektów z Agatą Pe na pokładzie. Wynika to tez po części z tego ze nie potrafię się ograniczyć do jednego stylu muzycznego. Choruje przewlekle na tzw. Sraczkę twórczą, która każe mi emitować rożne formaty muzyczne z naprawdę dużą produktywnością. Traumadoll natomiast należy do kreacji najbardziej przyjemnych w moim odczuciu bo bez żadnej presji robimy oboje to co najbardziej satysfakcjonuje a w najmniejszej mierze to co jest konieczne.
Jak dzielicie się pracą w zespole – czy jest tak że jedna osoba pisze teksty, inna muzykę, czy jest to raczej wynik "burzy mózgów"?:)
Ag: I tak i tak. W większości na początku Adam pracuje nad podkładem do którego ja układam wokal i tekst, nagrywam, wysyłam i wtedy jest czas na burze mózgów. Kombinujemy i wplatamy nasze pomysły by stworzyć wspólną całość. To trochę jak rodzenie dziecka (chyba, bo niewiele wiem na temat rodzenia). Nosi się je w brzuchu jakiś czas, następnie trzeba je wydać na świat jako kompletna formę i dalej zaczyna to "coś" swoje własne samodzielne istnienie. I w tym momencie już częściowo nie mamy wpływu na to co się z nim dzieje. Zaznaczam - częściowo.
Ad: Tak, zwykle było tak, że zaczynałem od ukręcenia brzmień, co zresztą chyba najdłużej trwa w całym procesie… potrafię wiele dni męczyć brzmienie samej stopy czy basu. W każdym razie potem dawałem Agacie wstępny szkic. Szkic często bardzo monotonny melodycznie, a dopiero wokale Agaty i wspomniana sraczka twórcza wnosiły jakieś ciekawe harmonie. Często razem decydowaliśmy o zmianach melodycznych. Potem dalsze rzeźbienie brzmień i ciągłe zmiany w aranżacji całości, miks i mastering. Zaskakujące, że w ogóle się przy tym nie kłóciliśmy, dla mnie to coś nowego.
Opowiedzcie trochę o koncepcji Waszego wydawnictwa "Elusive", które ujrzało światło dzienne 1 maja 2019?
Ag: Nie jestem pewna czy możemy mówić o jakiejś koncepcji....Adam na pewno ma więcej do powiedzenia na ten temat. Wg mnie koncepcja wydania go w święto pracy jest specyficznym dowcipem jakich wiele w projekcie Traumadoll. Jak chocby sama nazwa.
Ad: Hehe… tak, gdy zrobiłem szkic pierwszej piosenki (teraz nazywa się "Dowry of memory"), to miałem dość specyficzną koncepcję. Miało być bardzo psychodelicznie, trochę zimno, ponuro i tanecznie. Dziesiątki drobnych, nieuchwytnych zmian i ledwo zauważalnych dźwięczków za zimną powłoką powtarzalnych motywów i techno-beatów. Nieuchwytnych, stąd "Elusive". Pierwotną koncepcję dość mocno wywróciła Agata, co wyszło zdecydowanie na dobre. Pojawił się ciekawy kontrast między zimnymi blokami muzyki, a nagłymi przypływami rzewności i uczuć. Nie zawsze przyjemnych, ale uczuć.
Album obfituje w dynamiczne, elektroniczne melodie – czym inspirujecie się przy tworzeniu muzyki? Jaką Waszym zdaniem wartość niesie ten konkretny rodzaj muzyki?
Ag: Taka forma muzyczna (mrocznej elektronika) to wyjatkowo wdzięczna dziedzina ekspresji dynamiki emocjonalnej. Na albumie Elusive jakimś dziwnym trafem zestawiliśmy dynamiczne, rytmiczne podkłady z nieco zimnymi, powściągliwymi wokalami co stanowi swoista przeciwwagę. Z jednej strony taneczna rytmika a z drugiej mrok melancholia i mrooooooooooooooooook. To właśnie owoc naszych inspiracji i tego co nas w muzyce najbardziej nie tylko inspiruje ale i ekscytuje, motywuje i pewnie z dziesięć innych uje.
