Unitary - Safe from Harm
Czytano: 4500 razy
70%
UNITARY to hobbystyczny projekt Johana Hanssona, który pod tym szyldem wydał cieszący się powszechnym uznaniem debiutancki album zatytułowany "Second To None" w roku 2003. Od tamtej pory stworzony przez Hanssona własny styl industrial techno przyczynił się do umieszczenia jego kawałków na licznych składankach electro, ale tak poza tym nasze muzyczne radary w zasadzie nie wychwycały nic poza tymi rzadkimi objawieniami. Czy więc pozostaje wierzyć, że ostatnie 8 lat życia spędził na dopieszczaniu swego długo wyczekiwanego drugiego skoku, Safe from Harm? Najwyraźniej tak. UNITARY w końcu wyłonili się zza horyzontu swego studio w Sztokholmie ukończywszy 12 nowych utworów. Safe from Harm odkrywa także nowy etap na ścieżce rozwoju zespołu – wprowadzenie wokali.
Fani wcześniejszych, instrumentalnych nagrań, zauważą, że Safe from Harm ma wszystkie typowe cechy będące znakiem rozpoznawczym UNITARY - tłuste syntetyczne dźwięki i przestrzenność, więc nie trzeba od razu zniżać się do poziomu obleśności z refrenów "SELL-OUT!". Znajdzie się tam nawet trochę instrumentalnych melodyjek w formie "Der Perfekte Traum" by zadowolić starych wyjadaczy.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, UNITARY z pewnością odczuje napięcie w związku z wydaniem Safe from Harm. Otwierający płytę utwór "Aria" zaczyna się elektronicznymi samplami i przesterowanym basowym ciosem, który równie dobrze mógł pojawić się w nagraniu Aphex Twin. UNITARY jest projektem obejmującym szerokie spektrum wpływów, rozpoczynając od cyber punkowych narracji Gary’ego Newmana po ziarnisto post-punkowe podejście typu Ministry (z domieszką lekko zatartych śladów New Wave darlings Cabaret Voltaire). Początek robi ogromne wrażenie, obiecując świeże ujęcie gatunku zmierzającego już do stanu stagnacji. Gdy jednak klawiszowe akordy ustępują miejsca pierwszym dźwiękom głosu Hanssona, obawiam się, że zaczyna nie być już tak obiecująco.
Nie chodzi o to, że śpiewa w niezrozumiały sposób, czy nawet o to, że styl jego wokalu nie pasuje do industrialnej aranżacji – po prostu jest on cholernie bezekspresyjny. Jasne, że w kontekście muzycznym takie słowa krytyki mogą brzmieć po prostu nie fair, ale tytaniczne kawałki jak "Calm" czy "Colder" zasługują na więcej niż monotonne drone’y Hanssona. Owszem, w kilku miejscach na albumie jego głos brzmi dobrze, choćby w "Renitent" (swoją drogą, niesamowite jest to, co może uczynić mały auto-tuning by naprawić nawet najbardziej zdrewniały rodzaj śpiewu). "Woven Hearts" skłania do kontemplacji, zastępując niezgrabny, przeładowany syntetyką overdub udręczonymi dźwiękami fortepianu. Nawet tutaj jego nudnawe, beznamiętne serenady brzmią bardziej na miejscu niż w bardziej skocznych kawałkach.
Niemniej jednak, pomijając tę drobną wadę fabryczną, nie można niczego zarzucić albumowi "Safe from Harm". W tekstach UNITARY pojawia się typowa dla skandynawskich towarów eksportowych uszczypliwa ironia a muzyka pięknie rozkwita z właściwym sobie naturalnym entuzjazmem. Każdy utwór rozbudowywany jest na bazie powtarzających się sekwencji dźwiękowych przechodząc następnie w pewien rodzaj hipnotycznej mantry. UNITARY kreuje swoisty muzyczny świat, który mógłby stanowić doskonałą ścieżkę dźwiękową do jakiegokolwiek filmu obrazującego ekstremalną miejską zgniliznę lub życie wiedzione pośród apokaliptycznych pustkowi – wiecie, o co chodzi. Hanssonowi należy się także hołd za napisanie, wyprodukowanie i wykonanie wszystkiego na tym albumie samemu oraz za to, że zna swój gatunek jak własną kieszeń. Ten album stanowi kompletną całość i nawet najbardziej wybredny eksplorator muzyki industrialnej da się złowić przez chwytliwe melodie jakie UNITARY ubija z lekkością bitej śmietanki.
