Lingua Fungi - Melankhton
Czytano: 3909 razy
90%
Na dobrą sprawę Jaakko Padastu nigdy nie zdołał przykuć mnie do siebie swoją muzyką na tyle, bym z zaciekawieniem śledził jego karierę. Z dwóch albumów, które dane mi było przesłuchać, i którym nota bene wystawiłem pozytywne noty, na dłużej zapamiętałem jedynie jeden utwór, co raczej kiepsko świadczy o mocy z jaka muzyka LF na mnie oddziałuje. Dlatego, gdy po latach postanowiłem sprawdzić co u Padastu słychać, okazuje się, że chłop nie próżnował, wydając cztery albumy (w tym dwie kolaboracje) i split do spółki z Shrine, budząc we mnie nadzieję, że muzyka LF ewoluowała i oferuje coś ponad ulotne dźwięki z dwóch pierwszych krążków. I tak jest w istocie.
Mając w pamięci ogólny zarys atmosfery charakteryzującej pierwsze wydawnictwa, klimat ‘Melankhton’ jest dla mnie nie lada zaskoczeniem. Zamiast powrotu do spacerów po jaskiniach tudzież przysłuchiwaniu się opowieściom przy plemiennym ognisku, mamy tu całkiem niezłą ścieżkę dźwiękową do tułaczki po mieście. Już pierwszy utwór wkłada mi do głowy obrazy uliczek i zaułków charakterystycznych dla paryskiego Montmartre albo czeskiej Pragi, wszystko za sprawą akustycznych instrumentów w nim użytych. Uczucie to trwa przez dłuższą chwilę, jednak zastąpione zostaje przez coś znacznie bardziej intymnego. Wydawca twierdzi, że ‘Melankthon’ jest dźwiękowym zapisem pewnego rodzaju dolegliwości, jednocześnie badając zagadnienia z antropologii eksperymentalnej. Jakie to zagadnienia niestety nie wyjaśnia, jednak przyznać należy jedno: w pewnym momencie poczułem, że zamiast obserwować scenerię, zacząłem przyglądać się postaci w owej scenerii. Wszystko to za sprawą zmiany nastroju w muzyce, która z pejzaży akustycznych przechodzi w lekko drone’owe, a nawet industrialne. Tak, Padastu zagłębia się w rejony najczęściej kojarzone z projektami o nieco morczniejszym profilu, jednak biorąc pod uwagę motyw przewodni płyty, ucieczka w industrial jest jak najbardziej na miejscu. Znakomicie obrazuje to utwór tytułowy, w którym ww. elementy przeplatają się z klasycznym tribalowym LF. Nie ukrywam, że taka mieszanka odpowiada mi bardziej, niż to co dane mi było usłyszec od Padastu do tej pory. Utwory na ‘Melankthon’ mają zdecydowanie więcej charakteru niż mogłem się spodziewać, co mam nadzieję sprawi, że zostaną w mojej głowie na dłużej, niż tylko kilka chwil.
Możliwe, że jest to podręcznikowy przykład rozwoju, możliwe, że jest to efekt kilku kolaboracji, współpracy z Zaot-Äon (występy na żywo), tudzież ostatecznie przejścia pod skrzydła Aural Hypnox. Nieważne. Ważne jest natomiast to, że Jaakko Padastu w końcu wydał album, do którego z chęcią będę wracał, którego zróżnicowanie (przy jednoczesnym zachowaniu swojej tożsamości) raz za razem przykuwa do siebie moją uwagę, i który z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim miłośnikom szeroko pojętego ambientu.
Tracklista:
01. Wavy Guests
02. Departure
03. Melankhton
04. Detached
05. Soma Dissolution
Inne artykuły:
Mając w pamięci ogólny zarys atmosfery charakteryzującej pierwsze wydawnictwa, klimat ‘Melankhton’ jest dla mnie nie lada zaskoczeniem. Zamiast powrotu do spacerów po jaskiniach tudzież przysłuchiwaniu się opowieściom przy plemiennym ognisku, mamy tu całkiem niezłą ścieżkę dźwiękową do tułaczki po mieście. Już pierwszy utwór wkłada mi do głowy obrazy uliczek i zaułków charakterystycznych dla paryskiego Montmartre albo czeskiej Pragi, wszystko za sprawą akustycznych instrumentów w nim użytych. Uczucie to trwa przez dłuższą chwilę, jednak zastąpione zostaje przez coś znacznie bardziej intymnego. Wydawca twierdzi, że ‘Melankthon’ jest dźwiękowym zapisem pewnego rodzaju dolegliwości, jednocześnie badając zagadnienia z antropologii eksperymentalnej. Jakie to zagadnienia niestety nie wyjaśnia, jednak przyznać należy jedno: w pewnym momencie poczułem, że zamiast obserwować scenerię, zacząłem przyglądać się postaci w owej scenerii. Wszystko to za sprawą zmiany nastroju w muzyce, która z pejzaży akustycznych przechodzi w lekko drone’owe, a nawet industrialne. Tak, Padastu zagłębia się w rejony najczęściej kojarzone z projektami o nieco morczniejszym profilu, jednak biorąc pod uwagę motyw przewodni płyty, ucieczka w industrial jest jak najbardziej na miejscu. Znakomicie obrazuje to utwór tytułowy, w którym ww. elementy przeplatają się z klasycznym tribalowym LF. Nie ukrywam, że taka mieszanka odpowiada mi bardziej, niż to co dane mi było usłyszec od Padastu do tej pory. Utwory na ‘Melankthon’ mają zdecydowanie więcej charakteru niż mogłem się spodziewać, co mam nadzieję sprawi, że zostaną w mojej głowie na dłużej, niż tylko kilka chwil.
Możliwe, że jest to podręcznikowy przykład rozwoju, możliwe, że jest to efekt kilku kolaboracji, współpracy z Zaot-Äon (występy na żywo), tudzież ostatecznie przejścia pod skrzydła Aural Hypnox. Nieważne. Ważne jest natomiast to, że Jaakko Padastu w końcu wydał album, do którego z chęcią będę wracał, którego zróżnicowanie (przy jednoczesnym zachowaniu swojej tożsamości) raz za razem przykuwa do siebie moją uwagę, i który z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim miłośnikom szeroko pojętego ambientu.
Tracklista:
01. Wavy Guests
02. Departure
03. Melankhton
04. Detached
05. Soma Dissolution
Inne artykuły:
- Lingua Fungi - Tlapallan Pantonal - 2011-12-09 (Recenzje muzyki)
- Lingua Fungi - Flowery Dreams - 2011-10-23 (Recenzje muzyki)
- Lingua Fungi - Flowery Dreams - 2007-01-18 (Recenzje muzyki)