Ad: Tak, mrok i melancholia nie muszą się wiązać z całą resztą gotyckiego inwentarza. Mam ostatnio okres, gdzie po latach wałkowania electro-industrialu wracam do techno i chyba tutaj słychać. Dużą inspiracją było dla mnie współczesne acid techno (jeśli nie słyszeliście Boston 168, to bardzo polecam) i atmosferyczny psytrance (Egorythmia, Materia). Dla mnie główną wartością elektroniki jest to, że każde brzmienie można zbudować od zera, po swojemu. Gdy grasz na gitarze, możesz w różnym miejscu trącić strunę, inaczej ułożyć palec, ale jednak zawsze to będzie ta sama nudnawa gitara, którą zrobił ktoś inny. Jak preset syntezatora. Gdy programujesz brzmienia, jesteś jednocześnie twórcą instrumentu i grajkiem. Zyskuje na tym też aranżacja — nie zatrudnisz klarnecisty, by zagrał dwie nuty w całej kompozycji.
Jeśli mielibyście opowiedzieć o Waszych początkach – jak to się w ogóle stało, że zajęliście się muzyką?
Ag: Moja babcia śpiewała w chórze kościelnym. Mając 4, 5 lat chodziłam z nią na próby słuchałam i programowałam swój mózg ta patetyczna mroczna i niesłychanie "gotycka" zawartością danych. Równocześnie ze szkolą podstawową zostałam przyjęta do szkoły muzycznej 1 stopnia na... skrzypce. Rzecz jasna instrument ten rzuciłam po roku aby podziwiać go tylko z daleka przez resztę życia. Skrzypce rzuciłam ale muzyka silnie odcisnęła piętno na kształtowaniu się mojej osobowości więc w wieku 7 lat zainteresowałam się tańcem, grą na flecie, śpiewem w chórze szkolnym. Już naturalną sprawą było to, że w wieku 10 lat już z własnej woli zapisałam się do szkoły muzycznej na flet poprzeczny którego to instrumentu po dziś dzień serdecznie nienawidzę.
Ad: W podstawówce miałem amigę i pochłonęły mnie trackery. Były to prymitywne czterokanałowe sekwencery. Oczywiście moja twórczość to były przede wszystkim głupie zabawy, przeróbki kolęd w stylu gabber, czy linie basu inspirowane 2 Unlimited. Amiga nie miała wbudowanego przetwornika analogowo-cyfrowego, nie dało się więc nagrać dźwięków z zewnątrz. Marzyłem o tym, by moje kompozycje wzbogacić o dźwięki beknięć i niecenzuralnych słów, co stało się możliwe dopiero gdy dostałem pod choinkę sampler firmy Elsat, sprzedawany w pudełku od kasety wideo. Równolegle ciekawiła mnie bardzo teoria muzyki, fascynowało mnie to jak bardzo językiem muzyki jest matematyka, więc czegoś tam się uczyłem samemu i od znajomych, którzy coś już wiedzieli bądź grali na instrumentach.
Większość zespołów obecnie sama zajmuje się swoimi projektami od początku do końca. Jak to jest w Waszym przypadku? Co Waszym zdaniem jest najpiękniejsze a co najtrudniejsze w Waszej pracy jako Traumdaoll – sam proces twórczy, promocja, koncerty?
Ad: Najpiękniejsze jest to uczucie, gdy piosenka jest gotowa, słuchasz jej w aucie i wszystko brzmi dobrze, wszystko jest na swoim miejscu. Gdy uda się wreszcie zrobić kawałek, którego sam mogę słuchać bez końca i wywołuje silne emocje.
