The Well of Sadness - In Our Last Time
Czytano: 3066 razy
60%
Dotychczas z muzyką neoklasyczną nie byłem specjalnie zaznajomiony, z wyłączeniem kilku wykonawców, których płyt dane mi było posłuchać i nawet polubić. Niestety nie ma tego na tyle bym mógł uznać, że coś tam na ten temat wiem. Tym bardziej byłem zmotywowany by wgryźć się w temat głębiej, efektem czego natrafiłem na włoski projekt The Well of Sadness, którego to płytę ‘In Our Last Time’ dzięki zbiegowi okoliczności znalazłem w naszym redakcyjnym archiwum. Bez większego zastanowienia wcisnąłem play i... zawiodłem się.
Jak już wspomniałem, jeśli chodzi o neoklasycyzm jestem co najwyżej amatorem, dlatego moja opinia na temat ‘In Our Last Time’ może się wydać laicka, co nie zmienia faktu, że krążek bynajmniej nie wywołał u mnie gęsiej skórki. Najbardziej zadziwił mnie wydźwięk płyty, która jak na produkcję z 2007 roku brzmi wybitnie staroświecko. Nie wiem czy był to efekt zamierzony, ale czuć tu latami 80/90-tymi, co objawia się przede wszystkim ubogą sekcją rytmiczną i klawiszami a’la wczesny Coil tudzież Dead Can Dance. Samych dodatków nie ma tu za wiele, całość opiera się w głównej mierze na wspomnianych klawiszach sporadycznie wspieranych przez kilka efektów, tudzież klasyczny dźwięk fortepianu. Całość obrazu muzyki The Well Of Sadness dopełnia wokal będący bardziej recytacją, niż śpiewem, przez co słuchając ‘IOLT’ szybko robi się monotonnie. Wyjątek stanowi utwór ostatni, ‘Me Ans a Green Man’, który to jest bardziej neofolkowy, niż klasyczny, i wydaje się być bogatszy niż reszta zawartości płyty. Aha, i nie ma w nim wokalu.
Paradoksalnie, mimo iż muzyka nie jest najwyższych lotów, tworzy całkiem niezły klimat, będący jedynym elementem płyty do którego nie mogę się przyczepić. Sądząc po nazwie projektu można by się spodziewać, że płyta przesiąknięta będzie smutkiem, i faktycznie tak jest. Dodatkowo robi się też nieco melancholijnie, podniośle, w niektórych momentach nawet niepokojąco. Wszystko to zaliczam jak najbardziej na plus. Szkoda jedynie, że strona muzyczna nie nadąża za klimatem.
I tak to się właśnie przedstawia. Neoklasycyzm w wydaniu The Well of Sadness do mnie nie przemawia, głównie za sprawą słabej jakości wykonania. Nie znaczy to jednak, że przestanę poszukiwać czegoś bardziej mi odpowiadającego. Tymczasem 60%.
Tracklista:
01. All The Pretty Faces Painted Grey
02. Cosi Sia
03. Heirs of the Promise
04. In Our Last Times
05. Infant Joy
07. Infant Sorrow
08. The Call of the Bell
09. The Lamb
10. The Land of Dreams
11. Unborn
12. Nothing
13. Me Ans A Green Man
Inne artykuły:
Jak już wspomniałem, jeśli chodzi o neoklasycyzm jestem co najwyżej amatorem, dlatego moja opinia na temat ‘In Our Last Time’ może się wydać laicka, co nie zmienia faktu, że krążek bynajmniej nie wywołał u mnie gęsiej skórki. Najbardziej zadziwił mnie wydźwięk płyty, która jak na produkcję z 2007 roku brzmi wybitnie staroświecko. Nie wiem czy był to efekt zamierzony, ale czuć tu latami 80/90-tymi, co objawia się przede wszystkim ubogą sekcją rytmiczną i klawiszami a’la wczesny Coil tudzież Dead Can Dance. Samych dodatków nie ma tu za wiele, całość opiera się w głównej mierze na wspomnianych klawiszach sporadycznie wspieranych przez kilka efektów, tudzież klasyczny dźwięk fortepianu. Całość obrazu muzyki The Well Of Sadness dopełnia wokal będący bardziej recytacją, niż śpiewem, przez co słuchając ‘IOLT’ szybko robi się monotonnie. Wyjątek stanowi utwór ostatni, ‘Me Ans a Green Man’, który to jest bardziej neofolkowy, niż klasyczny, i wydaje się być bogatszy niż reszta zawartości płyty. Aha, i nie ma w nim wokalu.
Paradoksalnie, mimo iż muzyka nie jest najwyższych lotów, tworzy całkiem niezły klimat, będący jedynym elementem płyty do którego nie mogę się przyczepić. Sądząc po nazwie projektu można by się spodziewać, że płyta przesiąknięta będzie smutkiem, i faktycznie tak jest. Dodatkowo robi się też nieco melancholijnie, podniośle, w niektórych momentach nawet niepokojąco. Wszystko to zaliczam jak najbardziej na plus. Szkoda jedynie, że strona muzyczna nie nadąża za klimatem.
I tak to się właśnie przedstawia. Neoklasycyzm w wydaniu The Well of Sadness do mnie nie przemawia, głównie za sprawą słabej jakości wykonania. Nie znaczy to jednak, że przestanę poszukiwać czegoś bardziej mi odpowiadającego. Tymczasem 60%.
Tracklista:
01. All The Pretty Faces Painted Grey
02. Cosi Sia
03. Heirs of the Promise
04. In Our Last Times
05. Infant Joy
07. Infant Sorrow
08. The Call of the Bell
09. The Lamb
10. The Land of Dreams
11. Unborn
12. Nothing
13. Me Ans A Green Man
Inne artykuły:
- The Well Of Sadness - I'm Uprooted From It - 2011-12-27 (Recenzje muzyki)
- V/A - Brewery In Piotrków Trybunalski - 2007-01-01 (Recenzje muzyki)