UNITARY’s second album succeeds in what it tries to do and for all its minor flaws is bound to please industrial, techno heads the world over.
Tracklista:
01 Cold
02 Calm
03 Renitent
04 Aria
05 Clarity
06 Zenith
07 Repair
08 Closer Apart
09 Travesty
10 Woven Heart
11 Der Perfekte Traum
12 No Signal
Inne artykuły:
Fani wcześniejszych, instrumentalnych nagrań, zauważą, że Safe from Harm ma wszystkie typowe cechy będące znakiem rozpoznawczym UNITARY - tłuste syntetyczne dźwięki i przestrzenność, więc nie trzeba od razu zniżać się do poziomu obleśności z refrenów "SELL-OUT!". Znajdzie się tam nawet trochę instrumentalnych melodyjek w formie "Der Perfekte Traum" by zadowolić starych wyjadaczy.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, UNITARY z pewnością odczuje napięcie w związku z wydaniem Safe from Harm. Otwierający płytę utwór "Aria" zaczyna się elektronicznymi samplami i przesterowanym basowym ciosem, który równie dobrze mógł pojawić się w nagraniu Aphex Twin. UNITARY jest projektem obejmującym szerokie spektrum wpływów, rozpoczynając od cyber punkowych narracji Gary’ego Newmana po ziarnisto post-punkowe podejście typu Ministry (z domieszką lekko zatartych śladów New Wave darlings Cabaret Voltaire). Początek robi ogromne wrażenie, obiecując świeże ujęcie gatunku zmierzającego już do stanu stagnacji. Gdy jednak klawiszowe akordy ustępują miejsca pierwszym dźwiękom głosu Hanssona, obawiam się, że zaczyna nie być już tak obiecująco.
Nie chodzi o to, że śpiewa w niezrozumiały sposób, czy nawet o to, że styl jego wokalu nie pasuje do industrialnej aranżacji – po prostu jest on cholernie bezekspresyjny. Jasne, że w kontekście muzycznym takie słowa krytyki mogą brzmieć po prostu nie fair, ale tytaniczne kawałki jak "Calm" czy "Colder" zasługują na więcej niż monotonne drone’y Hanssona. Owszem, w kilku miejscach na albumie jego głos brzmi dobrze, choćby w "Renitent" (swoją drogą, niesamowite jest to, co może uczynić mały auto-tuning by naprawić nawet najbardziej zdrewniały rodzaj śpiewu). "Woven Hearts" skłania do kontemplacji, zastępując niezgrabny, przeładowany syntetyką overdub udręczonymi dźwiękami fortepianu. Nawet tutaj jego nudnawe, beznamiętne serenady brzmią bardziej na miejscu niż w bardziej skocznych kawałkach.
Niemniej jednak, pomijając tę drobną wadę fabryczną, nie można niczego zarzucić albumowi "Safe from Harm". W tekstach UNITARY pojawia się typowa dla skandynawskich towarów eksportowych uszczypliwa ironia a muzyka pięknie rozkwita z właściwym sobie naturalnym entuzjazmem. Każdy utwór rozbudowywany jest na bazie powtarzających się sekwencji dźwiękowych przechodząc następnie w pewien rodzaj hipnotycznej mantry. UNITARY kreuje swoisty muzyczny świat, który mógłby stanowić doskonałą ścieżkę dźwiękową do jakiegokolwiek filmu obrazującego ekstremalną miejską zgniliznę lub życie wiedzione pośród apokaliptycznych pustkowi – wiecie, o co chodzi. Hanssonowi należy się także hołd za napisanie, wyprodukowanie i wykonanie wszystkiego na tym albumie samemu oraz za to, że zna swój gatunek jak własną kieszeń. Ten album stanowi kompletną całość i nawet najbardziej wybredny eksplorator muzyki industrialnej da się złowić przez chwytliwe melodie jakie UNITARY ubija z lekkością bitej śmietanki.
UNITARY’s second album succeeds in what it tries to do and for all its minor flaws is bound to please industrial, techno heads the world over.
Tracklista:
01 Cold
02 Calm
03 Renitent
04 Aria
05 Clarity
06 Zenith
07 Repair
08 Closer Apart
09 Travesty
10 Woven Heart
11 Der Perfekte Traum
12 No Signal
Inne artykuły:
- Unitary - Misantrophy - 2013-05-29 (Recenzje muzyki)