Koncertów nie gramy wcale ze względu na mój stan zdrowia- nie mogę opuszczać szmaragdowej wyspy na której mieszkam więc współpraca z Adamem jest zdalna. Najwspanialszą dla mnie, najprzyjemniejszą i najpiękniejszą częścią naszej pracy jest rzecz jasna proces twórczy. Tak jak już wspominałam- tworzenia i powoływanie do życia form muzycznych to sens mojego życia. Brzmi to może śmiesznie patetycznie ale gdybym nie mogła tworzyć zostałabym... dziwką. Nie potrafię tego uzasadnić ale zawsze gdzieś tam we mnie to kiełkowało ha ha ha ha ha. Jeśli chodzi o promocje jest to część produkcji której serdecznie nienawidzę. Podobnie jak fletu poprzecznego.
Jak już wcześniej mówiliśmy – oboje udzielacie się także w innych projektach, tak więc macie pewien ogląd na to jak wygląda sytuacja w środowisku muzycznym – czy Waszym zdaniem łatwo jest obecnie zaistnieć jako nowy projekt? Jakie są związane z tym wyzwania?
Ad: Podaż muzyki znacznie przewyższa popyt, więc trudno liczyć na zainteresowanie nowymi projektami. Sposób konsumpcji muzyki też się zmienił, teraz liczy się co najwyżej piosenka, a nie zespół. Wszyscy jesteśmy małymi kratkami na Spotify, których nikt nie pamięta. Granie niszowej muzyki pewnie też nie ułatwia. Ostatnio aktywnie szukam możliwości grania kolejnych koncertów ze swoim głównym zespołem — Uncarnate. Najtrudniejsze są próby kontaktów z klubami celem zagrania na imprezie albo wynajęcia klubu i zorganizowania koncertu samemu. Na 95% wiadomości nikt nawet nie odpisuje. Podobnie jest gdy wysyłasz notki do magazynów albo płyty z prośbą o recenzję. Nie zachęca to.
Ag: W swojej prywatnej działalności jako prezenter radiowy zajmuje się amatorskimi "garażowymi" zespołami rockowymi. Takimi, które są na pierwszych etapach działalności muzycznej, wydawniczej i koncertowej. Myślę, że ten etap jest najbardziej autentyczny, gdyż działania napędzane są marzeniami, ambicjami i czysta miłością do muzyki. Myślę że w takiej muzyce odnajdujemy najwięcej serca i artyzmu, jest to moment kiedy muzyka ma w sobie najwięcej sztuki a w mniejszym stopniu jest "rzemiosłem". To tak gwoli wstępu bo chyba odbiegłam od tematu.
Myślę że nigdy dotąd projektom muzycznym nie było tak trudno zaistnieć. To zatrważające ale za wszystkim stoją pieniądze. Wytwornie każą sobie płacić, kluby każą sobie płacić, niedługo publiczność każe sobie płacić za przyjście na koncert. Z tego względu promocja jest w Tramadoll nieco zaniedbywana. Nie spamujemy, nie kupujemy lajków, nie wykupujemy reklam.... po prostu istniejemy sobie w swojej niszy dla tych którzy chcą nas znaleźć.
Ostatnie pytanie - co w najbliższej przyszłości? Jakie są Wasze plany?
Ag: Tworzyć. Tworzyć. Tworzyć.
Bardzo dziękuję za poświęcony czas.
https://www.facebook.com/pg/traumadoll.band/
Adam gra w Orbicide i Uncarnate, Agata udzielała się w projektach: Desdemona, This Cold, Abyss gazes i Alienoil.
Dlaczego właściwie zdecydowaliście się stworzyć projekt razem?
Ag: Ja na Adama polowałam kilka dobrych lat. Zapoznałam się jakimś zbawiennym przypadkiem z Orbicide i w głowie narodziła mi się myśl żeby właśnie z tym człowiekiem coś spłodzić. Muzycznie oczywiście. Podobało mi się to, co stworzył, podejście do tematu i fakt, że Adam zajmuje się całą produkcją. Od momentu, kiedy do niego napisałam, minęło sporo czasu, ale w końcu z próżnej gadaniny trafiłam na moment, kiedy szukał kogoś do połączenia sił twórczych i pociąg ruszył.
