Seesar - The Silver Key
Czytano: 3155 razy
69%
Cykl "Dreamlands" znany jest dobrze fanom Lovecrafta, choć różnie przez nich przyjmowany. Odmienny w stylu od najbardziej klasycznych dokonań, czerpiąc jeszcze z mitologicznego świata samotnika z Providence, skupia się na czym innym – o czym dobitnie świadczy "Srebrny Klucz", krótki utwór podsumowujący, w którym bohater – alter ego samego pisarza, Randolph Carter – w niewytłumaczalny sposób zakrzywia "czas, przestrzeń, wizję i rzeczywistość", uciekając do czasów dzieciństwa, do wyśnionych miast, od racjonalnego świata. Sam atrybut wymieniony w tytule nieprzypadkowo przyjmuje postać klucza – ma to znaczenie symboliczne, w opowiadaniach jednak służy dosłownie do otwarcia bram do innego świata.
EP dark ambientowego projektu Seesar odwołuje się do tego cyklu w sposób oczywisty, stanowiąc nie tylko samodzielny przyczynek do postlovecraftowskiego dziedzictwa, ale i odpowiednią muzykę ilustracyjną, koncentruje się więc bardziej na fabule, nastroju niż bagażu ideowym. Fani grozy nie powinni czuć się zawiedzeni.
Will Connor, który stoi za przedsięwzięciem, na co dzień pracuje jako muzykolog, co okazało się pomocne w koncepcji Seesar. Bogato wykorzystuje on osobliwości perkusyjne takie jak rower, pokrywy do garnków... Są one obecne, żywe w każdym z trzech utworów na "The Silver Key", dodają im upiornej zagadkowości i interesującego urozmaicenia. Zarazem więcej tu tradycyjnego instrumentarium niż w pierwszym materiale ("Flight of Raphtontis"), co nadaje kompozycjom etnicznego rysu, rezygnując również z dławiącego lęku na rzecz szerszego, przestrzennego niepokoju.
Podróż do krainy snów rozpoczyna się zaciemnioną niepewnością "Turning the Silver Key", zawartą w dźwiękach tła, podkreślaną przez jednostajne bębny. Bębny te to atut minialbumu ze względu na płynność zmian rytmu. Początkowo monotonne, powolne uderzenia ulegają reorganizacji, tempo zaczyna przyspieszać, pojawia się więcej odrealniającego szumu, a gdyby tego było mało – dźwięki przypominające barwą orientalny flet, ale jakby niepodobne do ziemskiego instrumentu, inicjują przejście do alternatywnego wymiaru, potwierdzone powrotem do intensywnej, stałej pulsacji. Rozmiłowawszy się na dobre w rytualnej imitacji, Seesar w "Summoning Minions of Karakal" konsekwentnie już buduje grozę. Większe znaczenie ma tu mnogość dźwiękowych plam, tworzących mglisty, ponury krajobraz. Wśród pojedynczych uderzeń talerzy skomplikowane bębny nabierają "plemiennego" charakteru stopniowo, w demonicznych jękach cyklicznie wycofują się i intensyfikują, przyćmiewając ostatecznie wszystko w rytmach rodem z Czarnego Lądu; mimo to o obcości wciąż zaświadcza słyszany wcześniej flet. Z kolei "Black Galleon Bond for Leng" rządzą dźwięki, do których ucho jest najmniej przyzwyczajone. Hipnotyzująca, falująca dystorsja powoli usypia, ale swoim zniekształceniem nie pozwala śnić. Zamiast tego skutecznie odrealnia, wydobywając z natężonej pracy sekcji perkusyjnej pewien rodzaj pełnego horroru rzężenia, okolonego odgłosami sonarów czy nieznanych morskich istot żyjących w pobliżu otoczonego w "Necronomiconie" czcią płaskowyżu Leng.
"The Silver Key" przypadł mi do gustu bardziej niż debiut, być może dzięki większej względnej spójności pośród zróżnicowania faktur. Stanowi satysfakcjonujący suplement do "Flight of Raphtontis".
Tracklista:
01. Turning the Silver KeyEP dark ambientowego projektu Seesar odwołuje się do tego cyklu w sposób oczywisty, stanowiąc nie tylko samodzielny przyczynek do postlovecraftowskiego dziedzictwa, ale i odpowiednią muzykę ilustracyjną, koncentruje się więc bardziej na fabule, nastroju niż bagażu ideowym. Fani grozy nie powinni czuć się zawiedzeni.
Will Connor, który stoi za przedsięwzięciem, na co dzień pracuje jako muzykolog, co okazało się pomocne w koncepcji Seesar. Bogato wykorzystuje on osobliwości perkusyjne takie jak rower, pokrywy do garnków... Są one obecne, żywe w każdym z trzech utworów na "The Silver Key", dodają im upiornej zagadkowości i interesującego urozmaicenia. Zarazem więcej tu tradycyjnego instrumentarium niż w pierwszym materiale ("Flight of Raphtontis"), co nadaje kompozycjom etnicznego rysu, rezygnując również z dławiącego lęku na rzecz szerszego, przestrzennego niepokoju.
Podróż do krainy snów rozpoczyna się zaciemnioną niepewnością "Turning the Silver Key", zawartą w dźwiękach tła, podkreślaną przez jednostajne bębny. Bębny te to atut minialbumu ze względu na płynność zmian rytmu. Początkowo monotonne, powolne uderzenia ulegają reorganizacji, tempo zaczyna przyspieszać, pojawia się więcej odrealniającego szumu, a gdyby tego było mało – dźwięki przypominające barwą orientalny flet, ale jakby niepodobne do ziemskiego instrumentu, inicjują przejście do alternatywnego wymiaru, potwierdzone powrotem do intensywnej, stałej pulsacji. Rozmiłowawszy się na dobre w rytualnej imitacji, Seesar w "Summoning Minions of Karakal" konsekwentnie już buduje grozę. Większe znaczenie ma tu mnogość dźwiękowych plam, tworzących mglisty, ponury krajobraz. Wśród pojedynczych uderzeń talerzy skomplikowane bębny nabierają "plemiennego" charakteru stopniowo, w demonicznych jękach cyklicznie wycofują się i intensyfikują, przyćmiewając ostatecznie wszystko w rytmach rodem z Czarnego Lądu; mimo to o obcości wciąż zaświadcza słyszany wcześniej flet. Z kolei "Black Galleon Bond for Leng" rządzą dźwięki, do których ucho jest najmniej przyzwyczajone. Hipnotyzująca, falująca dystorsja powoli usypia, ale swoim zniekształceniem nie pozwala śnić. Zamiast tego skutecznie odrealnia, wydobywając z natężonej pracy sekcji perkusyjnej pewien rodzaj pełnego horroru rzężenia, okolonego odgłosami sonarów czy nieznanych morskich istot żyjących w pobliżu otoczonego w "Necronomiconie" czcią płaskowyżu Leng.
"The Silver Key" przypadł mi do gustu bardziej niż debiut, być może dzięki większej względnej spójności pośród zróżnicowania faktur. Stanowi satysfakcjonujący suplement do "Flight of Raphtontis".
Tracklista:
02. Summoning Minions of Karakal
03. Black Galleon Bond for Leng
Inne artykuły:
- Seesar - Flight of Raphtontis - 2015-01-31 (Recenzje muzyki)