Ad: Cóż, trochę się miotam między projektami… Miałem szkic pierwszego kawałka do czegoś nowego, szukałem wokali. W sumie do końca nie wiedziałem, jakich, myślałem chyba o deklamacji albo przeciągłych wokalizach. Ale zgłosiła się Agata i powstało z tego coś dużo ciekawszego.
Czym to co prezentujecie w Traumadoll różni się w Waszym odczuciu od Waszych innych projektów?
Ad: Dla mnie to powrót do fascynacji psychodeliczną elektroniką i minimalem. Chciałem tym razem uciec od przesterowanych wrzasków i pikających arpeggiatorów, synthpopowych progresji harmonicznych. Zamiast tego miała być przestrzeń, dużo przestrzeni i subtelna ewolucja, powolne płynięcie z niewidzialnym prądem pod zewnętrzną minimalną skorupą. Zimne i niepokojące wokale Agaty ściągnęły to wszystko w jeszcze dziwniejsze rejony, elektro-gotyk na kwasie.
Ag: Ja z założenia tworzę muzykę z wieloma ludźmi co skutkuje mnogością różnych projektów z Agatą Pe na pokładzie. Wynika to tez po części z tego ze nie potrafię się ograniczyć do jednego stylu muzycznego. Choruje przewlekle na tzw. Sraczkę twórczą, która każe mi emitować rożne formaty muzyczne z naprawdę dużą produktywnością. Traumadoll natomiast należy do kreacji najbardziej przyjemnych w moim odczuciu bo bez żadnej presji robimy oboje to co najbardziej satysfakcjonuje a w najmniejszej mierze to co jest konieczne.
Jak dzielicie się pracą w zespole – czy jest tak że jedna osoba pisze teksty, inna muzykę, czy jest to raczej wynik "burzy mózgów"?:)
Ag: I tak i tak. W większości na początku Adam pracuje nad podkładem do którego ja układam wokal i tekst, nagrywam, wysyłam i wtedy jest czas na burze mózgów. Kombinujemy i wplatamy nasze pomysły by stworzyć wspólną całość. To trochę jak rodzenie dziecka (chyba, bo niewiele wiem na temat rodzenia). Nosi się je w brzuchu jakiś czas, następnie trzeba je wydać na świat jako kompletna formę i dalej zaczyna to "coś" swoje własne samodzielne istnienie. I w tym momencie już częściowo nie mamy wpływu na to co się z nim dzieje. Zaznaczam - częściowo.
Ad: Tak, zwykle było tak, że zaczynałem od ukręcenia brzmień, co zresztą chyba najdłużej trwa w całym procesie… potrafię wiele dni męczyć brzmienie samej stopy czy basu. W każdym razie potem dawałem Agacie wstępny szkic. Szkic często bardzo monotonny melodycznie, a dopiero wokale Agaty i wspomniana sraczka twórcza wnosiły jakieś ciekawe harmonie. Często razem decydowaliśmy o zmianach melodycznych. Potem dalsze rzeźbienie brzmień i ciągłe zmiany w aranżacji całości, miks i mastering. Zaskakujące, że w ogóle się przy tym nie kłóciliśmy, dla mnie to coś nowego.
Opowiedzcie trochę o koncepcji Waszego wydawnictwa "Elusive", które ujrzało światło dzienne 1 maja 2019?
Ag: Nie jestem pewna czy możemy mówić o jakiejś koncepcji....Adam na pewno ma więcej do powiedzenia na ten temat. Wg mnie koncepcja wydania go w święto pracy jest specyficznym dowcipem jakich wiele w projekcie Traumadoll. Jak chocby sama nazwa.
Ad: Hehe… tak, gdy zrobiłem szkic pierwszej piosenki (teraz nazywa się "Dowry of memory"), to miałem dość specyficzną koncepcję. Miało być bardzo psychodelicznie, trochę zimno, ponuro i tanecznie. Dziesiątki drobnych, nieuchwytnych zmian i ledwo zauważalnych dźwięczków za zimną powłoką powtarzalnych motywów i techno-beatów. Nieuchwytnych, stąd "Elusive". Pierwotną koncepcję dość mocno wywróciła Agata, co wyszło zdecydowanie na dobre. Pojawił się ciekawy kontrast między zimnymi blokami muzyki, a nagłymi przypływami rzewności i uczuć. Nie zawsze przyjemnych, ale uczuć.
Album obfituje w dynamiczne, elektroniczne melodie – czym inspirujecie się przy tworzeniu muzyki? Jaką Waszym zdaniem wartość niesie ten konkretny rodzaj muzyki?
Ag: Taka forma muzyczna (mrocznej elektronika) to wyjatkowo wdzięczna dziedzina ekspresji dynamiki emocjonalnej. Na albumie Elusive jakimś dziwnym trafem zestawiliśmy dynamiczne, rytmiczne podkłady z nieco zimnymi, powściągliwymi wokalami co stanowi swoista przeciwwagę. Z jednej strony taneczna rytmika a z drugiej mrok melancholia i mrooooooooooooooooook. To właśnie owoc naszych inspiracji i tego co nas w muzyce najbardziej nie tylko inspiruje ale i ekscytuje, motywuje i pewnie z dziesięć innych uje.
Ad: Tak, mrok i melancholia nie muszą się wiązać z całą resztą gotyckiego inwentarza. Mam ostatnio okres, gdzie po latach wałkowania electro-industrialu wracam do techno i chyba tutaj słychać. Dużą inspiracją było dla mnie współczesne acid techno (jeśli nie słyszeliście Boston 168, to bardzo polecam) i atmosferyczny psytrance (Egorythmia, Materia). Dla mnie główną wartością elektroniki jest to, że każde brzmienie można zbudować od zera, po swojemu. Gdy grasz na gitarze, możesz w różnym miejscu trącić strunę, inaczej ułożyć palec, ale jednak zawsze to będzie ta sama nudnawa gitara, którą zrobił ktoś inny. Jak preset syntezatora. Gdy programujesz brzmienia, jesteś jednocześnie twórcą instrumentu i grajkiem. Zyskuje na tym też aranżacja — nie zatrudnisz klarnecisty, by zagrał dwie nuty w całej kompozycji.
Jeśli mielibyście opowiedzieć o Waszych początkach – jak to się w ogóle stało, że zajęliście się muzyką?
Ag: Moja babcia śpiewała w chórze kościelnym. Mając 4, 5 lat chodziłam z nią na próby słuchałam i programowałam swój mózg ta patetyczna mroczna i niesłychanie "gotycka" zawartością danych. Równocześnie ze szkolą podstawową zostałam przyjęta do szkoły muzycznej 1 stopnia na... skrzypce. Rzecz jasna instrument ten rzuciłam po roku aby podziwiać go tylko z daleka przez resztę życia. Skrzypce rzuciłam ale muzyka silnie odcisnęła piętno na kształtowaniu się mojej osobowości więc w wieku 7 lat zainteresowałam się tańcem, grą na flecie, śpiewem w chórze szkolnym. Już naturalną sprawą było to, że w wieku 10 lat już z własnej woli zapisałam się do szkoły muzycznej na flet poprzeczny którego to instrumentu po dziś dzień serdecznie nienawidzę.
Ad: W podstawówce miałem amigę i pochłonęły mnie trackery. Były to prymitywne czterokanałowe sekwencery. Oczywiście moja twórczość to były przede wszystkim głupie zabawy, przeróbki kolęd w stylu gabber, czy linie basu inspirowane 2 Unlimited. Amiga nie miała wbudowanego przetwornika analogowo-cyfrowego, nie dało się więc nagrać dźwięków z zewnątrz. Marzyłem o tym, by moje kompozycje wzbogacić o dźwięki beknięć i niecenzuralnych słów, co stało się możliwe dopiero gdy dostałem pod choinkę sampler firmy Elsat, sprzedawany w pudełku od kasety wideo. Równolegle ciekawiła mnie bardzo teoria muzyki, fascynowało mnie to jak bardzo językiem muzyki jest matematyka, więc czegoś tam się uczyłem samemu i od znajomych, którzy coś już wiedzieli bądź grali na instrumentach.
Większość zespołów obecnie sama zajmuje się swoimi projektami od początku do końca. Jak to jest w Waszym przypadku? Co Waszym zdaniem jest najpiękniejsze a co najtrudniejsze w Waszej pracy jako Traumdaoll – sam proces twórczy, promocja, koncerty?
Ad: Najpiękniejsze jest to uczucie, gdy piosenka jest gotowa, słuchasz jej w aucie i wszystko brzmi dobrze, wszystko jest na swoim miejscu. Gdy uda się wreszcie zrobić kawałek, którego sam mogę słuchać bez końca i wywołuje silne emocje.
Koncertów nie gramy wcale ze względu na mój stan zdrowia- nie mogę opuszczać szmaragdowej wyspy na której mieszkam więc współpraca z Adamem jest zdalna. Najwspanialszą dla mnie, najprzyjemniejszą i najpiękniejszą częścią naszej pracy jest rzecz jasna proces twórczy. Tak jak już wspominałam- tworzenia i powoływanie do życia form muzycznych to sens mojego życia. Brzmi to może śmiesznie patetycznie ale gdybym nie mogła tworzyć zostałabym... dziwką. Nie potrafię tego uzasadnić ale zawsze gdzieś tam we mnie to kiełkowało ha ha ha ha ha. Jeśli chodzi o promocje jest to część produkcji której serdecznie nienawidzę. Podobnie jak fletu poprzecznego.
Jak już wcześniej mówiliśmy – oboje udzielacie się także w innych projektach, tak więc macie pewien ogląd na to jak wygląda sytuacja w środowisku muzycznym – czy Waszym zdaniem łatwo jest obecnie zaistnieć jako nowy projekt? Jakie są związane z tym wyzwania?
Ad: Podaż muzyki znacznie przewyższa popyt, więc trudno liczyć na zainteresowanie nowymi projektami. Sposób konsumpcji muzyki też się zmienił, teraz liczy się co najwyżej piosenka, a nie zespół. Wszyscy jesteśmy małymi kratkami na Spotify, których nikt nie pamięta. Granie niszowej muzyki pewnie też nie ułatwia. Ostatnio aktywnie szukam możliwości grania kolejnych koncertów ze swoim głównym zespołem — Uncarnate. Najtrudniejsze są próby kontaktów z klubami celem zagrania na imprezie albo wynajęcia klubu i zorganizowania koncertu samemu. Na 95% wiadomości nikt nawet nie odpisuje. Podobnie jest gdy wysyłasz notki do magazynów albo płyty z prośbą o recenzję. Nie zachęca to.
Ag: W swojej prywatnej działalności jako prezenter radiowy zajmuje się amatorskimi "garażowymi" zespołami rockowymi. Takimi, które są na pierwszych etapach działalności muzycznej, wydawniczej i koncertowej. Myślę, że ten etap jest najbardziej autentyczny, gdyż działania napędzane są marzeniami, ambicjami i czysta miłością do muzyki. Myślę że w takiej muzyce odnajdujemy najwięcej serca i artyzmu, jest to moment kiedy muzyka ma w sobie najwięcej sztuki a w mniejszym stopniu jest "rzemiosłem". To tak gwoli wstępu bo chyba odbiegłam od tematu.
Myślę że nigdy dotąd projektom muzycznym nie było tak trudno zaistnieć. To zatrważające ale za wszystkim stoją pieniądze. Wytwornie każą sobie płacić, kluby każą sobie płacić, niedługo publiczność każe sobie płacić za przyjście na koncert. Z tego względu promocja jest w Tramadoll nieco zaniedbywana. Nie spamujemy, nie kupujemy lajków, nie wykupujemy reklam.... po prostu istniejemy sobie w swojej niszy dla tych którzy chcą nas znaleźć.
Ostatnie pytanie - co w najbliższej przyszłości? Jakie są Wasze plany?
Ag: Tworzyć. Tworzyć. Tworzyć.
Bardzo dziękuję za poświęcony czas.
https://www.facebook.com/pg/traumadoll.band/